X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A po co?  kwituje. Tutaj mogę robić to samo. Przecież sam powiedziałeś, że jest tylko czterdzieści osiem gatunków& Na razie  zaznacza Rapskullio.Przesuwa mnie bezceremonialnie, sięgając kościstąręką po obraz, na który nie zwróciłem uwagi.Odkłada na wpół ukończoną podobiznę Morenyi stawia na sztaludze nowe płótno.Mam przed sobą doskonałą, realistyczną replikę pokoju, gdzie właśnie się znajdujemy.Jest sztaluga.A na niej płótno identyczne jak to, teraz przeze mnie oglądane.I tak dalej, i takdalej.Aż w głowie mi się kręci od tego widoku, jakbym patrzył przez okno, które otworzyło się na wprost mnie. Raju  mówię z podziwem. Powinieneś zmienić fach, słowo daję. Patrz i ucz się, mój drogi  odpowiada Rapskullio.Bierze paletę i zamacza zaschniętypędzel w kleksie szkarłatu.Następnie ostrożnymi pociągnięciami domalowuje na obraziecudnego motyla, zawieszonego tuż nad biurkiem.Uzupełnia go akcentami żółci i czerni, po czymcofa się i podziwia swoje dzieło. Voil�  oznajmia, a motyl powoli znika z obrazu.Pojawia się tuż przed moim nosem i wylatuje przez dziurę w ścianie. Czterdzieści dziewięć  oświadcza Rapskullio.W jednej z retrospekcji dowiadujemy się, jak Rapskullio zdobył smoka, dzięki któremusterroryzował królestwo i zabił króla Maurycego.Zamiast wytropić go w Górach Ukrytych, gdziepodobno żyją te stwory, maluje go po prostu na czarodziejskiej sztaludze.Wszystko oddanena tym płótnie obudzi się do życia, namacalne i trójwymiarowe jak my wszyscy.%7łe też wcześniej na to nie wpadłem. Czekaj  mówię oszołomiony. Starczy, że coś namalujesz& nawet jeśli nikt nas nieczyta?W odpowiedzi sięga po inny pędzel i maluje parujący kubek na biurku.Po chwili trzymago w ręku. Herbatki?  pyta. To niesamowite, Rapskullio.Ba, fantastyczne! Możesz wprowadzić do bajki, cokolwiekci się podoba? Tak mi się wydaje.Nie wiem, czemu to działa, gdy nie toczy się opowieść.I dlaczegopotrafię namalować coś prócz Pyra.Ale muszę przyznać, że to pożyteczna sprawa. Czy zdarzyło ci się namalować coś oprócz motyli?Rapskullio potulnie wbija wzrok w posadzkę.  W zeszłym tygodniu miałem chrapkę na agrest w czekoladzie.Namalowałem sobiemiseczkę i jadłem, aż mało nie pękłem. Skoro możesz domalować coś do bajki  mówię z namysłem  czy mógłbyś kogośz niej wymalować?Otwiera usta, lecz nagle rozlega się grzmiące wołanie Buły: Wszyscy na miejsca! Książka się otwiera! Zwiatłość widzę! Pamiętajcie, żeby daćz siebie wszystko!Po czym lecę na łeb na szyję i ląduję przylepiony do skały na czterdziestej trzeciej. DELILAHIlekroć idę na pływanie, zawsze najdłużej marudzę w szatni.Nie spieszy mi sięna godzinę męczarni.Należę do osób, które na dwudziestu pięciu zawodników dopływajądwudzieste piąte, bez względu na styl.Wolę nie patrzeć na minę trenerki, kiedy wyczytuje mojenazwisko.Ale dzisiaj czuję się jakoś inaczej.Może to wpływ rozmowy z Oliverem, ale coś mimówi, że mam szansę dopłynąć z lepszym wynikiem.Bądz co bądz, Oliver zdaje się wierzyć, żedokonam rzeczy niemożliwej  więc czemu nie? Pływaczki na miejsca  mówi trenerka.Wchodzę na prawy tor i przytrzymuję siękrawędzi basenu; popłynę na plecach.Poprawiam okulary i czepek, zerkając na zawodniczki.Popłynę obok Holly Bishop, która w zawodach stanowych stylem grzbietowym zajęła trzeciemiejsce.Ekstra.Dalej widzę kilka pierwszoklasistek, a zupełnie na lewo Allie McAndrews,cheerleaderkę, która (jak sądzę) pływa tylko po to, żeby wystąpić w kostiumie kąpielowymi flirtować z chłopakami z drużyny.Na sygnał zanurzam się pod wodę i odbijam od ściany, nabierając tempa.Od razu czujęsię inaczej, jak istota z morskich głębin  jak syrena z bajki Olivera  z tak silnym ogonem, żeprześcignęłabym statek, a co dopiero Holly Bishop.Pruję na oślep taflę i patrzęna fluorescencyjne światła basenu.Jestem maszyną.Jestem niepokonana.Zawracam i gdy znów wypływam na powierzchnię, słyszę wrzaski oraz pomstowanieinnych zawodniczek i wołanie trenerki.Nie wierzą własnym oczom: oferma Delilah McPhee mawreszcie swoje pięć minut.Jeszcze chwila, a na tablicy wyników pojawi się moje nazwisko.Kolejny potężny zamach i natrafiam na coś ręką& Auuuuu!Odwracam się, plując wodą, zrywam okulary i widzę, że Allie McAndrews trzyma sięza nos, cieknie z niego krew. Zgłupiałaś!  wrzeszczy.Ze zgrozą patrzę na nią, a potem na dziewczyny, gdy pomagają jej wyjść z basenu. Wszyscy wychodzić  komenderuje trenerka. Krew w wodzie!  Prze& praszam. Zachodzę w głowę, co Allie McAndrews robiła na moim torze.A potem się rozglądam.Jakimś cudem przepłynęłam w poprzek basenu aż na przeciwległy tor, którym płynęłaAllie.I jednym ciosem chyba złamałam jej nos. Jak było?  pyta mama, gdy wskakuję na fotel pasażera. Rezygnuję.Z pływania, ze szkoły i w ogóle z życia. Co się stało? Nie chcę o tym rozmawiać. Brzęczy mój telefon.Nowa wiadomość od Jules, ale niemam ochoty zwierzać się z kolejnej katastrofy.Zresztą i tak zorientuje się w szkole, kiedywszyscy się na mnie wypną.Mama zerka na mnie. Koktajl czekoladowy z Ridgeleya jest dobry na wszystko.Jedzmy tam na kolację.Wiem, że dla mamy to nie byle co.Rzadko jemy poza domem, bo nas nie stać. Dzięki  mamroczę. Ale wolę jechać do domu. Delilah. Mama marszczy brwi. Na pewno dobrze się czujesz? Tak, mamo.Mam po prostu& dużo zadane.Przez resztę drogi powrotnej szczęśliwie unikam dalszej rozmowy.Kiedy dojeżdżamy,wbiegam do domu i pędzę na górę.Książka leży na łóżku, tam, gdzie ostatnio [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl