[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czyżby ogarnął je smutek?W Wersalu zagościły powaga i dostojeństwo od czasu, gdy wygnanąMontespan zamieniono na markizę Maintenon.Znikł w Wersalu odurzającyzapach perfum, ustępując miejsca zapachowi kadzidła.Niektóre sale przerobionona kaplice.Codziennie, rano i wieczorem, Maintenon brała Ludwika XIV za rękęi prowadziła do kaplicy.Modlili się, klęcząc przed obliczem Matki Bożej,grzesznik i grzesznica, żyjący w zakazanym związku, niczym para świętoszków,i wierzyli, że Bóg im to wszystko wybaczy.Ułożona, niezmiennie grzeczna, operująca cichym, spokojnym głosem,w skromnych ciemnych sukniach bezszelestnie przesuwała się Maintenon poWersalu, a wtedy drżały ze strachu ściany, nie tylko ministrowie, stojący przednią w szeregu na baczność, zanim udali się z raportem do króla.Zawładnęławszystkimi w Wersalu ta opanowana i skromna kobieta.Omotałaniewidzialnymi mackami, dotarła do każdego kąta nie tylko Wersalu, leczrównież Francji.Decydowała, radziła, ganiła i zachęcała.Pod jej wpływem królodprawił wszystkie metresy, już nie miał kochanki, a gdy chuć w nim mimo152 wieku brała górę, dostojnie kroczył do pokoju Maintenon i nieśmiałowyswobadzał się z ciężaru płci, całując w podzięce rękę starej, wyschniętejkobiety, starszej od niego o pięć lat.I nagle bomba wybuchła w Wersalu! Wkroczyła w jego progi dziwna,wesoła, fruwająca jak motylek istotka  psotnica, dla której nie było żadnychkanonów, żadnej wersalskiej etykiety, Swobodnie siadała Ludwikowi XIV nakolana, tarmosiła mu toczek lub peruczkę, mieszała papiery na biurku, a onz zadowoleniem się uśmiechał.Rzucała się do całowania cioci Maintenoni rozpływały się jej srogie zmarszczki w przypływie czułości.Każdemuusługiwała, każdego chciała uszczęśliwić.Nie było lokajów, dam pałacowych,nieprzychylnych jej królewskich córek  komunizm kwitł w serduszku księżnejBurgundzkiej.Dla niej wszyscy byli równi.Do wszystkich podbiegałaz uśmiechem, każdemu chciała powiedzieć coś miłego.Emanowała takąserdecznością, taką życzliwością i dobrocią do ludzi, że przeraziła tym Wersal.To było niepojęte, niezrozumiałe, absurdalne, lecz Wersal, do tej pory nikogoniekochający, szczerze polubił małą księżniczkę.Była córką Wiktora Sabaudzkiego i Anny, córki Filipa Orleańskiego orazjego pierwszej żony, Henrietty Angielskiej.Jedenastoletnia księżniczkaprzyjechała do Wersalu w charakterze narzeczonej starszego wnuka LudwikaXIV, księcia Burgundzkiego.Charlotta Bawarska, chlapiąc w oburzeniu atramentem, pisze szyderczyi pełen ironii list do swych bawarskich krewnych, w którym donosi, jak to oszalałWersal od tego momentu, gdy w nim zadomowiło się to  brzydkie kaczątko. Wersal zupełnie zdziecinniał  pisała. Tu zamiast balów i maskarad bawią sięw chowanego i ciuciubabkę.Wszyscy dosłownie powariowali, nadskakują tejjedenastoletniej brzydulce z dużymi ustami Murzynki, niemal namaszczonejkrólewnie.Obraziła się Charlotta Bawarska na decyzję króla: nie ona już jestpierwszą damą Wersalu, a ta niepoprawna psotnica, tak zadecydował król.W karecie siedzi obok króla i Maintenon, którą swojsko nazywa ciocią  lizuska.Pozory mylą.Maria Adelajda Sabaudzka wcale nie jest taka prostolinijna, jakwydaje się na pierwszy rzut oka.Umiała lawirować, mimo młodego wieku,w sieci pałacowych intryg.Głęboko ukrywała swe prawdziwe oblicze, sweuczucia: nienawidząc dworu królewskiego, była zawsze miła i uśmiechnięta dlawszystkich.Tak nauczył ją papa, Wiktor Sabaudzki, od dzieciństwa wpoiwszyw córkę umiejętność udawania. Jeśli chcesz wyżyć na królewskim dworze,udawaj, a jeśli jeszcze chcesz odnieść sukces, nie bój się hipokryzji  uczył ją.Za kilka lat Maria Adelajda stanie się żoną księcia Burgundzkiego.Na razie rośniew Wersalu, chodzi do szkoły, pilnie się uczy i jak gąbka, ale inteligentna gąbka,chłonie wszystkie tutejsze nawyki, a nawet udoskonala je.Nie uczestniczyw pałacowych intrygach, nigdy z nikogo nie szydzi, a jeśli mówi ironicznie, to153 tylko o sobie.Ironizowała z powodu swej brzydoty i zepsutych czarnych zębów,dużych ust i obwisłych policzków.Co prawda piękniała z biegiem lat, stawała sięcoraz bardziej czarująca, lecz obwisłych policzków nigdy się nie wyzbyła, ale teżnie utraciła blasku swych oczu, które błyszczały niczym gwiazdki na niebie.Saint-Simon tak był oczarowany Marią Adelajdą, że napisał:  Ona stąpała poWersalu, jak bogini po obłokach.Ani na minutę nie zapominała Maria Adelajda nauk swego ojca i częstostudiowała w sekrecie jego specjalnie dla córki napisany traktat:  Jak byćszczęśliwą w Wersalu.Wiedziała o jednym zasadniczym aksjomacie: W Wersalu trzeba wszystkich oczarowywać i nigdy nie mieć złego humoru.Wersalskie damy, przyzwyczajone do ciągłych złośliwości markizy Montespan,były mile zdziwione odnoszeniem się do nich księżniczki.Okazuje się, że możnastwarzać miłą atmosferę i z nikogo się nie naśmiewać.W osiemnastym roku życia, gdy księżniczka wyszła za mąż za księciaBurgundzkiego, znacznie się ustatkowała.Musiała spoważnieć.Wiedziałabowiem, że po śmierci delfina jej mąż stanie się królem Francji, a ona królową.A od królowej wymagano powagi.Zaprzestała więc swoich swawolnychsztuczek.Tytuł zobowiązywał.Już publicznie nie wskakiwała królowi na kolana,nie tarmosiła jego peruki, nie grzebała na jego biurku i nie robiła sobiepublicznie lewatywy.Schowała głęboko swawolny uśmiech, zamieniła go nauśmiech uprzejmości.Mąż, książę Burgundzki, ją ubóstwiał.%7ładnych defektów jej twarzy niewidział.Nie przeszkadzały mu jej czarne, zepsute zęby.Nie na darmo Owidiuszpowiedział:  Gdy chcesz nobilitować brzydką kobietę, zakochaj się w niej, jejwady staną się dostojeństwami.Despota król, nieliczący się z tym, iż księżnaBurgundzka jest w zaawansowanej ciąży, kazał jej jechać z nim do Fontainebleau,chociaż lekarz Fagon i pani de Maintenon byli temu przeciwni i wskazywali naniebezpieczeństwo takiej podróży.Ich obiekcje zdenerwowały króla, który nieznosił sprzeciwu, tym bardziej że był przyzwyczajony do podróży swychkochanek podczas ich ciąż.I Montespan, i de La Valliere towarzyszyły mu nawetwtedy, gdy były w ostatnich miesiącach ciąży.No i& księżna Burgundzkaporoniła.Jak zareagował król? Gdy wszyscy dookoła zaczęli lamentowaći rozpaczać, bowiem już poprzednio księżniczka dwukrotnie poroniła i mogław ogóle nie mieć dzieci, król ze złością powiedział:  A co to właściwie mnieobchodzi? Przecież mam jeszcze jednego wnuka, księcia de Berry, na tylemłodego, żeby mieć dzieci.Może być delfinem , a potem dodał:  Chwała Bogu, żejuż poroniła, jeśli to miało się stać i nie będę skrępowany uwagami doktorówi babskim gadaniem, ograniczania sobie wszystkiego, na co mam ochotę.Wszyscy znieruchomieli, tak oczywisty był egoizm króla [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •