X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oddałbym za nią życiebez chwili wahania.- A teraz? - spytała Jenna cicho, pełna obaw, że Brock możenadal kochać pięknego ducha z przeszłości.Ale kiedy uniósł wzrok, jego oczy były spokojne i poważne,skupione wyłącznie na niej.Jego dotyk na policzku był ciepły imiły, jego usta tak blisko jej ust.- Nie wolałabyś wiedzieć, co czuję do ciebie? - Przesunąłkciukiem po jej wargach, a ten ulotny kontakt rozpalił ją dobiałości.- Nie mogłem przestać o tobie myśleć, a wierz mi,próbowałem.Nie planowałem się angażować.- Wiem - odparła.- Masz alergię na związki, pamiętam.- Tak długo się broniłem, Jenno.- Jego niski głos przenikałją do szpiku kości.- Staram się z całych sił nie popełnićbłędów.Szczególnie takich, których nie można naprawić.Przełknęła ślinę, nagle zmartwiona jego powagą. - Nic nie jesteś mi winien, jeśli o to ci chodzi.- I tu się właśnie mylisz - odparł.- Jestem ci coś winien -przeprosiny za to, co zaszło między nami tamtej nocy.Pokręciła głową.- Brock, nie.Chwycił jej podbródek i zmusił, by na niego spojrzała.- Pragnąłem cię, Jenno.To, jak wpakowałem ci się do łóżka,nie było w porządku.Wykorzystałem swój talent, żeby ukoićtwój smutek, ale mogłem przy okazji odebrać ci również wolę.- Nie.- Dotknęła jego twarzy, pamiętając bardzo dobrze, jakwspaniale się czuła, gdy go całowała, dotykała, leżała naga znim również nagim w łóżku.Bardzo chciała znów doznaćtakiej rozkoszy.- To nie było tak, Brocku.I nie musiszwyjaśniać.- Przede wszystkim jestem ci winien przeprosiny za to, copowiedziałem - przerwał jej.- %7łe seks z tobą to będzie sprawaczysto fizyczna, bez żadnych zobowiązań.Myliłem się.Zasługujesz na więcej, Jenno.Zasługujesz na dużo więcej, niżjestem ci w stanie ofiarować.- Nie prosiłam cię o nic więcej - odparła, gładząc go popodbródku, a potem po mocnej szyi.- A pożądanie byłoobustronne.Moja wola należała do mnie.Nadal należy.Izrobiłabym to z tobą znowu.Pomruk, jaki wydał, był kwintesencją męskości.Przyciąg-nął ją do siebie, przytulił i mocno pocałował.Jego serce waliłogłośno, żar jego ciała kładł się balsamem na jej skórze.Kiedycofnął usta, dyszał ciężko, a spod warg błyskały czubki kłów.W jego ciemnych oczach pojawiły się drobinki bursztynu.- Chryste, Jenno.W tej chwili mam ochotę siąść zakierownicę i gdzieś z tobą pojechać.%7łebyśmy byli tylko wedwoje, żebyśmy się oderwali od tego wszystkiego. Pomysł był kuszący, tym bardziej że znów zaczął jącałować.Objęła go mocno i zatraciła się w zmysłowympocałunku, splatając język z jego językiem.Wydał niskigardłowy dzwięk, który przeniknął ją dreszczem, a jegopocałunek stał się jeszcze bardziej zachłanny.Czuła na języku napór jego kłów, na biodrze jego twardywzwód, kiedy obrócił ją na fotelu i nakrył swoim wielkimciałem.- Gideon czeka na nas w laboratorium technicznym -zdołaławyszeptać, gdy oderwał się od jej ust, by pokryć drobnymipocałunkami wrażliwą skórę poniżej jej ucha.Jakąś godzinętemu zadzwonili z drogi do kwatery i powiadomili Gideona iLucana o tym, co przeżyli w Nowym Jorku.-Spodziewają sięraportu zaraz po naszym powrocie.- Masz rację - zawarczał, ale nie przestał jej całować.Rozpiął jej płaszcz i wsunął rękę pod bluzkę.Gładził jejpiersi przez cienką materię stanika, drażniąc sutki, ażstwardniały jak perły.Wierciła się pod nim, kiedy się na niejpołożył, a powolne ruchy jego bioder sprawiły, że gwałtowniezapragnęła poczuć na skórze jego nagie ciało, poczuć goznowu w sobie.- Brock - wy dyszała, zatracając się w namiętności.- Gideonwie, że tu jesteśmy.Zapewne już wycelował w nas kameręnadzoru.- Przyciemniane szyby - wychrypiał i uśmiechnął siętak seksownym uśmiechem, obnażając błyszczące czubkikłów, aż coś podskoczyło jej w środku.- Nikt nic nie zobaczy.A teraz przestań myśleć o Gideonie i pocałuj mnie.I tak nie była w stanie myśleć.Jego ręce i usta wyparły z jejumysłu wszystko, prócz tęsknoty za jego ciałem.Całował jąnatarczywie, wpychał język w jej usta, jakby chciał ją pożreć.Upajała ją jego namiętność, chłonęła ją, tuliła się do niego,przeklinając w duszy niewygodne ubranie i ciasne wnętrzerovera. Niewiarygodne, ale pragnęła go bardziej niż za pierwszymrazem, jej pożądanie wzmogła jeszcze słodycz jegoniepotrzebnych przeprosin i adrenalina, która nadal płynęła wjej żyłach po zdarzeniach dzisiejszego dnia.Wzdychała iszeptała jego imię, kiedy przesuwał ustami po jej szyi, a jegoręce pieściły wzgórki jej piersi.Wiedziała doskonale, że jeślizostaną w samochodzie jeszcze choć chwilę dłużej, będąspleceni ze sobą na tylnym siedzeniu wozu, oboje nadzy.Choćwcale nie miała o to pretensji.Ledwie starczało jej tchu na coświęcej niż jęczenie z rozkoszy, kiedy wsunął rękę pomiędzy jejnogi i zaczął ją pieścić w nieodpartym rytmie.- O Boże - szepnęła.- Proszę, nie przestawaj.Ale przestał, i to już chwilę pózniej.Zamarł i uniósł głowę.Wtedy ona też to usłyszała.Warkot silnika szybko zbliżającego się samochodu nazewnątrz garażu.Drzwi otworzyły się automatycznie i dośrodka wjechał jeden z SUV-ów Zakonu.Zatrzymał się zpiskiem opon kilka miejsc od nich.Ktoś wysiadł pospiesznie.- To Chase - stwierdził Brock, ze zmarszczonymi brwiamipatrząc w ciemne okno.- Cholera, coś się musiało stać.Zostańtutaj, jeśli nie chcesz, żeby widział nas razem.- Zapomnij.Idę z tobą - powiedziała, po czym obciągnęłaubranie i wysiadła za nim z samochodu.Sterling Chase szedłspiesznie w stronę windy, którą zjeżdżało się do kwatery.Obejrzał się przez ramię na Brocka i Jennę.Jeśli domyślił się,co im przerwał, jego bystre niebieskie oczy niczego nieujawniły.- Co się dzieje? - spytał Brock rzeczowo.- Nie słyszeliście? - zdziwił się Chase, nie zwalniając nawetkroku.Brock pokręcił głową.- Sami dopiero co przyjechaliśmy. - Miałem kilka minut temu telefon od Mathiasa Rowana -wyjaśnił Chase.- W jednej z bostońskich Mrocznych Przystanidoszło dziś do porwania.- O Boże - szepnęła Jenna.- Chyba nie kolejna Dawczyni%7łycia?Chase pokręcił głową.- Jeden z naszych, młody, czternaście lat.Tak się składa, żeto wnuk starszego z Pierwszego Pokolenia, Lazara Archera.- Z Pierwszego Pokolenia - powtórzył Brock, wyrazniezaalarmowany.- To nie może być przypadek.- Właśnie - zgodził się z nim Chase.- Agencja przesłuchujeświadków, próbuje ustalić, gdzie mogli go zabrać i dlaczego.L�zaro Archer i jego syn Christophe, ojciec chłopca, chcą sięspotkać osobiście z porywaczami i wynegocjować jegouwolnienie.- O Chryste [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl


  • Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.