[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kowalski usłyszał, jak ludzie tłoczący się z tyłu jęknęli z przerażenia.- Wnioskując z symbolu, wygląda to na wasz wyrób.Może pan to otworzyć? - zapytał Koniasz ipopatrzył na Bryzolda. Czarownik zsiadł z konia i uklęknął przy skrzynce.Koniasz tymczasem bez skrupułów przeglądałszczątki martwego i składał je na kupkę.Kowalskiemu przy tym przebiegał mróz po plecach, a Kantwolał patrzeć w bok.Tylko Bonsetti obserwował scenę beznamiętnie.- Tej skrzyni już od osiemdziesięciu lat brakuje nam w spisach - mamrotał Bryzold półgłosem,walcząc jednocześnie z zamkiem.- Znalazłem klucz - powiedział Koniasz, w tym samym czasie zamek szczęknął, a wieko odskoczyło.Czarownik podał skrzyneczkę żołnierzowi i odebrał od niego klucz z ciemnego, błyszczącego metaluze skomplikowanym ornamentem.- Tak, od kompletu.Ta skrzynia wciąż jest majątkiem klanu.Chciałbym, żeby mi ją pan oddał.Oczywiście, jeśli nie będzie pan miał dla niej żadnego zastosowania.I, o ile to możliwe, z kluczem,bez niego ma o połowę mniejszą wartość - poprosił Bryzold.Koniasz tylko skinął głową i przeglądał zawartość skrytki.Kowalski nachylił się w siodle, żebylepiej zobaczyć, co właściwie odkryli.Przestrzeń w środku w porównaniu z wielkością skrzyneczkibyła zadziwiająco mała.Na dnie leżało tylko parę zszarzałych, gęsto zapisanych kartek.Kowalskinatychmiast rozpoznał papier.Był identyczny jak kartki w dzienniku Achrometa, pismo też napierwszy rzut oka wyglądało podobnie.Tylko kolor atramentu był nasycony, jakby tekst ktoś napisałwczoraj.Kowalski był pewien, że są to właściwe zapiski dotyczące doliny, których brakowało wdzienniku.Koniasz obrzucił tekst krótkim spojrzeniem.- Wezwijcie wójtów i jeszcze parę osób.To powinni usłyszeć natychmiast, zanim zrobią jakąśgłupotę - powiedział i zagłębił się w zapiski.Dopiero kiedy wokół zgromadzili się zdenerwowani i wystraszeni farmerzy, zaczął czytać na głos:Nazywam się Joseph Achromet, a to jest wiadomość dla tych, którzy w przyszłości chcieliby iść wmoje ślady.Napisałem ją pierwotnie w swoim dzienniku, ale potem sobie uświadomiłem, że mimoiż sam traktuję to jak ostrzeżenie, ktoś mógłby wykorzystać informację zupełnie odwrotnie iumarłyby następne setki ludzi.Wszystko, co się tu przytrafiło, jest tak niewiarygodne.Gdybym niewidział szeregu grobów, sam bym wątpił.Dlatego wyrwałem ze swoich zapisków również wszystkiewzmianki o tej na pierwszy rzut oka rajskiej dolinie, która jest przeklęta przez samego diabła.Ponieważ nie wiem, czy wy, którzy czytacie moje zapiski, w ogóle coś o mnie wiecie, zacznęzupełnie od początku.Naprawdę nie chcę się chwalić, nie ma czym, a wspomnienia tej całejponurej sprawy prześladować mnie będą aż do grobu.Chcę jednak, żebyście mi uwierzyli, żebyściewiedzieli, że byłem człowiekiem, który starannie planował swoje kroki i który w końcu przegrał,ponieważ przeciwko niemu był sam los.Może też chcę się usprawiedliwić.Jestem, z waszej perspektywy byłem, handlarzem zbożem.Minione lata (sio do 316po WielkiejWojnie) obfitowały w liczne wojny, ludzie umierali z głodu, zboże podrożało i stało się narzędziempolityki.Podczas handlowania nim można było szybko się wzbogacić, ale też łatwo stracić życie.Nie zaprzeczam, że zorganizowałem to wszystko, żeby się wzbogacić, lecz nie miałem nic złego namyśli.Nie przeczuwałem, jak zle może się to skończyć.Nie chciałem, żeby wszyscy ludzie, którzytak mi wierzyli, umarli.Ponieważ niedostatek zboża stał się czymś naturalnym, zdecydowałem się znalezć urodzajnyregion poza zamieszkanymi terenami ciągle trawionymi poważnymi konfliktami - zarazą dlauczciwych rolników. Mimo że wszyscy mnie do tego zniechęcali, nie ograniczyłem się tylko do najbliższej okolicy, aleszukałem daleko w krajach, gdzie cywilizacja jeszcze nie dotarła.Moje wcześniejszedoświadczenia nauczyły mnie, że pożądany towar zawsze znajdzie swojego kupca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •