[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko gdzieniegdzie cieńjakiegoś drzewa majaczył w oddali.Miejsce było całkiem opustoszałe.Robiło sięcoraz chłodniej i coraz bardziej wilgotno.Deszcz ściekał mu za kołnierz i Meryndrżał z zimna, wspinając się na przełaz.Zastanawiał się, czy to ma sens.Nie był wkońcu taki młody, a to, czego miał zamiar się podjąć, było w największym stopniuAnula & ponaousladansc niebezpieczne.Zatrzymał się, rozejrzał dookoła i wsłuchał uważnie, starając się z tejciszy wyczuć odległość.Miał rację.Niedaleko stąd znajdowała się droga wprzeszłość.Zmiało, choć z trudem posuwał się naprzód, z rękami głęboko w kieszeniach ize wzrokiem utkwionym w błotnistą ścieżkę przed sobą.Z tyłu za nim mgłazasłaniała widok, potem odpływała i znów go odsłaniała.Meryn nie słyszał żadnychodgłosów z drogi biegnącej w oddali.Jedynie szum wiatru i cisza docierały do jegoświadomości.Był już bardzo blisko.Czuł przyciąganie ziemi.Zatrzymał się, żebywyczuć wyrazne pulsowanie pod stopami.Krzyż stał tutaj, na wierzchołku niewiel-kiego wzgórza, jego trzon wtopiony był w sieć żył, które niosły z sobąod wiekówżyciodajne siły.Stąd będzie mógł odnalezć Broichana i Beth, i Lizę, i AdamaCraiga, a jeśli okaże się to konieczne, przenieść się w samo serce Szkocji.Beth i Giles pałaszowali kolację w jadalni hotelu Loch Dubh, kiedy wdrzwiach pojawił się Dave.- Beth? Przepraszam, że wam przerywam.Na stoliku, między nożami i widelcami oraz talerzami z jasnoróżowymłososiem, leżały notatki i szkice.- Niestety, telefon do ciebie.Chyba Maclaren.Beth wstała.- To ten pastor.O Boże! Ciekawa jestem, co się stało.Dave skinął na nią,żeby weszła do biura.- Odbierz tutaj, nie będziesz potrzebowała wchodzić na górę.Giles poszedłza nią i stanął przy drzwiach, kiedy podniosła słuchawkę.- Panna Craig? Pomyślałem, że powinna pani wiedzieć.Pani dziadek wróciłdo domu.Widziałem go dziś po południu, tuż po waszym wyjezdzie.- Kenzawahał się.- Wydaje się bardzo podniecony.Zdenerwowany i zły.Wiem, żemówię niejasno, ale myślę, że byłoby dobrze, gdyby pani mogła przyjechać.- Teraz? Wieczorem? - Beth poczuła nagły przypływ adrenaliny.Spojrzałapobladła na Gilesa, który obserwował ją zaniepokojony.- Nie wiem, co mogłabymzrobić.Prawie mnie nie zna i nie sądzę, żebym potrafiła w jakiś sposób pomóc.- Proszę, Beth.Naprawdę uważam, że ktoś musi z nim porozmawiać, a mnieAnula & ponaousladansc nie będzie chciał słuchać.Wzięła do ręki ołówek i rysowała nim małe kółeczka i różne esy - floresy naczystym bibularzu Dave'a,- Jest pan pewien?- Jestem pewien.Przyjedz i tylko porozmawiaj z nim.Zapewnij go, że jestktoś, kto o nim myśli.Ostrzeż go, że to, co robi, jest niebezpieczne.Proszę.- Głospo drugiej stronie kabla był spokojny i silny.Tak mówi ktoś, kto przywykł osiągaćto, co chce.- Co mogłam mu powiedzieć? - Odłożyła słuchawkę i, nieszczęśliwa,odwróciła się do Gilesa.- Mogłaś powiedzieć: nie.- Popatrzył na nią zaniepokojony.- Jeśli chcesztam jechać, jadę z tobą.- To głupie, ale jestem przerażona.- Nie musisz tego robić, Beth.- Giles położył dłonie na jej ramionach.-Zadzwoń po prostu do Maclarena i powiedz, że nie możesz przyjechać.Albo jazadzwonię.On stosuje emocjonalny szantaż, a to nie jest w porządku.- Ale ma rację.Dziadek jest całkiem sam.Może on także jest przerażony.Nigdy by nie przyjechał do Walii, gdyby nie potrzebował jakiejś pomocy.Giles westchnął.- To zadzwoń jeszcze raz do Lizy.Może już jest w domu.To ona powinna znim porozmawiać, nie ty.Beth zawahała się.To był dobry pomysł.Dodający otuchy.Ale potrząsnęłagłową.- Nie.Ona jest daleko, wiele mil stąd.Cóż mogłaby zrobić? Jeżeliktokolwiek ma tam pojechać, lepiej, że będę to ja.Nie wiemy przecież, czy tam wogóle stało się coś złego.Może dziadek po prostu ma jakiś kłopot.Albo jest chory.Albo wywołuje tam, w górach, w tym swoim domu na odludziu, jakiegośdiabła.Wyjechali dwadzieścia minut pózniej.Dave zaopatrzył ich w termos z kawą ipaczkę kanapek z wołowiną i musztardą.- To zamiast kolacji.Nie mogę pozwolić, żeby moi goście umarli z głodu.Anula & ponaousladansc Zaszkodziłoby to mojej reputacji.- Popatrzył na oboje z troską, podając Bethkluczyki do samochodu.- Ile whisky wypiliście dziś wieczorem przed kolacją?Uśmiechnęła się uspokajająco.- Za mało, żeby warto było o tym mówić.Wzruszył ramionami.- Mam nadzieję.Nie chciałbym stracić ostatniego zródła mojegododatkowego dochodu.- Nie stracisz.Jechała szybko, ale ostrożnie, krętymi, pogrążonymi w ciemnościach drogami,świadoma tego, że siedzący obok niej Giles jest niezwykle milczący.Reflektorysamochodu przy każdym zakręcie omiatały wąskim, bezlitosnym snopem światłapokosy trawy, wrzosowiska, paprocie, skały i wodę.Jechali mila za milą, nie mijającpo drodze żadnego samochodu, i wreszcie skręcili w drogę A9.- Jesteśmy prawie na miejscu.- Odważyła się spojrzeć na towarzysza.- Jedz wolniej.Nie ma się co śpieszyć.- Im szybciej tam dotrzemy, tymszybciej wrócimy.- Tak mocno zaciskała ręce na kierownicy, że zbielały jej kostki.Zjechała z głównej drogi, kierując się na wschód.Krople deszczu stukały o szybę,rozpryskując się na niej, i Beth zdała sobie sprawę, że księżyc skrył się za czarnądeszczową chmurą.- Która godzina?- Po dziewiątej.Czy Maclaren będzie tam na nas czekał?Skinęła głową z oczami wlepionymi w pełną zakrętów szosę.Modrzewie isosny czepiały się kurczowo stromych nasypów po obu stronach wysypanejtłuczniem, smołowanej nawierzchni, a reflektory skierowały się ku niebu, kiedysamochód zaczął się wspinać po stromej, niemal pionowo biegnącej drodze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •