X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znużona Pilar miała wrażenie, iż cały ten czas porusza sięw gęstej mgle.Nie rozumiała, jakim cudem utrzymuje się jeszcze w siodle, bo mięśnie, zpoczątku obolałe, zesztywniały tak bardzo, że była jak sparaliżowana.Chwiała się na boki,uczepiona końskiej grzywy, ale nie spadała.Gdy zajechali przed chatę, nie miała siłysamodzielnie zejść z konia, a kiedy zrobiła parę kroków i powróciło czucie w nogach,zatoczyła się i niechybnie runęłaby na ziemię, gdyby Refugio jej nie podtrzymał.Pilar zobaczyła Isabel na progu chaty z latarnią w uniesionej dłoni.Dostrzegłakonsternację na bladej twarzy dziewczyny, kiedy tamta ujrzała ją w ramionach El Leona, leczbyła zbyt zmęczona, żeby się tym przejąć.Czuła jedynie ogromną wdzięczność dla Refugiaza jego pomoc.Marzyła o kawałku miejsca, gdzie mogłaby się wyciągnąć i które by się podnią nie poruszało.Isabel podbiegła do nich z jakąś nowiną, ale jej głos zdawał się dochodzić do Pilargdzieś z oddali i upłynęło trochę czasu, zanim dotarło do niej to, co mówiła dziewczyna.Zastanowiło ją, że Refugio nagle zastygł bez ruchu, dopiero po chwili słowa Isabel wyrwałyją z odrętwienia.- Och, Refugio! - zawołała dziewczyna i dodała ciszej: - Vicente.Tak mi przykro,tak bardzo przykro!- Co się stało? - Głos Refugia był opanowany, a przy tym zimny jak lód.Isabelnawijała fartuch na dłoń, aż naprężony materiał pękł z trzaskiem.- Wieczorem nadeszła wiadomość z Sewilli od don Estebana.Kazał przekazać, że.że porwał Vicente, kiedy chłopak szedł ulicą.Wypalił mu na twarzy piętno niewolnika izamierza go zabrać ze sobą do Luizjany.Jeżeli chcesz kiedykolwiek ujrzeć Vicente żywego,masz dopilnować, aby kobieta, którą chronisz, jego pasierbica, nie wywołała żadnychkłopotów do czasu, kiedy jej ojczym powróci do Hiszpanii. ROZDZIAA VDookoła zapanowała śmiertelna cisza.Twarz Refugia stężała, rysy nabrały ostrościrzezby odlanej z brązu.W jego stalowoszarych oczach, oświetlonych drżącym, złotawympłomykiem z latarni Isabel, odbijały się zaciekłość i ból.Dłoń na ramieniu Pilar zacisnęła się,jakby zamierzał zmiażdżyć jej kości.Podmuch nocnego wiatru zajęczał pod okapem chaty iucichł.Ludzie otaczający Refugia zamarli.Baltasar stał, trzymając siodło, które zdążył zdjąćz konia, Enrique znieruchomiał z ręką przy twarzy, bo akurat ocierał kurz połą kapoty, aCharro zastygł, przyciskając do końskiego grzbietu pęk słomy.Isabel zakryła ręką usta, a jejoczy w zbolałej twarzy patrzyły z przerażeniem na przywódcę zbójców.Wszyscy obserwowali go czujni, a kto wie, czy nie przestraszeni, czekając na jegoreakcję.Czego się spodziewali? Czy obawiali się, że staną się celem wybuchu szaleńczegogniewu? A może sądzili, że El Leon zdecyduje się na konfrontację, co prawdopodobniezakończyłoby się dla nich tragedią? Może martwili się, że rozpacz popchnie go do jakiegośnierozważnego kroku, który obróci się przeciwko niemu samemu? Cokolwiek miało nastąpić,nie czynili niczego, by temu zapobiec.Zastygli z wyrazem współczucia na twarzach,zwyczajną ludzką reakcją na nieszczęście, które dotknęło ich przyjaciela.Pilar położyła dłoń na palcach Refugia, wpijających się w jej ramię.- Tak mi przykro - powiedziała cicho.Powoli odwrócił głowę w jej stronę.- Czyżby? - zapytał ledwo dosłyszalnym szeptem.Naprawdę? Jak bardzo ci przykro?Skuliła się pod wpływem jadowitego tonu i wściekłego błysku w oczach.Jak oparzonacofnęła rękę.Czuła głuche dudnienie serca, słyszała własny rwący się oddech.Gwałtownie wypuścił ją z objęć, obrócił się na pięcie i po paru krokach zniknął wciemnościach.Pilar głośno zaczerpnęła powietrza.Któryś z mężczyzn westchnął, a zaraz potem zaklął siarczyście.Baltasar cisnął siodło na ziemię, podszedł do Isabel i wyjął latarnięz jej drżących rąk.Dziewczyna rozpłakała się, pojękując cicho i rozpaczliwie jak zagubionymały kotek.Pozostali mężczyzni stali razem, uciekając spojrzeniem jeden przed drugim.- Co on zamierza? - zapytała Pilar, przesuwając wzrokiem po ich twarzach.- Kto to wie.- odpowiedział chudy, długonogi Charro.- Zabije don Estebana - stwierdził Enrique i wzruszył jednym ramieniem, co miałooznaczać, że takie rozwiązanie wydaje mu się oczywiste.- Albo sam zginie, usiłując go zabić - wychlipała Isabel.- Miałam na myśli teraz - wyjaśniła Pilar.- Co on chce zrobić teraz? Nie powinniściebyli pozwolić mu odejść.- A jak niby mieliśmy go zatrzymać? - Enrique spojrzał na nią z ironicznieuniesionymi brwiami.- Mogliście pójść za nim, być przy nim.- Jeszcze nam życie miłe.Pilar zirytował melodramatyczny ton byłego akrobaty.- Jest takim samym człowiekiem jak my wszyscy.Nie może być aż tak nieobliczalny.- Jeżeli tak uważasz, proszę bardzo, sama go pociesz.- Prawie go nie znam, a wy jesteście jego przyjaciółmi, jego kamratami.- Jeżeli tak mało go znasz, se�orito, skąd taka troska? - wycedził Baltasar.- To nie.- Urwała.- Być może czuję się winna - powiedziała, wysuwającpodbródek.- Tak - zgodził się Baltasar i pokiwał masywną głową.- Wygląda na to, że don Esteban zabezpieczył się ze wszystkich stron - zauważyłEnrique.- Zabija starszą panią, twoją ciotkę, abyś nie mogła szukać u niej pomocy i użyć jejwpływów przeciwko niemu.Potem porywa Vicente, żeby związać ręce Refugiowi i miećpewność, że El Leon nie uczyni żadnego ruchu przeciwko niemu do jego powrotu z zagranicy.Właśnie zemścił się na obu braciach za mieszanie się w jego życie.Udało mu sięzranić El Leona i zamknąć go w klatce.Don Esteban jest górą.Powiedz, jak podnieść Refugiana duchu po takiej klęsce.Na wszystkich twarzach zwróconych na siebie czytała oskarżenie.Czuła, jak płoną jej policzki.- Nie chciałam, żeby do tego doszło.Wiecie, że nie chciałam.- Wiemy - powiedział Baltasar.J ego zapewnienie nie zabrzmiało przekonywająco.Pilar zastanowił ton, jakim jewypowiedział.Czyżby oni wątpili w jej niewinność? Wydało jej się nieprawdopodobne, bysądzili, że w zmowie z ojczymem zastawiła pułapkę na Refugia.Uknucie takiegoskomplikowanego planu było nierealne, pomijając nawet tak oczywiste zagrożenie, jakim byłodwet Refugia.Zapatrzyła się w przestrzeń, tam gdzie zniknął.Co myśli on sam, skoro jego ludzie jąobwiniają? Na pierwszym spotkaniu podejrzewał, że usiłuje wciągnąć go w pułapkę.Terazwygląda na to, że wnyki się zamknęły.Uniosła spódnicę i ruszyła poza krąg światła.Charro, który stał oparty o futrynę,wyprostował się raptownie.- Zaczekaj, se�orito! - zawołał głosem pełnym niepokoju.- Nie wiesz, co robisz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl


  • Drogi uĹźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.