X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aaron natarł na Werchiela, w jego dłoni pojawił się znowu ognisty miecz, gotowy do ataku.- Zabiłeś ich! - wrzasnął, przypominając sobie twarze tych wszystkich, których aniołkiedykolwiek pozbawił życia, w tym także jego najbliższych.145� Werchiel blokował ataki przeciwnika z godną podziwu szybkością.Na jego bladą twarzpowracał powoli drapieżny uśmiech, a cztery krwawe szramy, które przecina ły ją jeszcze przedchwilą, stopniowo się zablizniały.- To prawda, zabiłem.ale dopiero teraz zaczynam się rozkręcać! - Werchiel przemówił zpozbawionym emocji uśmiechem, walcząc cały czas z tą samą brutalną siłą.- Jesteś zarazą,Aaronie Corbet.- Anioł wypluł z siebie imię i nazwisko chłopca, jakby było trucizną.- A jamam zamiar wyciąć tę zarazę ze zdrowej tkanki świata, razem ze wszystkimi, którychzainfekowałeś.Aaron zanurkował pod nim i wynurzył się za plecami Werchiela.- Te wszystkie morderstwa.- zaczął.Werchiel odwrócił się w mgnieniu oka.Aaron w ostatniej chwili schylił się, unikając uderzeniamiecza, które rozpłatałoby mu czaszkę.Poczuł bijące od ostrza ciepło na swoich mokrych odpotu włosach.-.dokonujesz ich za przyzwoleniem i w imię Boga? - Aaron dokończył pytanie.- Wszystko, co robię, robię dla Niego - syknął Werchiel z furią wyrytą na okaleczonej twarzy.-Jakiemu Bogu służysz? - Aaron starał się uniknąć ciosów anioła, w nadziei, że gniew osłabijego zmysły i wytrąci go z równowagi.- Który Bóg pozwoliłby na to, żeby mordować w jegoimieniu niewinnych ludzi?Udało mu się wyprowadzić potężny cios pięścią.Trafił Werchiela w twarz z taką siłą, że głowaodskoczyła mu do tyłu i na bok jak piłka.Przeszył go niezwykły dreszcz, gdy zobaczył, jak aniołsię zachwiał.Przed przemianą Aaron nie przeżyłby nawet kilku sekund w walce z takimrozszalałym monstrum, ale teraz wierzył, że może przynajmniej sprawić, aby Werchiel długopamiętał ten pojedynek.Werchiel wypluł krew ze zranionych ust i skoczył, tnąc mieczem z jeszcze większą siłą.Jegoataki były nie do powstrzymania, Aaron cofał się już tylko, parując kolejne straszliwe ciosy.Wkońcu jego miecz zaczął pękać, aż wreszcie rozpadł się na drobne kawałki i rozpłynął wpowietrzu.- Poddaj się, bestio - zażądał Werchiel, głosem miękkim jak aksamit.- Taka jest wola Boga.- Tomówiąc, anioł wzniósł miecz, by rozpłatać przeciwnika na pól.146� Aaron zdążył jednak rozłożyć skrzydła.Doskoczyl do dowódcy gwardzistów, wbijając mu barkw żołądek, silnym chwytem unieruchomił nadgarstek, nie pozwalając opuścić miecza.- Czy aby na pewno wykonujesz Jego rozkazy, Werchielu? - zapytał, kiedy starli się znówpośród szalejącej wokół burzy.- A może swoje własne?Werchiel uniósł kolano.Silny cios w bok sprawił, że Aaron poczuł, jak jego płuca eksplodują.Odruchowo rozluznił uchwyt.-Jestem dowódcą Potęg - usłyszał głos przeciwnika przekrzykujący świst wiatru.- Pierwszymspośród tych, których stworzył Ojciec.Aaron chciał wymyślić kolejną broń, ale przeszywający ból w boku i płucach sprawiał, że ledwoutrzymywał się w powietrzu.Nie chciał umierać, nie chciał być kolejną biedną duszyczką, którapoległa z ręki Werchiela.Anioł ruszył z mieczem w dłoni, wznosząc potężne ostrze nad głową.- Jego życzenie jest dla mnie rozkazem! - syknął, błyskając oczami, w których malowała sięjedynie żądza mordu.W ostatniej chwili, gdy Werchiel miał już ugodzić Aarona mieczem, ten machnął znówskrzydłami, odrzucając przeciwnika daleko w tył.-Ja i mój Bóg stanowimy jedność! - krzyknął Werchiel, walcząc z siłami natury, które jednakokazały się silniejsze.Ledwie przebrzmiały te słowa, niebieskie sklepienie rozdarła gigantyczna błyskawica.Werchielzasłonił oczy dłonią, oślepiony blaskiem.Jak za dotknięciem niewidzialnego palca jakiejśboskiej istoty złożonej wyłącznie z energii, błyskawica ugodziła wprost w głowę anioła, karzącgo za jego pychę.Werchiel wrzasnął z bólu, gdy ładunek elektryczny przepłynął przez jego ciało i wydostał się nawolność czubkami palców stóp.Anioł sprawiał wrażenie, jakby cały świecił się od wewnątrz.Usta otworzył szeroko w niemym krzyku, który zagłuszyła szalejąca wokół burza.Chwilępózniej Werchiel eksplodował płomieniami.Jego ciało nie było już w stanie utrzymać energiikrążącej w żyłach.A potem, niczym mityczny Ikar, który podleciał za blisko słońca, runął w dół.- Stanowicie jedność? Jesteś tego pewien? - spytał Aaron, patrząc, jak jego przeciwnik spada,wirując, w stronę ziemi.A potem podniósł wzrok i spojrzał w niebo.-Naprawdę jesteś tegopewien? - powtórzył.147� Werchiel leżał na boku na zimnej, wilgotnej ziemi, pogrążony w potwornym bólu, bólu, jakiegonie zaznał nigdy wcześniej.Jego ciało, poczerniałe od uderzenia błyskawicy, tliło się nadal,stygnąc powoli w chłodnym, nocnym powietrzu.Przewrócił się na plecy i spojrzał w niebo - tam, gdzłi mieszkał jego Pan.Burzowe chmury rozstępowały się.Anielskie czary, które przyniosły nagłe załamanie pogody,rozpływały się niczym obłoki dymu rozwiewane przez wiatr.- Dlaczego? - wychrypiał Werchiel, powoli podnosząc spalone ramię i celując ręką wrozgwieżdżone niebo.Ale Stwórca milczał.Wtedy zjawili się oni - najwierniejsi z jego żołnierzy.Ci, którzy przeżyli i spoglądali na swegodowódcę z wysokości oczami pozbawionymi wyrazu, sfrunęli na dól, podnieśli go i na własnychramionach unieśli w górę, z dala od miejsca bitwy, które okazało się sceną jego największejporażki.- Dlaczego? - spytał ponownie Werchiel, kiedy zbliżali się już do miejsca, w którym mieszkałjego niebieski Ojciec, ale i tym razem nie uzyskał odpowiedzi.- Dlaczego mnie opuściłeś?Ziemia zbliżała się coraz szybciej i Aaron naprężył mięśnie, a potem zamachał kilka razyskrzydłami, żeby spowolnić opadanie.Wylądował na niewielkim trawniku przed swoim domem i natychmiast pobiegł w kierunkuspalonego budynku, w którym jeszcze niedawno mieszkała cała jego rodzina.- Stevie? - zawołał, biegnąc po ścieżce zasypanej odłamkami dachówek i płonącymi kawałkamidrewna.Może zostawili go.Być może zdecydowali, że nie będzie im potrzebny.- Stevie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl


  • Drogi uĹźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerÄ‚Å‚w w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerÄ‚Å‚w w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.