[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każdego wieczoru.W ciągu dnia robili zakupy.Vernon kupował jej wszystko, co przyciągało jego uwagę.Poszli do francuskiego salonu mody.Pozwolili, by przedefilowały przed nimi zwiewne młode księżne w jeszcze zwiewniejszych szyfonach, po czym Vernon i tak kazał zapakować najdroższy model.Czuli się jak winowajcy i jednocześnie ich szczęście nie miało granic.Kiedy Nell powiedziała mu, że powinien odwiedzić swoją matkę, Vernon zaprotestował.— Och, najdroższa, ale ja nie chcę.Nasz cenny czas jest tak krótki.Nie chcę stracić ani minuty.Nell błagała.Myra mogłaby się poczuć dotknięta i rozczarowana.— Niech ci będzie, ale ty pojedziesz ze mną.— Nie, to nie miałoby sensu.Ostatecznie wpadł do Birmingham na chwilę.Matka natychmiast narobiła wokół niego straszliwego zamieszania; powitała go potokami czegoś, co nazwała „łzami dumy” i zaciągnęła do Bentów.W powrotnej drodze Vernon czuł się niemal jak bohater.— Jesteś bez serca, Nell.Straciliśmy cały dzień! Boże, jakże się tam nade mną roztkliwiano.Powiedział to i natychmiast poczuł się zawstydzony.Dlaczego nie mógłby kochać matki goręcej? To dlaczego ona zawsze postępuje tak, by go zmrozić, bez względu na to, jak dobre miałby chęci i zamiary? Uścisnął Nell.— Och, nieważne.Cieszę się, że mnie tam wyprawiłaś.Jesteś taka kochana, Nell.Nigdy nie myślisz o sobie.To takie cudowne, że znów jestem z tobą.Nawet nie masz pojęcia…Nell wystroiła się we francuską nową suknię i poszli na kolację, ze śmiesznym uczuciem, że są wspaniałymi dziećmi i że zasłużyli na nagrodę.Już prawie kończyli posiłek, kiedy Nell spostrzegła, że twarz Vernona tężeje.— Co się stało?— Nic — powiedział porywczo.Ona jednak spojrzała za siebie.Pod ścianą, przy małym stoliku, siedziała Jane.Nell poczuła w sercu lekki dotyk chłodu, mimo to rzuciła swobodnie:— Przecież to Jane.Idź i porozmawiaj z nią.— Nie, lepiej nie.— Nell drgnęła, słysząc gwałtowność jego głosu.Vernon zauważył to.— Wybacz — dodał — ale to dlatego, że chcę mieć ciebie i tylko ciebie.Nikt inny mi niepotrzebny.Skończyłaś? Zatem idziemy.Nie chcę stracić początku sztuki.Zapłacili rachunek.Przechodząc obok Jane, Nell pomachała jej dłonią, a ta odpowiedziała obojętnym skinieniem głowy.W teatrze znaleźli się dziesięć minut przed czasem.Późnym wieczorem, kiedy Nell zsuwała suknię z białych ramion, Vernon zapytał nagle:— Nell, jak sądzisz, czy jeszcze kiedyś będę komponował?— Naturalnie.Dlaczego by nie?— Sam nie wiem.Chyba już mi na tym nie zależy.Popatrzyła na niego ze zdziwieniem.Siedział na krześle i ze zmarszczonym czołem wpatrywał się w pustą przestrzeń.— Zdawało mi się, że to była jedyna rzecz, na której ci przedtem zależało.— Zależało, zależało… to nie są właściwe słowa.Muzyka to nie jest coś, na czym ci może zależeć lub nie.Muzyka to coś, od czego nie potrafisz się uwolnić, to coś, co nie puszcza cię od siebie, coś, co chodzi za tobą krok w krok… jak wizerunek jakiejś twarzy, twarzy, której nie możesz zapomnieć, choćbyś chciał…— Kochany mój… przestań, proszę…Podeszła i uklękła obok niego, a on przytulił ją do siebie z całych sił.— Nell, skarbie, liczysz się tylko ty… Pocałuj mnie, proszę…A jednak powrócił do tematu.Rzekł, zdawałoby się, bez żadnego związku:— Można by powtórzyć huk dział.W muzyce, naturalnie.Nie ten dźwięk, który się słyszy.Nie.Chodzi mi o dźwięk, który rozlega się gdzieś wysoko, w przestrzeni.To wydaje się nonsensowne, lecz ja to czuję.— Po chwili milczenia dodał: — Jeśli tylko dałoby się go odpowiednio zapisać.Nell odsunęła się od niego leciutko.Jakby chciała rzucić wyzwanie rywalce.Nigdy nie przyznała się do tego otwarcie, lecz w głębi ducha zawsze obawiała się muzyki Vernona.Niechby tylko mu na niej tak szalenie nie zależało.W każdym razie w nocy to ona triumfowała.To ją Vernon przytulił do siebie i obsypał pocałunkami.Lecz kiedy zasnęła, Vernon długo wpatrywał się w ciemność, widząc, wbrew własnej woli, twarz Jane i zarys jej ciała, opiętego matowym, zielonym atłasem, na tle purpurowych zasłon sali restauracyjnej.— Do diabła z Jane — powiedział półgłosem.Wiedział jednak, że nie pozbędzie jej się tak łatwo.I po co w ogóle ją zobaczył.I że też ta Jane musi mieć w sobie to coś, co go tak piekielnie niepokoi.Rano już o niej nie pamiętał.To był ich ostatni wspólny dzień i minął im okropnie prędko.Wszystko skończyło się zbyt szybko.3Te dni były jak jeden długi sen.Teraz ten sen się skończył i Nell wróciła do szpitala jak do własnego domu.Rozpaczliwie wyczekiwała na pocztę — na pierwszy list od Vernona.Wreszcie przyszedł; bardziej płomienny i nieopatrzny w słowach niż zwykle, jak gdyby nie dotknęły go ręce cenzora.Nell nosiła go na sercu.Chemiczny ołówek puścił i cały list odcisnął się na jej skórze.Napisała Vernonowi o tym.Życie toczyło się zwykłym torem.Doktor Lang wyjechał na front i zastąpił go starszy lekarz z brodą, który mówił: „Dzięki, wielkie dzięki, siostro”, za każdym razem, kiedy podawano mu ręcznik czy pomagano założyć biały płócienny fartuch [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl