[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nierówna nawierzchnia zmuszała przypadkowychpodróżnych do zmniejszenia prędkości.Okrążył pagórekodległy o kilkaset metrów od swojej posiadłości i stanął. - Co robisz, tato?- Muszę się wysiusiać.- Uśmiechnął się przelotnie i wysiadł.Dał krok nad rowem i skierował się w gęste zarośla, ciągnącesię aż do szczytu pagórka.Powoli przedzierał się przez krzaki,cały czas pilnując, by znajdować się pod osłoną potężnychklonów, rosnących przy głazie na krawędzi niewielkiegourwiska.Fayed wyszedł z domu.Stał na ścieżce w połowie drogi doszosy i rozglądał się dokoła.Wyglądał tak, jakby się wahał, nimw końcu zdecydował się ruszyć do bramy.Chorągiewka naskrzynce pocztowej pozostawała opuszczona, listonosz jeszczedziś nie zaglądał.Fayed dokładnie obejrzał skrzynkę, którąLouise w zeszłym roku pomalowała na jaskrawy czerwonykolor, a po bokach ozdobiła rysunkiem niebieskiego konia wgalopie.Fayed wyprostował się i zawrócił w stronę domu.Szedł terazbardziej zdecydowanie, przyśpieszył kroku.Przy swoim auciezatrzymał się i wsiadł do środka.Siedział w nim, nie zapalającsilnika.Wyglądało na to, że rozmawia przez komórkę, ale ztakiej odległości trudno było coś stwierdzić z całą pewnością.- Tatusiu, idziesz?Al powoli skierował się do samochodu.-Już, już - mruknął,przedzierając się przez krzaki.- Idę.Otrzepał się z paprochów idrobnych gałązek, wsiadł do wozu.- Spóznię się! - jęknęła Louise.-Już drugi raz w tymmiesiącu, i to przez ciebie!-Już dobrze, dobrze - bąknął Al Muffet roztargniony iwrzucił bieg.Brat pewnie wyszedł po prostu rozprostować nogi.Może niebył głodny.To naturalne, że po długiej podróży chciałzaczerpnąć świeżego powietrza.Ale dlaczego wsiadł zpowrotem do samochodu?Po co w ogóle przyjechał? I dlaczego po raz pierwszy, odkądAl sięgał pamięcią, okazywał mu raptem taką życzliwość?- Uważaj, jakjedziesz!Mocno skręcił kierownicą w prawo i o mało nie wypadł zdrogi.Samochodem rzuciło w drugą stronę, Al odruchowo wcisnął hamulec.Tylne koło wpadło do głębokiej wyrwy.Puściłhamulec i samochód wystrzelił do przodu, nim wreszcie stanąłw poprzek szosy.- Co ty wyprawiasz? - krzyknęła Louise.To tylko mały atak paranoi, pomyślał Al Muffet, próbującponownie uruchomić auto.- W porządku, kochanie - uspokoił córkę.- Nie denerwuj się.Teraz wszystko będzie dobrze.15Amerykańska prezydent zupełnie nie wiedziała, jaka możebyć pora doby.Usiłowała skoncentrować się na czasie.Kiedy wsiedli do samochodu, tamci zabrali jej zegarek inaciągnęli kaptur na głowę.Nastąpiło to tak niespodziewanie,że nawet nie próbowała się opierać.Dopiero gdy silnikzaskoczył, opamiętała się i zaczęła liczyć.Jazda trwała niecokrócej niż pół godziny.Mężczyzni przez ten czas nie odezwalisię ani słowem, mogła więc liczyć w spokoju.Ręce związali jej zprzodu, a nie za plecami.Ponieważ siedziała z tyłu sama, mogłaposługiwać się palcami.Za każdym razem, gdy dochodziła dosześćdziesięciu, odginała kolejny palec.Kiedy zabrakło jejpalców, zadbanym, dość długim paznokciem zrobiła ślad nawierzchu dłoni.Minęło dziesięć minut.Ból pomógł jejzapamiętać.Trzy zadrapania.Trzydzieści minut.Mniej więcejpół godziny.Oslo nie jest dużym miastem.Milion mieszkańców? Więcej?Dostrzeżenie czegokolwiek w pomieszczeniu umożliwiała je-dynie słaba czerwonawa żarówka, zamontowana chyba bezpo-średnio w ścianie tuż nad zamkniętymi na klucz drzwiami.Helen Bentley utkwiła spojrzenie w tej czerwieni, starając sięgłęboko oddychać.Musiała tu przebywać już dość długo.Spała? Swoje potrzebyzałatwiała w kącie pomieszczenia.Ze związanymi dłońmitrudno jej było zsunąć spodnie, ale jakoś się udawało.Jeszczebardziej męczyła się z ich podciąganiem.Ile razy podchodziła do kartonowego pudła pełnego starych gazet? Próbowała sobieprzypominać, liczyć, zdobyć jakieś pojęcie o czasie.Pewnie spała.Oslo nie jest duże.Nieduże.Niecały milion mieszkańców.Szwecja jest większa.Sztokholm jest większy.Skup się, oddychaj i myśl.Potrafisz.Wiesz.Oslo jest małe.Pół miliona? Tak, pół.Uważała, że nie mogła zasnąć w samochodzie.Ale pózniej?Ciało wydawało się jak z ołowiu.Każdy ruch sprawiał ból.Musiała zbyt długo siedzieć w jednej pozycji.Ostrożniespróbowała rozsunąć uda.Zdumiona stwierdziła, że narobiła wspodnie.Odór nie był zbyt dokuczliwy, właściwie nic nie czuła.Oddychaj.Spokojnie.Spałaś.Skup się.Pamiętała przylot.Miasto wspinało się na otaczające je wzgórza.Fiord wcinałsię aż w centrum [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •  

     

    "s/6.php") ?>