[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drzwiczki taksówki były otwartei szofer w swoim szarym prochowniku, rudy olbrzym z obwisłymi wąsami,rzucił się prosto na Eugeniusza.Klient wcale nie był tym zachwycony, boniósł w rękach z wielką ostrożnością małe saskie figurki na etażerkę,kruche jak diabli.Z Hali Licytacyjnej za ich plecami dobiegały krzyki iśmiechy.Pogoda była piękna.Obaj mężczyzni zwarli się gwałtownie, od razu niemiło zaskoczeninawzajem swoją siłą.Jeden chciał drugiego rzucić na ziemię, ale napróżno.Szofer walił w Eugeniusza wielkimi zamaszystymi ciosamiramienia.Eugeniusz był niski.Nadął się, jak mógł, perfidnie i brutalniechwycił tamtego wpół, aby mu utrudnić oddech.Szofer, broniąc się,obiema dłońmi wsparł się na pochylonej głowie Eugeniusza.A wtedyEugeniuszowi udało się rzucić szofera na ziemię.Klient, mały, chudy, z bródką, w meloniku i okularach, rzucił się do wozu ikrzyknął falsetem: Dość tego!Gapie przyjęli to nową porcją konceptów, a tymczasem dwaj zapaśnicy,zadyszani, mierzyli się wzrokiem, czerwoni, ale i uspokojeni, jak chłopcy,którzy dobrze się sprawili. Dość tego!  zaskowyczał histerycznie człowiek z saskimi figurkami ipodał Eugeniuszowi skąpy napiwek, który dobył przyciskając do siebieporcelanę i z trudem utrzymując równowagę. No, to do widzenia i życzę zdrowia  rzekł Mere do szofera, któryskulił się na swoim miejscu. A jeżeli tu wrócisz, to ci się jeszcze cośdołoży.Otworzył i zacisnął dłoń, podczas gdy wóz ruszał.Trzy su! Nie do wiary!Trzy su za całe to taszczenie.Dalibóg, co za kutwa z tego jegomościa!Kazał mi dzwigać całe urządzenie salonu i bibeloty, wszystko za trzy su!Nędza! A nie trzeba mu było ufać, bo gębę miał jak Poincare!Eugeniusz szedł zaułkiem ulicy Chauchat mrucząc z niezadowolenia.Skręcił w pasaż koło Opery i z wolna wyszedł na Wielkie Bulwary.Przezcały dzień nosił meble, paczki z książkami, jakieś dziwne rzeczy, pluszowefiranki, żelaziwo, jednym słowem wszystko, czym handlowało się w HaliLicytacyjnej i co nabywcy dawali mu do noszenia z piętra lub z salparterowych na chodnik i do wozów.Kto inny na jego miejscu skonałby zezmęczenia  i za to wszystko nie dostał nawet dwudziestu su! Eugeniuszmiał w sobie siłę absolutnie nie wyczerpaną, która dawała mu się mocnowe znaki.Przenosiłby całe góry, gdyby mu kto za to dobrze zapłacił.Jednocześnie czuł się śmieszny przy tej nijakiej robocie.Więc tak trochę,aby sobie samemu dowieść, że jest jeszcze mężczyzną, spróbował się z tymszoferem z powodu jakiegoś niewinnego żartu tego faceta.Ale nie zarobił dwudziestu su.Za prawie cztery godziny, międzyczekaniem i kręceniem się tam i z powrotem.Co prawda, bywają zajęcia, gdzie kobiety nie zarabiają nawet tego.Osiemnaście su, ani grosza więcej.Osiemnaście su, no, powiedzcie.Tułów miał bardzo długi i ogromne ręce; prawie wcale szyi i tę jasną cerę,już krostowatą, drobne zmarszczki pod malutkimi oczyma.Był wygolony,na brodzie zawsze miał małe pryszczyki.Wyglądał tak, jakby nigdy niezdejmował bluzy, tak ściśle oblekała ona jego przysadziste ciało, ukazującgrozne ruchy bioder przy chodzeniu.Włosy nosił bardzo krótko ostrzyżonez wyjątkiem czubka głowy, bo tam trzeba było robić przedziałek.Naśrodku przedziałek.A w niedzielę  brylantyna.Prawie bez brwi, noslekko zadarty.Nawet urągano mu z powodu tego nosa.To najczęściej byłoprzyczyną bójek.Nie zarobił dwudziestu su.Z braku pracy marnował siły w HaliLicytacyjnej.Szukał tam uczciwie pracy wiedząc, że czasy są trudne.Aleprzecież wszyscy potrzebują stale bucików.Gdyby miał trochę pieniędzy,mógłby pracować jako szewc.Ale robotnik