[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najwy\ej któryśwsadzi łeb i puszcza dalej.Michał oddał kubek i zaczął przymierzać się do swojej nowej kryjówki.- W pralni przejmie cię nasz człowiek.Ma na imię Gerard.Wysoki, metr osiemdziesiątwzrostu, blondyn, trochę zezuje na prawe oko.Mo\esz mu zaufać.On nas poinformuje, jakbędziesz się stamtąd wycofywać.Powodzenia.273Michał, który le\ał ju\ w wąskim loszku, jaki utworzyły worki z bielizną, wyciągnął rękę napo\egnanie.Któryś z partyzantów narzucił na niego worki, zostawiając niewielką szparę,przez którą mógł oddychać, zatrzasnął drzwi i samochód po chwili ruszył.Przez kilkanaście minut trzęśli się na wybojach, co było najbardziej widomym znakiem, \ejadą przez las, a\ wreszcie gwałtowne wstrząsy ustały, a szum opon na kostce wskazywał, \eznalezli się na drodze prowadzącej do miasta.Jechali wystarczająco długo, \eby Michał zaczął odczuwać brak powietrza.Bał siępowiększyć szparę, \eby nie naruszyć konstrukcji kryjących go worków, co i tak nie byłobyłatwe, gdy\ ich cię\ar wymagał pomocy z zewnątrz.Ponadto zamknięte drzwi furgonetkiutrudniały dostęp powietrza.Pot cię\kimi kroplami spływał mu po twarzy i karku i wsiąkał w koszulę.Czuł, jak caławilgotnieje, i był zadowolony, \e jadą tak wcześnie rano.Podró\ w południe, gdy sierpniowesłońce świeciło szczególnie mocno, byłaby koszmarem.Samochód zatrzymał się.Koniec podró\y czy kontrola? Słyszał, jak ktoś otwiera drzwi.Przezszparę, którą napływało powietrze, wpadło jasne światło słoneczne.- Jesteśmy na miejscu - usłyszał francuskie słowa.- śyjesz, Polaku?Ktoś odrzucił worki i fala świe\ego powietrza napłynęła z takim impetem, \e pociemniało muw oczach.Silne ręce złapały go za ramiona i wywlokły na zewnątrz.- Zemdlałeś - usłyszał głos, gdy świadomość zaczęła ponownie napływać.Otworzył oczy i wspierając się na rękach, usiłował wstać, ale ponownie zakręciło mu się wgłowie.- Jestem Gerard.Wysoki chłopak, lekko zezujący na prawe oko, pochylał się nad nim.- Wiem, opisali mi ciebie.- Wyciągnął do niego rękę.- Bierz swoje rzeczy i chodz za mną.Nie mo\emy tu być dłu\ej.Niemcy zwariowali.Przetrząsają ka\dy kąt.Popchnął go w stronę blaszanych drzwi zamykających wejście do magazynu bielizny.274Potem długo szli starymi krętymi schodami i wąskimi korytarzykami, a\ znalezli się napoddaszu, w pokoju o pochyłym stropie.- Tutaj będziesz bezpieczny - powiedział Gerard.Michał rozejrzał się po niewielkim pomieszczeniu z małym oknem, umieszczonym wysokopod sufitem.Było tam tylko \elazne łó\ko, niewielka biała szafka i umywalka w rogu.- Pilnują piwnic i parteru, a my jesteśmy na strychu w jednym z pokoi dla słu\by.Tutaj nieprzychodzą.Rozgość się.Michał rzucił swój worek na łó\ko i usiadł na rogu.Wcią\ nie mógł dojść do siebie podusznej podró\y.- Potrzebujesz czegoś? - Gerard podszedł do drzwi, zamierzając wyjść.- Tak, czy mo\esz dostarczyć mi garnitur albo smoking, ze wszystkimi dodatkami?- Zrobi się, przecie\ pracuję w pralni.Wypo\yczymy jakiś ładny dla ciebie. - Gorzej będzie z butami, bo tych nie oddają do pralni - zauwa\ył Michał.- Ale wystawiają do czyszczenia przed pokojami.Jaki masz numer?- Czterdzieści cztery.- Załatwione.Jeszcze coś?- Tak, zegarek.Złoty, dobrej firmy.Po zegarkach poznaje się ludzi.- Cholera, z tym będzie najgorzej.W tym hotelu nie było kradzie\y od trzydziestu pięciu lat!Daj pomyśleć, to coś załatwię.Skinął głową i zamknął starannie drzwi za sobą.Michał rzucił się na łó\ko, oddychając głęboko, jak człowiek, który z dusznego wnętrzaznalazł się na otwartej przestrzeni, chocia\ był to mały pokój na poddaszu.Lakierki były trochę za du\e, co Michał przyjął z ulgą, obawiał się, \e będzie musiał cierpieć,gdyby się okazało, \e Gerard wypo\yczył za małe buty.Za to dwurzędowy smoking le\ał jakulany.Zapiął guzik i stanął przed wąskim długim lustrem, jakie Gerard wniósł do jego pokoju.Widział przed sobą dawnego Michała,275choć smutne oczy, blizna na czole i bruzdy na twarzy mówiły, jak wiele stało się od czasu,gdy brylował w berlińskich salonach.Odczuł zrazu przyjemność, jaką daje dobry gatunekkoszuli idealnie wyprasowanej, gładkość znakomitego materiału, z jakiego uszyto smoking,ale było to tylko wspomnienie aksamitnego \ycia.Kiedy je prowadził, nie przyjmował dowiadomości, \e nagle, z dnia na dzień, mo\e spaść z tak wysoka, tak boleśnie.- Dobrze wyglądasz - powiedział Gerard, który stał przed nim z lustrem.- Do smokingatrzeba się urodzić.Odstawił lustro pod ścianę i z kieszeni marynarki wyjął zegarek zawinięty w chusteczkę.Michał patrzył zaskoczony, widząc jak Gerard odwija chusteczkę i podaje mu patka na złotejbransoletce.- Skąd?- Po\yczyłem od jubilera.Powa\nie - dodał szybko, aby Michał nie podejrzewał, \e ukradł.Usiadł na łó\ku, gdzie wcześniej poło\ył plan hotelu.- Tymi schodami zejdziesz na drugie piętro.Tam wyjdziesz na główny korytarz.- Pokazywałpalcem miejsca, o których mówił.-To jedyne ryzyko.Nikt nie powinien cię zobaczyć, jakwychodzisz z drzwi dla słu\by.Wyjął z kieszeni klucz z du\ą mosię\ną gałką.- To klucz do twojego pokoju.Musisz go oddać do rana.Jutro dam ci inny.Zwinął plan i wstał.- Do mnie mo\esz zadzwonić pod wewnętrzny osiemnaście.To do pralni.Powodzenia,Michael.6.Spotkanie iv  Hotel de la Maison Rouge"Szerokie schody wyło\one grubym dywanem w kolorze bordo prowadziły do holubłyszczącego mosiądzem i kryształowymi \yrandolami, w których światło załamywało się,tworząc jaskrawe refleksy.Tak bardzo odwykł od widoku eleganckich wnętrz, \e musiałpilnować się, aby nie rozglądać się zbyt często [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •