X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uratował mi pan \ycie. Cokolwiek robiłem dla pana, miałem pełną świadomość, \e pan zrobiłby to samodla mnie.Ani przez chwilę w to nie wątpiłem. Jest pan równie szlachetny, jak odwa\ny. Ten grecki mnich nazwał mnie zboczeńcem, który mógłby szanta\ować pół Berli-na. A mógłby pan? Mo\e  odparł szybko Lubok, oglądając się przez ramię na Francuza, który101 przywoływał go machaniem ręki do łodzi.Kiwnął mu w odpowiedzi głową i zwrócił się doVictora. Niech pan posłucha  ciągnął cicho, cofając rękę. Ten mnich powiedział panucoś jeszcze  \e pracuję dla Rzymu.Mówił mi pan, \e nie rozumie pan, co miał na myśli. Bo prawdę mówiąc, nie rozumiem.Ale nie jestem ślepy, to musi się wiązać z tam-tym pociągiem z Salonik. Wszystko wią\e się z tym pociągiem. A więc jednak pracuje pan dla Rzymu? Dla Kościoła? Kościół nie jest pańskim wrogiem.Powinien pan w to uwierzyć. Kseonopici tak\e twierdzą, \e nie są moimi wrogami.A najwyrazniej jakiegośwroga mam.Ale nie odpowiedział pan na moje pytanie.Pracuje pan dla Rzymu? Owszem.Ale nie tak jak pan myśli. Lubok!  Fontine chwycił Czecha za ramiona. Ja nic nie myślę.Ja nic niewiem! Nie mo\e pan tego zrozumieć?Lubok wpatrywał się intensywnie w Victora; w nikłym świetle nocy widać było, \epróbuje przemknąć jego myśli. Wierzę panu  powiedział. Stworzyłem panu kilkanaście okazji.Nie skorzy-stał pan z \adnej z nich. Okazji? Jakich znowu okazji?Francuz znów zawołał Luboka, tym razem ze zniecierpliwieniem:  Hej ty tam, ele-ganciku! Spadamy stąd! Ju\ idę  odparł Lubok, nie spuszczając wzroku z Fontine^. Powiem panu cośna po\egnanie.Są ludzie  po obu stronach  którzy uwa\ają, \e cała ta wojna nie ma \ad-nego znaczenia w porównaniu z informacjami, znajdującymi się, według nich, w pana posia-daniu.I na swój sposób mają rację.Tylko \e pan nie otrzymał tych informacji i nigdy nic niewiedział.A tę wojnę trzeba toczyć.I wygrać.Pański ojciec był mądrzejszy ni\ oni wszyscyrazem. Savarone? Co pan. Muszę ju\ iść. Lubok stanowczo, lecz bez wrogości zdjął z ramion ręce Victo-ra. Dlatego właśnie zrobiłem to, co zrobiłem.Dowie się pan ju\ wkrótce.Ten mnich w pa-łacu Kazimierzowskim miał rację  zdarzają się potwory.On był jednym z nich.Są jeszcze iinne.Ale niech pan nie obarcza za to odpowiedzialnością kościołów; one są niewinne.Dająschronienie fanatykom, ale są niewinne. Elegancik! Nie czekam ani chwili dłu\ej! Idę!  zawołał Lubok stłumionym głosem. Do widzenia, Fontine.Gdyby choćprzez chwilę powstała mi w głowie myśl, \e nie jest tak, jak pan mówi, sam osobiście zrobił-bym z pana miazgę, \eby zdobyć tę informację.Albo bym pana zabił.Ale pan rzeczywiścienic nie wie i wcią\ wisi między młotem a kowadłem.Teraz zostawią pana w spokoju.Na ja-kiś czas.Musnął dłonią twarz Victora, krótko, delikatnie, i pobiegł do łodzi.Niebieskie światła zabłysły nad polem w Montbeliard dokładnie pięć minut po półno-cy.Natychmiast zapalono dwa rzędy małych flar znakujących lądowisko.Samolot zatoczyłkoło i zaczął podchodzić do lądowania.Fontine rzucił się biegiem przez pole, ściskając w ręku swój neseser.Nim dopadł to-czącego się samolotu, luk włazu został otwarty i pojawiło się w nim dwóch \ołnierzy.Trzy-mali się jedną ręką metalowej ramy, a drugie wyciągnęli do niego.Victor wrzucił do środkaneseser, sięgnął w górę i zdołał chwycić rękę z prawej.Przyspieszył, odbił się od ziemi i został wciągnięty do wnętrza maszyny; legł na pod-łodze, twarzą do pokładu.Właz został na powrót zatrzaśnięty, ktoś krzyknął głośno rozkaz dopilota i silniki ryknęły ze zdwojoną mocą.Samolot szarpnął do przodu, kilka sekund pózniejogon kadłuba oderwał się od ziemi, następne kilka sekund i byli w powietrzu.102 Fontine uniósł głowę i podczołgał się do \ebrowanej ściany obok luku.Przyciągnął dosiebie neseser i odetchnął głęboko, odchylając głowę do tyłu i opierając ją o stal kadłuba. � Bo\e!  dobiegły z ciemności słowa kogoś wyraznie zszokowanego. Topan!Victor odwrócił błyskawicznie głowę w lewo, w kierunku ledwie majaczącej postaci,tak wstrząśniętej jego widokiem.Z okien nie oddzielonej niczym kabiny pilota strzeliłypierwsze smugi księ\ycowej poświaty.Wzrok Fontine'a przykuła prawa ręka mówiącego zamiast dłoni z rękawa wystawała gruba czarna rękawiczka. Stone? Co pan tu robi?Ale Geoffrey Stone nie był w stanie wykrztusić z siebie odpowiedzi.Księ\yc zalśniłjaśniej, oświetlając wydrą\oną skorupę kadłuba samolotu.Stone wpatrywał się w niego wy-trzeszczonymi oczami, z rozdziawionymi ustami, zastygły w bezruchu. Stone? To pan? O Bo\e! Wykiwali nas.Udało im się! O czym pan mówi?Anglik ciągnął dalej tym samym monotonnym głosem:  Doniesiono nam, \e zostałpan zabity.Schwytany i rozstrzelany w pałacu Kazimierzowskim.śe tylko jednemu człowie-kowi udało się uciec.Z pańskimi papierami. Komu? Kurierowi.Lubokowi.Victor wstał niepewnie, przytrzymując się metalowej klamry sterczącej ze ściany ro-zedrganego samolotu.Fragmenty łamigłówki zaczęły się układać w logiczną całość. Skąd dostaliście tę informację? Przekazano ją nam dziś rano. Kto ją wam przesłał? Kto ją odebrał? Kto przekazał? Ambasada Grecji  odparł Stone ledwie słyszalnym szeptem.Fontine osunął się zpowrotem na podłogę samolotu.W uszach zadzwięczały mu słowa Luboka:  Stworzyłem pa-nu wiele okazji; nie skorzystał pan z \adnej.Są ludzie, którzy uwa\ają, \e cała ta wojna niema \adnego znaczenia.Dlatego te\ zrobiłem to, co zrobiłem.Dowie się pan ju\ wkrótce.Teraz zostawią pana w spokoju.Na jakiś czas".Lubok wykonał swój ruch.Osobiście sprawdził przed świtem lotnisko w Warszawie iwysłał do Londynu fałszywą wiadomość.Nie trzeba było wielkiej wyobrazni, \eby się domyślić, jakie to niosło skutki.Jesteśmy unieruchomieni.Ujawniliśmy się i zostaliśmy rozpoznani.Teraz patrzymysobie wzajemnie na ręce, ale nikt nie mo\e sobie pozwolić na ruch ani nawet przyznać się dotego, czego szuka. Brevourt mówił to stojąc w oknie Sekcji Operacji Zagranicznych i wy-glądając przez oprawną w ołów szybkę na dziedziniec. Pat.Po drugiej stronie sali, przydługim konferencyjnym stole stał wściekły Alec Teague.Poza nimi dwoma w pokoju nie byłonikogo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl


  • Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.