[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uśmiechnęła się do niejlekko.Obie wiedziały, że jej sny nie będą miłe.W szpitalu lekarze po-dali jej coś, co zmniejszyło ból, ale wpuściło do jej głowy koszmary,więc teraz, kiedy wróciła do domu, odmawiała przyjmowania tabletek.Wolała nie spać.Od trzech nocy matka siedziała przy jej łóżku, przez trzy noce byłaprzy niej, ilekroć otwierała oczy.Raz usłyszała, jak cicho nuci uwerturęz Romea i Julii, i rozpłakała się.- Gdzie on jest, mamo?- Kto?- Wiesz kto.- Lidia wzięła matkę za rękę.W kącie pokoju paliła się zielona lampka, ale Walentyna powiesiłana niej rubinową chustkę, więc światło było przyćmione i nabrało kolo-ru zimowego zachodu słońca.Wystarczyło, by widzieć oczy matki.Ujęła rękę Lidii w swoje dłonie i jednym placem delikatnie przesu-nęła po linii życia, aż do nadgarstka.RLT - Jest więzniem.- Gdzie?- Skąd mam wiedzieć, doczeńka?- Kto go złapał?- Chińczycy, oczywiście.Wiesz, jacy oni są, ciągle rzucają się sobiedo gardeł.- Masz na myśli Kuomintang?- Tak, tak sądzę, ci w okropnych wieśniaczych mundurach.- %7łyje?Walentyna westchnęła głośno, a wyraz jej ust złagodniał.- Tak.Twój przeklęty komunista nadal żyje.- Skąd wiesz?- Kazałam Alfredowi popytać.Nie bądz taka rozradowana.On niejest dla ciebie.Musisz o nim zapomnieć.- Zapomnę o nim wtedy, kiedy zapomnę, jak się oddycha.- Doczeńka! Dość już przeszłaś.Skończ z tym szaleństwem.- Kocham go, mamo.- Więc musisz nauczyć się go nie kochać.- Nie potrafię.Teraz bardziej niż wcześniej.Walentyna wyprostowała się, położyła delikatnie rękę Lidii na koł-drze, owinęła się ciasno kimonem i założyła ręce na piersiach.- Doskonale, kochanie.Więc powiedz mi.Czego chce twoja upartadusza? Jakie plany powzięłaś w tej swojej pokrętnej głowie?Zapadła długa cisza.Na dole zegar wybił trzecią.Lidia słyszała od-dech matki.- Mamo, ja omal nie umarłam w tej skrzyni - powiedziała cicho.- Nie, najdroższa.Nie.- Zawsze myślałam, że wystarczy, że przeżyję.Ale nie wystarczy.*Było wpół do ósmej i niebo właśnie zaczynało jaśnieć, kiedy Lidiazeszła na dół.Walentyna siedziała w łazience, a sądząc po zapachuRLT olejku do kąpieb, jaki przenikał przez drzwi, miała tam jeszcze trochęzabawić.Zatem Alfred będzie sam i zupełnie bezbronny.- Cześć.- Dobry Boże, Lidio, zaskoczyłaś mnie.- Siedział za stołem zato-piony w lekturze gazety, przed nim stała miska parującej owsianki.-Czy nie powinnaś być w łóżku, moja droga?Przysiadła na krześle naprzeciwko niego.- Potrzebuję twojej rady.Alfred odłożył gazetę.- Zrobię co w mojej mocy, powiedz tylko słowo.- Mama mówiła, że rozpytywałeś o Chang Lo.- Istotnie.- Muszę do niego iść.Więc.- Nie, Lidio.- Alfredzie, gdyby nie on, już dawno bym nie żyła.- No cóż, prawdę mówiąc, to ten rosyjski dżentelmen, który.- Nie.To Chang An Lo.To on skłonił chińskie oddziały do szukaniamnie.Powiedział mi to sam Aleksy Sierow, wtedy w lesie.Więc wi-dzisz, muszę z nim pomówić.Alfred wyglądał na skrępowanego.Wziął łyżkę i zamieszał owsian-kę, posolił ją lekko, a potem ze smutkiem pokręcił głową.- Przykro mi, Lidio, nie mogę ci pomóc.Do Changa nie dopuszczająodwiedzających.- Gdzie on jest?- Wwiezieniu Chou Dong.Nad rzeką.Ale posłuchaj.- Przysunął jejtalerz z tostami, a ona nie odmówiła, bo wiedziała, że próbuje jej po-móc.- Ta cała sprawa z twoim porwaniem spowodowała trochę smro-du, policja bada śmierć Po Chu, i tak dalej.Poderwała głowę.- Myślałam, że uznano mnie za niewinną.%7łe to była samoobrona?- To prawda.- Wyciągnął rękę i poklepał jej dłoń, ale odniosła wra-żenie, że jego poczucie ładu zostało zaburzone.- Widzisz, sir EdwardCarlisle uważa, że im szybciej ta sprawa przyschnie, tym lepiej, gdyższczerze mówiąc, spowodowało to sporo napięć pomiędzy nami aRLT Chińczykami.Jeśli zaczniesz robić szum w sprawie tego aresztowane-go komunisty, może to tylko pogorszyć sytuację.Więc jeśli chcesz mo-jej rady, to mówię ci, że powinnaś trzymać się od tego z daleka.Wracajdo łóżka i zostań tam, póki się to wszystko nie ułoży.Bardzo mi przy-kro, moja droga, ale tak będzie najlepiej.Lidia posmarowała tost masłem.Pokropiła miodem.Przełamała napół.- Najlepiej dla kogo? - spytała.- Dla ciebie.Spojrzała na niego.Jego oczy ukryte za szkłami okularów były pełneniepokoju.- Czy podrzucisz mnie do willi Sierowów w drodze do biura? Bardzoproszę.- Nie ma takiej potrzeby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •