X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niedowierzając wskazaniom termometru dotykaliśmy rękamiścianek zbiornika i ciepłych, żywych węży - czy nie stygną lubczy nie pałają znowu gorączkowym żarem.Ale nie, powietrze w pokoju pozostawało ciepłe, wilgotne irześkie, jak gdyby znajdowało się tu wielkie, czyste zwierzę.Maszyna żyła.Po prostu niczego bez nas nie podejmowała.Podporządkowaliśmy ją sobie!O godzinie pierwszej w nocy spojrzałem na swego sobowtórajak w lustro.Zmęczony mrugał zaczerwienionymi powiekami iuśmiechał się.- Chyba wszystko w porządku.Idziemy się przespać, co?W tej chwili to nie był już sztuczny dubel.Obok mnie siedziałtowarzysz pracy, tak samo zmęczony i szczęśliwy, jak ja sam.Aprzecież - dziwna rzecz! - wcale nie odczuwałem zachwytupodczas naszego spotkania w parku, nie bawiły mnie teżurojenia pamięci oglądane w zbiorniku.teraz jednakodczuwałem spokój i radość.Jednak najważniejszą d]a człowieka rzeczą jest poczuciepanowania nad sytuacją! Rozdział piątyCzy w uporczywych poszukiwaniach związkówprzyczynowych nie wyraża się ludzki instynktposiadania? Przecież i tu szukamy, co do czego należy.K.Prutkow - inżynier, myśl nr 10 Wyszliśmy do parku.Była ciepła noc.Ze zmęczenia obajzapomnieliśmy, że nie wolno nam pokazywać się razem iprzypomnieliśmy sobie o tym dopiero przechodząc przezportiernię.Staruszek Wachtiorycz wpatrywał się w nas swoimitrochę sennymi, błękitnymi oczkami.Zamarliśmy.- O, pan inżynier! - nagle ucieszył się dziadek.- Już po dyżu-rze?- Tak.- odpowiedzieliśmy chórem.- No i dobrze.- Wachtiorycz podniósł się ciężko i otworzyłdrzwi wyjściowe.- No i nic się z tym Instytutem nie stanie, inikt go nie ukradnie, a ja tu muszę, siedzieć jak głupi.Ludziesię bawią, a ja muszę siedzieć, tak to już jest.Wyskoczyliśmy na ulicę i szybkim krokiem oddalili się.- No i masz! - W tym momencie zauważyłem, że fasadanowego budynku Instytutu ozdobiona jest różnobarwnymilampkami.- Który dzisiaj jest?Dubel policzył na palcach.- Pierwszy.nie, drugi maja.Najlepsze życzenia, Wala!- Nawzajem, spóznione.O, cholera!Przypomniałem sobie, że byłem umówiony z Leną.Pierwszego maja mieliśmy wybrać się do jej znajomych, adrugiego pojechać motocyklem za Dniepr.Oklapłem zupełnie.Obrazi się teraz na śmierć.- A Lena teraz tańczy.gdzieś, z kimś.- powiedział dubel.- A ciebie cc to obchodzi?Umilkliśmy.Ulicami jezdziły umajone zielenią trolejbusy.Na dachach budynków świeciły dekoracje w kształciestartujących rakiet.Za otwartymi na oścież oknami ludzietańczyli, śpiewali, wznosili toasty.Zapaliłem i zacząłem analizować obserwacje maszyny-matki (tak nazwaliśmy ostatecznie cały kompleks).Po pierwsze niejest to ani maszyna-wyrocznia, ani maszyna-myśliciel i niedokonuje żadnego wyboru informacji.Są tylko kombinacje -niekiedy sensowne, niekiedy nie.Po drugie, można niąsterować nie tylko drogą energetyczną (zaciskać węże,zamykać dopływ wody i energii - jednym słowem, chwytać zagardło), lecz także drogą informacyjną.Co prawda, na raziereaguje tylko na rozkaz: �Nie!�, ale początki są zawsze trudne.Wydaje się, że najwygodniej jest sterować nią zapośrednictwem �czapki Monomacha� prądamiczynnościowymi mózgu.Po trzecie, maszyna-matka, chociażbardzo skomplikowana, jest tylko maszyną - sztucznymtworem nie posiadającym własnych celów.Dążenie dostabilizacji, do równowagi informacyjnej oczywiście nie jest dlaniej celem, a tylko właściwością, tak samo jak na przykład wprzypadku wagi analitycznej.Po prostu przejawia się ono wbardziej złożony sposób: syntezą żywej materii z informacjizewnętrznej.Celem jest zawsze rozwiązanie zadania.Maszynanie miała żadnego zadania i dlatego wygłupiała się z nadmiarumożliwości.Ale.-.jej zadania powinien wyznaczać człowiek - podchwyciłdu- bel.Przestała już mnie dziwić jego zdolność do myśleniarównolegle ze mną.- Podobnie jak i zadania dla wszystkichinnych maszyn.I co za tym idzie, mówiąc językiem oficjalnym,cała odpowiedzialność spoczywa na naszych barkach.O odpowiedzialności nie chciało mi się myśleć.Człowiekpracuje, pracuje, nie oszczędza się, a w dodatku musi ponosićcałą odpowiedzialność.A ludzie tymczasem się bawią.Zmarnowaliśmy święto, durnie.Całe nasze życie minie w tymśmierdzącym laboratorium.Skręciliśmy w kasztanową aleję, wiodącą do osiedla.Przednami powoli szło dwoje ludzi.Obu nas, trzezwych, głodnych isamotnych, aż coś ścisnęło za serca, tak pięknie wyglądali cidwoje na tle rozświetlonej latarniami alei.On, wysoki ielegancki, obejmował ją w pół.Ona lekko skłoniła swojąpięknie uczesaną główkę na jego ramię.Mimo woliprzyspieszyliśmy kroku, aby ich wyprzedzić i nie rozjątrzać się lirycznym widokiem.- A teraz posłuchamy magnetofonu, Tanieczka! Mam takienagrania, że palce lizać! - doleciał do nas szemrzący głosChiłoboka i obaj potknęliśmy się.Zachwyt gwałtownie sięulotnił.- Harry znowu nową poderwał - stwierdził dubel.Zbliżywszy się do nich rozpoznaliśmy dziewczynę.Jeszczeniedawno przychodziła na praktykę do Instytutu w szkolnymfartuszku.Pózniej zaczęła pracować chyba jako laborantka uobliczeniowców.Podobała mi się - zmysłowe wargi, miękkizarys nosa, wielkie piwne oczy, rozmarzone i ufne.- A kiedy Azarow wyjeżdża na urlop albo w delegację zagra-niczną, to o wielu rzeczach decyduję za niego ja - puszył sięHarry jak paw.- Zresztą nawet jak jest, to też tak samo.Oczywiście, to bardzo ciekawe, a jakże!Idzie Tanieczka, wsparłszy głowę o tergalowe ramięChiłoboka, i wydaje się jej docent Harry rycerzem naukiradzieckiej.Może nawet cierpi na chorobę popromienną, jakgłówny bohater filmu �Dziewięć dni jednego roku�? A możezmarnował zdrowie pracą naukową jak bohater filmu�Wszystko zostaje dla ludzi�? I omdlewa, i sama siebie widziw roli godnej partnerki, idiotka.Zdrów jest twój uczonykawaler, Tanieczka, nie bój się.Nie zmęczył się nauką.A ciebieprowadzi właśnie teraz prościutką drogą do pierwszegowielkiego rozczarowania życiowego.W tym to on jestprawdziwy artysta.Dubel zwolnił kroku i odezwał się półgłosem.- A może by mu dać po mordzie? Nic łatwiejszego - ty idzieszteraz do znajomych, zapewniasz alibi.A ja.Wyprzedził mnie o sekundę.W ogóle starał się mnie wyprze-dzać, utwierdzając w ten sposób swoje poczucie niezależności -wiedział przecież, że myślimy jednakowo.Ale ponieważwyprzedził mnie, zadziałał u mnie inny przejaw poczucianiezależności - przeciwstawianie się cudzym myślom.- Przez dziewczynę, coś ty? Niech ją.Nie ta, to inna się na-rwie.- I przez nią, i w ogóle za wszystko.Dla spokoju ducha [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl


  • Drogi uĹźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerÄ‚Å‚w w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerÄ‚Å‚w w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.