[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zaczął grzebać wkieszeniach i za pasem.- Instruktor był wściekły.Zdaje się, że komunikator należał do niego.- Nie masz żadnych zapalników chemicznych? - Cordelia skinieniem głowy wskazałapas ze sprzętem.- Zakłada się, że jeśli potrzebujesz ciepła, możesz zawsze użyć łuku plazmowego -klepnął dłonią pustą kaburę.- Mam inny pomysł.Odrobinę drastyczny, ale sądzę, że zadziała.Lepiej usiądz gdzieś z twoim botanikiem.Może być głośno.Z uchwytu z tyłu pasa wyjął bezużyteczną baterię łuku plazmowego.- Oho! - rzuciła Cordelia, odsuwając się szybko.- Czy to nie lekka przesada? A pozatym, co z kraterem? Z powietrza będzie widoczny w promieniu dziesiątków kilometrów.- Wolisz siedzieć tu i pocierać dwa patyki? Ale masz rację, trzeba coś zrobić z kraterem.Zastanawiał się przez chwilę, po czym podbiegł na krawędz niewielkiej kotliny.Cordeliausiadła obok Dubauera, objęła go mocno i skuliła się w oczekiwaniu wybuchu.Vorkosigan ostrym sprintem wyskoczył zza zbocza i natychmiast padł na ziemię.Zajego plecami zapłonęła jaskrawa, błękitnobiała błyskawica, której towarzyszył grzmot,wstrząsający całą okolicą.W powietrze uniosła się kolumna dymu, pyłu i pary, po parusekundach posypał się deszcz kamyków, ziemi i odłamków stopionego piasku.Vorkosiganponownie zniknął, by po chwili wrócić z płonącą pochodnią.Cordelia poszła obejrzeć zniszczenia.Vorkosigan wywołał krótkie spięcie w baterii, poczym umieścił ją jakieś sto metrów dalej, na zewnętrznej krawędzi łuku w miejscu, gdzie bystramała rzeczka skręcała na wschód.Wybuch pozostawił po sobie imponujący szklisty krater,szeroki na jakieś piętnaście metrów i głęboki na pięć.Ciągle unosił się z niego dym.Na oczachCordelii woda przerwała krawędz leja i chlusnęła do środka w kłębach pary.Za godzinę miejsceto będzie przypominało naturalne zakole.- Niezle - mruknęła z aprobatą.Wykroili z mięsa spore ciemnoczerwone porcje i nadziali je na patyki.- Jakie lubisz? -spytał Vorkosigan.- Krwiste? Przypieczone?- Myślę, że lepiej będzie upiec je dość mocno - poradziła Cordelia.- Jeszcze niezakończyliśmy badań mikrobiologicznych.Vorkosigan zerknął niepewne na swoją porcję.- Tak, oczywiście - odparł słabo.Przypiekli mięso dokładnie ze wszystkich stron, po czym usiedli przy ognisku i zzapałem wgryzli się w dymiącą pieczeń.Nawet Dubauer zdołał przełknąć kilkanaście małychkęsów.Mięso przypominało dziczyznę, było dość twarde, miało też gorzki posmak, ale nikt niezaproponował dodatku w postaci owsianki bądz sosu z sera pleśniowego.Cordelię ogarnął dziwny nastrój.Mundur Vorkosigana był brudny, wilgotny ipoplamiony zaschniętą krwią zwierzęcia - podobnie jak jej własny.Podbródek pokrywałtrzydniowy zarost, twarz w blasku ognia lśniła od tłuszczu sześcionoga, a cała postać cuchnęłapotem.Cordelia podejrzewała, że - wyjąwszy zarost - sama wcale nie wygląda lepiej, awiedziała, że pod względem zapachu co najmniej mu dorównuje.Była świadoma obecnościjego ciała - silnego, krępego, stuprocentowo męskiego.Poczuła, że budzą się w niej zmysły,które - jak sądziła - już dawno udało jej się stłumić.Musi zacząć myśleć o czymś innym.- Wystarczyły trzy dni, by powrócić do poziomu jaskiniowca - zastanawiała się na głos.- Często wyobrażamy sobie, że nasza cywilizacja tkwi w nas samych, podczas gdy w istocietworzą ją rzeczy.Vorkosigan popatrzył z krzywym uśmiechem na starannie umytego Dubauera.- Ty jednak potrafisz zachować poczucie cywilizacji, mimo pozorów dzikości.Cordelia zarumieniła się, zakłopotana, wdzięczna losowi za maskujący wszystko blaskognia.- Wypełniam tylko obowiązki.- Niektórzy wykazaliby się większą elastycznością oceny tego, co do nich należy.Amoże byłaś w nim zakochana?- W Dubauerze? Na Boga, nie! Nie zadaję się z niemowlętami.To po prostu dobrydzieciak.Chciałabym odwiezć go do domu.- A ty? Masz rodzinę?- Jasne.Mamę i brata, w Kolonii Beta.Mój tato także służył w Zwiadzie.- Czy należał do tych, którzy nie wrócili?- Nie, zginął w wypadku w porcie promowym jakieś dziesięć kilometrów od domu.Właśnie wracał z przepustki do jednostki.- Moje kondolencje.- To było wiele lat temu.- Wchodzimy na tematy osobiste, co?, pomyślała.Jednaklepsze już to, niż unikanie przesłuchania w kwestiach wojskowych.Miała gorącą nadzieję, że wrozmowie nie wypłynie na przykład temat najnowszego sprzętu betańskiego.- A co z tobą? Teżmasz rodzinę? - Nagle przyszło jej do głowy, że jest to dyskretna forma pytania: Czy jesteśżonaty?- Mój ojciec żyje.To książę Vorkosigan.Matka była półkrwi Betanką - dodał zwahaniem.Cordelia zdecydowała, że o ile Vorkosigan w pełni swej wojskowej surowości tonaprawdę grozny widok, Vorkosigan próbujący zachowywać się uprzejmie jest wręczporażający.Jednak ciekawość nie pozwoliła jej zakończyć rozmowy.- To dość niezwykłe.Jak to się stało?- Dziadek ze strony matki, książę Xav Vorbarra, był dyplomatą.W czasach swejmłodości, jeszcze przed wojną cetagandańską, piastował stanowisko ambasadora w KoloniiBeta.Zdaje się, że babka pracowała wówczas w Biurze Handlu Międzygwiezdnego.- Dobrzeją znałeś?- Po tym, jak moja matka.umarła i zakończyła się wojna domowa Yuriego Vorbarry,przez parę lat spędzałem szkolne wakacje w domu księcia w stolicy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexW.E.B Griffin Więzy honoru 2 Krew i honor
Leigh Michaels Jedyny mężczyzna dla Maggie
Christie, Agatha Mezczyzna w brazowym garniturze
Warren Murphy Destroyer 091 Cold Warrior
Echols Jennifer MiloÂść, flirt i inne zdarzenia losowe
Leslie Charteris The Saint 13 The Saint Intervenes
Alfabet szyfru Damian Tomecki
Lindsey Johanna Za głosem serca 01 Za głosem serca
Cheysuli 7 Flight of Raven Roberson, Jennifer
Lindsey Johanna Kocha sie tylko raz