X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy podgrzewaniu mięsa poparzyła się żelaznym prę�tem.Polizała spaloną skórę, czując formujący się pęcherz.Znówpomyślała o noworodku przy piersi matki i o nierozerwalnychwięzach, jakie połączyły ją z Marie-Catherine i jej dzieckiem, czyo tym wiedzieli, czy nie.Kiedy Guillemette le Bras pierwszy raz106 spytała, czy Elisabeth nie chciałaby asystować jej przy porodach,zawahała się. Nie wiem  wyznała wreszcie. To nie byłby chyba do�bry wybór.Guillemette tylko zmarszczyła czoło, przyglądając się Elisa�beth z czerwonymi dłońmi jak zwykle opartymi na biodrach. Jesteś zręczna i rozważna, a to dużo ważniejsze dla rodzą�cej kobiety niż zabawianie jej durnym trajkotaniem.Z pewnościąchcesz być użyteczna?Elisabeth opuściła łyżkę i zwiesiła głowę.Zamknęła oczy i po�myślała o ojcu Rochonie, który wybrał życie wśród dzikich, bynie gnuśnieć w bezpiecznej przystani; o wdowie i jej córkach,twarzy w kształcie serca zwróconej w górę i uśmiechu w kącikuust; o szmatach, które prała co miesiąc.Wrócił pózno.Kolacja czekała na stole.Trąc oczy, Elisabethpodniosła talerz; sos pokrywała woskowata warstwa. Chyba jest już niedobre.Jean-Claude wzruszył ramionami, sięgając po widelec.Byłw dobrym humorze. Jak tam dowódca?  spytała. Zadziwiająco dobrze.Elisabeth przyniosła dzban wody.Gdy stawiała go na stole,trochę wody wylało się, tworząc małą kałużę. Zwykle nie sprawia ci przyjemności oglądanie go  za�uważyła, wyciągając szmatkę z kieszeni fartucha. Bo zwykle nie bywa tak miły. Na pewno byłeś u dowódcy?Jean-Claude zaśmiał się niewyraznie z pełnymi ustami. Rozmawialiśmy o interesach  powiedział. Był naderciekaw wszystkiego, co mu mam do zaproponowania. To dobrze.107  Pewnie! Trochę kombinacji i powinno się to okazać nie�zmiernie korzystne. Dla kogo? Dla nas wszystkich.Chcę, żebyśmy się wzbogacili, Elisa-beth. Wzbogacili? Tutaj? Bogactwo jest wszędzie, dla tych, którzy wiedzą, jak jezdobyć. Jean-Claude przełknął ostatni kęs i odsunął talerz,wyciągając ramiona nad głową. Obiecuję, że nie będziemygnili w tej śmierdzącej dziurze do końca naszych dni.Elisabeth zabrała talerz i postawiła go na drugim końcu stołu. Chciałbyś szarlotki? Zostało z chrzcin.Potaknął, więc postawiła przed nim duży kawał ciasta.Nadrewnianym blacie stołu widniał ślad po gorącym czajniku, którykilka miesięcy temu nieuważnie tam postawiła.Elisabeth wodziłapo nim palcem. Dobrze dziś poszło, prawda? Tak myślisz? No, dziecko z pewnością ma silne płuca. Chyba poszło dobrze.Budowniczy był zadowolony. A kiedy nie jest zadowolony? Zmieje się na widok deski.Uśmiechnęła się, przygryzając wargi i znów podniosła dzbanz wodą. Daj mi go.Wolę być suchy.Elisabeth oddała mu naczynie. Zaskoczyło mnie, że przyszła ta krawcowa  odezwała się,patrząc, jak nalewa wody do kubka. Nie jest naszą sąsiadką. To mała mieścina  wzruszył ramionami. Chyba.wydaje mi się, że z nią rozmawiałeś.Czy jestmiła? Dość przyjazna. Aadne ma córeczki.Ciekawe, ile mają lat.108 Jean-Claude przyjrzał się jej, trzymając uniesioną łyżkę.Dobrody przykleił się mu kawałek ciasta. Dlaczego nagle zainteresowała cię krawcowa?Elisabeth zaczerwieniła się. Ja.ona jest tu nowa.Byłam po prostu ciekawa.Maszokruszek. Tak? O, tutaj.Elisabeth odsunęła krzesło i wstała, zabierając pusty talerz.Zaniosła go razem z innymi na zewnątrz do pozmywania.Kiedywróciła do chaty, drzwi zatrzasnęły się za nią, aż zadrżał płomieńlampy.Jean-Claude odwrócił się z uniesioną brwią i ramionaminadal nad głową.Wsparł się na łokciach i pochylił w jej stronęz błyszczącymi oczami. Zazdrość ci służy  rzekł. Zazdrość? Dlaczego, na Boga, myślisz, że. Młode wdowy.Nieważne, że mogą być szpetne i że ciąg�nie się za nimi tłum dzieciaków jak smród za wojskiem.Zawszepowodują szybsze bicie serca u żon.Elisabeth skrzywiła się, a on wybuchnął śmiechem. Nie zrozum mnie zle.Lubię, kiedy ci serce szybciej bije. Nic z tego. Masz czarujące oczy, kiedy tak błyskają.Ty wilczyco! Przestań.Znów się roześmiał. Daj spokój, Elisabeth.Tylko się trochę z tobą przekoma�rzam.Ta krawcowa jest prostą kobietą i ma dwójkę piszczącychdzieciaków, nie wspomnę o jej figurze.Może czasem bywam nu�dziarzem, ale nie jestem ślepy.Chodz do mnie.Zawahała się. Chodz  powtórzył nieco ostrzejszym tonem. I ciesz109 się, że nie ma tu żadnych dzieci, które by nam przeszkadzaływ przyjemnościach.Elisabeth powoli obeszła stół i stanęła przed nim. Myślisz, że jestem niemądra  wymamrotała. Niemądra i cudowna.Ujął jej głowę w dłonie i ucałował, przyciskając łokcie do jejżeber, a niecierpliwymi palcami buszując we włosach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl


  • Drogi uĹźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.