[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przyślę cipanią Mason.Okazało się, że pani Mason potrzebna jest nie tyle porada prawna,ile przyjazna dusza, która wysłuchałaby jej skarg na niewierność panaMasona.Kate zasugerowała, by prowadziła na ten temat notatki w niczegonie ukrywającym pamiętniku, który wprawi tego faceta w takiezakłopotanie, że nigdy już nie ośmieli się pokazać w lokalu Musso iFrank - uczęszczanej przez filmowców starej knajpie przy BulwarzeHollywood, która zdołała zachować swój charakter, mimo że caładzielnica bardzo się zmieniła.Pani Mason zaświeciły się oczy.- Myślę, że w drodze do domu kupię taki mały magnetofon -oświadczyła i dodała przewrotnie: - Już sam fakt, że mnie z nimzobaczy, powinien go wprawić w przerażenie.Kate pomyślała, że bardziej przeraziłby go rachunek zamiesięczny pobyt żony w jakimś modnym uzdrowisku, ale paniMason najwyrazniej bardziej zależało na publicznej zemście niż nakosztownym wypoczynku.Ledwie jej klientka poszła szukać magnetofonu, a już Zeldapowiedziała, że przyszedł Davey.Ku żalowi Kate, chłopiec wyglądałniemal tak jak podczas swej pierwszej wizyty.Był bardzo schludny,bardzo grzeczny i bardzo samotny.- Cześć! - powiedziała.- Co cię tu sprowadza? - Po prostuchciałem cię odwiedzić - powiedział bezbarwnym głosem.- Mogę?- Oczywiście.Dla ulubionego klienta zawsze znajdę trochęczasu. Przyglądała się, jak Davey przechadza się po gabinecie, oglądaobrazy, dotyka rzezb z brązu, którymi przyozdobiła swe biuro.Wydawał się szczególnie zafascynowany kowbojem autorstwaRemingtona.W końcu spytała:- Co tam w domu?- Myślę, że wszystko w porządku.Zaczekała, aż odwróci się doniej twarzą, i powiedziała z naciskiem:- Davey, powiedz prawdę!- Myślałem, że wszystko zmieni się na lepsze - wyznał w końcu.- Naprawdę tak myślałem.Zwłaszcza po tym, jak byliśmy nadoceanem, no i w ogóle.- A studio?- No tak, ale musiałem mu przypominać i przypominać - wyznałsmętnie.- Kochanie, byliśmy tam niedługo po tej wyprawie nad ocean.Nawet najlepsi rodzice na świecie nie mogą planować takichspecjalnych okazji na każdy dzień.Było to tłumaczenie zupełnie rozsądne, ale z wyrazu twarzyDaveya widać było, że logika dorosłych zupełnie do niego nieprzemawia.- I nie przyszedł na mój pierwszy mecz.- A przypomniałeś mu?Davey wzruszył ramionami i Kate domyśliła się, że tego niezrobił, ponieważ chciał, by ojciec przyszedł bez przypominania.- Wszystko wymaga czasu - powiedziała.- Takie rzeczy niezmieniają się z dnia na dzień.- Wiem, ale mieliśmy przecież listę tych wszystkich innychspraw.Takich jak śniadanie.Aż do początku szkoły mieliśmy jeśćrazem śniadanie podczas weekendów.Kiedy w sobotę wstałem, tatajuż pojechał do pracy.W niedzielę był na dworze i tłumaczyłjakiemuś człowiekowi, jak ma strzyc trawnik, czy coś w tym rodzaju.Szkoła zaczęła się w poniedziałek, a on ani razu nie zjadł ze mnąZniadania.Zbolałe brązowe oczy wpatrywały się w Kate.- Nie wydaje mi się - dokończył - żeby lubił spędzać ze mnączas.Kate jeszcze tak niedawno borykała się z własnym poczuciembraku bezpieczeństwa, że czuła dla chłopca współczucie, chociaż zdawała sobie sprawę, że Davey tak samo zle ocenia swego ojca, jakona oceniała swą rodzinę.Ale ona była przynajmniej na tyle dorosła,by zdołać w końcu uświadomić sobie, o co w tym wszystkimnaprawdę chodzi, mimo że nie potrafiła przezwyciężyć bólu, jaki sięw niej zadomowił.A Davey miał tylko dziesięć lat.- Co twoim zdaniem mam zrobić?Pragnęła dać mu odczuć, że to on sprawuje kontrolę nadpodejmowanymi przez nią krokami.Rozpaczliwie potrzebna mu byłaświadomość, że przynajmniej jedna osoba dorosła traktuje gopoważnie.Ani uścisk, ani żadne frazesy nic by tu nie dały.- Może moglibyśmy popchnąć trochę sprawę rozwodu?Kate spojrzała na niego z powagą.Serce ściskało się jej z bólu.- Chwilę się zastanówmy.Twój tata obiecał zmienić pewnerzeczy, prawda?- Tak.Ale niczego nie zmienia.- No, nie - skorygowała.- Coś zmienił.Czy nie powinniśmytłumaczyć wątpliwości na jego korzyść? Może dać mu trochę więcejczasu?- Pewno tak by trzeba - przyznał niechętnie.- Ale w takim razieco zrobimy?- Jeśli chcesz, pomówię z nim.Przypomnę mu, że mamyobowiązujące go porozumienie prawne.I że musi przestrzegaćustalonych warunków.- A jeśli tego nie zrobi?- Wtedy ty i ja i on siądziemy razem i omówimy inne wyjście.- Masz na myśli rozwód?Kate podeszła do niego i mocno go objęła.- Mój drogi, mogę prawie zagwarantować, że do tego nie dojdzie- oświadczyła zdecydowanym tonem.Pomyślała, że jeśli na ziemi czy w piekle istnieje jakakolwiekmożliwość, by do tego nie dopuścić, ona ją wykorzysta, choćby nawetmiała osobiście nadzorować każdą czynność, jaką David miał dzielić zsynem.- Jak tu przyjechałeś? - spytała Daveya.- Przywiozła mnie pani Larsen, ale myśli, że poszedłem zprzyjacielem do kina.Lepiej już tam pójdę, żeby mnie nie szukała, jakpo mnie przyjedzie.Spojrzał na Kate ż nadzieją. - Pomówisz z tatą?- Jeszcze dziś.I potem do ciebie zadzwonię.Twarz mupojaśniała, kiedy oddawał Kate uścisk.- Dzięki, Kate.- W porządku, chłopie.Ledwo wyszedł, Kate zawołała Zeldę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •