[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Biedny Juanito, pupi-lek don Alwara, był krzepkim dzieckiem i długo się męczył przedśmiercią.Pedro Fernandez chodził jakby w otumanieniu, robiąc, czego odniego wymagano, siłą przyzwyczajenia, ale robiąc to dobrze.Wygląda-ło na to, że pogodził się już z nieustannym okrucieństwem doni Izabelijako z czymś zupełnie niewytłumaczalnym, i dopiero kiedy wyzbyła sięwszelkich pozorów miłosierdzia i objawiła się taką, jaką była napraw-dę, zaczął po trosze rozumieć, jak sprawy stoją między nimi: odrzuciłago jak stary trzewik i jej poprzednie zapewnienia o stałej miłości okaza-ły się całkiem bezwartościowe i nieszczere.Jednakże powoli tylkodostosowywał się do tej zmiany i wciąż jeszcze próbował znajdowaćwytłumaczenie dla jej bezwstydnego skąpstwa i lekceważenia zasadchrześcijańskich.Takielunek i żagle zużyły się już do tego stopnia, że załoga nie mo-gła dać sobie rady z ciągłym szyciem żagli i robotami linowymi, zapę-dzono więc do tej nieodzownej służby cieśli, paziów, Murzynów iwszystkich, którzy byli pod ręką - prócz wojska.Podstawa bukszprytu,obluzowana przy zderzeniu z galeota parę miesięcy temu, teraz oderwa-ła się prawie całkowicie i zwisła w prawo pociągając za sobą buksz-pryt, tak że kliwer wpadł do morza z całym olinowaniem i nic z tegonie dało się uratować.Sztag grotmasztu zerwał się po raz drugi i jedy-nym sposobem utrzymania grotmasztu w należytej pozycji było zaim-prowizować nowy sztag przy użyciu resztek jednej z konopnych lin,które zawiodły nas w Zatoce Aaskawej, oraz tylnych sztagów, którePedro Fernandez i bosman-mat odwiązali specjalnie w tym celu.Nie393było rei, która by nie przekrzywiła się ku dołowi, na skutek uszkodze-nia fałów i pęknięcia stropów, i można było widzieć żagle walające siępo pokładzie trzy dni i więcej, gdyż nikt nie miał sił ani serca postawićich na nowo z pomocą liny, która była już szplajsowana ze trzydzieścirazy.Główny nawigator kazał zdjąć topsle i bezan i użyć ich do łatanianaszych dwu jedynych żagli, które nam teraz zostały.Z nadbudówekokrętu pozostało tak niewiele, że gdy żeglowaliśmy ostro do wiatru,woda wlewała się i wylewała na przemian, zatapiając międzypokłady.Tylko belki utrzymywały go na powierzchni - zrobione były z doskona-łego peruwiańskiego budulca zwanego guatchapeli, który jakoś nigdynie paczy się ani psuje.Najgorszym człowiekiem na pokładzie był don Diego, który jadł ipił tak obficie, jakby był w gościnie u wicekróla; za najcnotliwszegozaś uważano powszechnie Juana Leala, pielęgniarza chorych.Czcigod-ny ten staruszek sam dostał febry, ale trzeciego dnia wstał ze swegosiennika, aby doglądać towarzyszy.Puszczał im krew, stawiał bańki,słał łóżka, wylewał wiadra z odchodami i albo ułatwiał im przetrwaniechoroby słowami prostej pociechy, albo pomagał umrzeć spokojnie inabożnie powierzał ich ciała odmętom.W Chile przed trzydziestu latybył żołnierzem i dotychczas miał w wyglądzie coś marsowego, mimozakonnej szaty z workowego płótna, bosych nóg i strzępiastej, siwejbrody wiszącej mu aż do pasa.Nikt nie widział, żeby spał, i zdawał siężyć powietrzem.Oficer rachunkowy powziął uwielbienie dla JuanaLeala i podkradał ze spiżarni doni Izabeli wodę i żywność, którą na-stępnie Matia i Juarez, wartujący na przemian przy drabince prowadzą-cej pod pokład, przekazywali mu do rozdziału pomiędzy chorych.Naich usilne prośby czynił to samo dla doni Luizy; zgadzał się zresztą znimi, że byłaby szkoda, gdyby po Juanie de Buitrago nie pozostał dzie-dzic jego mężnego i żołnierskiego ducha.Wiatr dął z północnego wschodu przez cały miesiąc.Będąc zmusze-ni żeglować ostrymi wiatrami, nabieraliśmy dużo wody i nie było innejrady jak kierować ludzi do pomp na ca ą godzinę na początku każdej394wachty.Zebranie ludzi do tej roboty i zmuszenie ich dc wykonania jejwymagało wielkiego wysiłku ze strony oficerów, nawet wtedy gdy dladodania im bodzca obiecywano podwójne racje żywności.Jedni wy-mykali się i chowali, inni zuchwale odmawiali pracy, jeszcze inni kładlisię i udawali chorych.Trzeba ich było okładać kijami, aby wymóc po-słuszeństwo.Szesnastego grudnia, gdy znalezliśmy się na trzecim stopniu szero-kości południowej, główny nawigator poszedł do doni Izabeli i w imięchrześcijańskiej miłości blizniego prosił ją o ulżenie doli ciężko cho-rych; w ręku trzymał listę jakichś trzydziestu mężczyzn i kobiet.Odpar-ła, że żadnej żywności odstąpić im nie może, ale on obrzucił ją tak zło-wrogim spojrzeniem, że zmiękła i podjęła się dawać im dzienną porcjęgrochówki, a do tego pół słoika miodu i wyskrobki z beczki na słoninę,dopóki tego starczy, oraz każdego popołudnia dzbanek wody z odrobi-ną cukru.A przecież do tej pory nie przebyliśmy więcej niż trzeciączęść drogi na Filipiny.Następnego dnia kapitan de Vera zrównał się z nami, a kiedy okrętyzbliżyły się burtami, krzyknął, że chorąży królewski rzucił się w morzew przystępie szału i że okręt cieknie jak sito
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexRoberts Nora Więzy krwi (Prawo krwi)
Bogaty Ojciec Biedny Ojciec dla młodzieży Robert Kiyosaki i Sharon L. Lechter full
Roberts Nora Bracia MacKade 03 i 04 Więzy krwi tom1 Serce Devina tom2 Miłoœć Shane'a
Roberts Nora Kwartet Weselny 02 Posłanie z róż (Automatyczny spis treœci)
008. Robert Jordan Koło Czasu t4 cz2 Ten, Który Przychodzi Ze Œwitem
010. Robert Jordan Koło Czasu t5 cz2 Spustoszone Ziemie
Roberts John Maddox Nova Roma 01 Operacja Marka Scypiona (2)
07. Robert Jordan Koło Czasu t4 cz1 Wschodzšcy Cień
Namiestnicy Chrystusa ciemna strona papiestwa P de Rosa
Skrywane Nadzieje 23