[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tu często ktoś przyje\d\a z ZetgieZetwuemu.Co dziesięć dni jest okazja samochodem.Zabiorą pani rzeczy i przywiozą do Pauliny -tłumaczył Bronek.Maria nie bardzo wiedziała, co właściwie znaczy słowo  Zetgie , ale wpośpiechu wolała ju\ nie pytać.Niebawem dowiedziała się, \e ten skrót oznacza Zarząd GłównyZ$w$m.Bronek przed jej odjazdem kupił w kiosku dworcowym numer tygodnika  Głos Młodych ,którego dotyczas Maria nie znała.- Ja pani w Warszawie wysiądzie, pani Marysiu, to proszę tę gazetę trzymać w ręce.Mo\ePaulina nie będzie mieć czasu.Ale wtedy kogoś na dworzec wyśle i ten ktoś łatwo pozna, \e topani.Zresztą jakby coś było nie tak, ma pani adres Pauliny.Wezmie pani doro\kę i z dworcapojedzie.Ona wie, kiedy pani będzie i na pewno wszystkiego dopilnuje - jak ją znam!Pocałował Marię w rękę - gest, od którego zdą\yła ju\ odwyknąć! - i stojąc za otwartymoknem wagonu, \yczył jej szczęśliwej podró\y.- Dziękuję za wszystko! - powtarzała.- Tak, napiszę.Oczywiście, dam znać.Dworzec gdański oddalał się z ka\dym obrotem kół.Maria rozejrzała się po wnętrzuwagonu, względnie czystym i dość wygodnym.Jechało nim tylko sześciu pasa\erów.- śeby takbyło przez całą drogę! - westchnęła starsza pani, siedzący naprzeciwko przy oknie, częstując Marięcukierkami.- Ale po drodze dosiądą jeszcze na pewnno.A pani do samej Warszawy? Maria potwierdziła, nie mając ochoty wdawać się w rozmowę.Za oknami sunęłynadmorskie krajobrazy, nie widziane od lat.Pierwsza moja podró\ przez kraj po wojnie! -pomyślała.Stacje pomorskie wyglądały czysto i schludnie.Poza Gdańskiem nie było widaćwiększych zniszczeń.Sięgnęła po gazetę.Zaciekawił ją  Głos Młodych , który w Warszawie miałsłu\yć jako znak rozpoznawczy.Przeczytała korespondencję o \yciu młodych osadników naZiemiach Odzyskanych, o perspektywach \niw, o przygotowawczych uroczystościach na polubitwy grunwaldzkiej.Artykuł poświęcony sprawom roku terowego miał znajomą treść.Aha, to Lena , czyli Paulina, pisała o kursach przygotowawczych, umo\liwiających wstęp na wy\sząuczelnię zdolnej młodzie\y nie posiadającej świadectwa maturalnego.Przypomniała sobie własnąmaturę.Bo\e, jak to było dawno! Po maturze czekała ją nagroda: pierwszy wyjazd do Jugosławii.Do Dravciciów, do Vesny.Pierwsze wakacje z nią i ze Sławkiem.Pośrodku stronicy zamieszczony był wiersz bez tytułu.Nazwiska autora nie znała.Czytałate strofy raz, potem drugi z dziwnym uczuciem, \e ktoś przemawia wprost do niej.Jak gdybytrafiał w samo sedno, w samą istotę jej własnych niepokojów, goryczy oraz nieśmiałych nadziei?Nie umiem się oprzeć tym wiosennym wiatromna obcym bruku łódzkim i mojej młodościspłaconej innej ziemi, gdzie dziś z pierwszą trawąkości puszczają pędy i miasto z nich rośnie.Rzeczywistość, dom mój codzienny i ciebieprzymierzam ostro\nie jak kwiecień urodęcieniutkich listków, wyrzuconych z ciemnychi cierpkich den gałązek na surową korę.(Maria Castellatti, z tomu:  Pole Mokotowskie )- Nie szkoda oczu? - zganiła \yczliwie Marię starsza pani.- Przecie\ ju\ ciemno! Mo\ezapalę światło, ale teraz jeszcze za wcześnie.Maria odło\yła  Głos Młodych wiedząc, \e przeczytanego wiersza nie zapomni:  Kościpuszczają pędy i miasto z nich rośnie.To Warszawa?.Muszę ju\ iść - mówi Renata, zdrapując gałązeczkę wodorostu, która przylgnęła jej dokolana.Wilgotne włosy spadające na ramiona schną błyskawicznie pod gorącymi dotknięciamisłońca.Chłopak patrzy na nią z niekłamanym zachwytem.Zdą\yła zauwa\yć, \e wśródJugosłowian wielkim powodzeniem cieszą się blondynki.Tutejsze dziewczyny przewa\nie sączarnowłose.A ona, choć podobna jest do ojca, włosy ma tak jak matka - obfite i jasne.- Ja ci na imię? Jestem Milan.A ty? - Renata.- Re_na_ta.To bardzo ładnie.Renata mruczy potakująco.Nie jest zbyt zachwycona swoim imieniem, ale woli być wklasie jedyną Renatą obok dwóch Monik i a\ trzech Agnieszek.- Muszę ju\ iść.Mama na mnie czeka.- Jeszcze chwilę! Powiedz, gdzie mieszkacie?- W  Jadranie.- Aha, to ten ośrodek akademii nauk.Dawno przyjechałaś? Pierwszy raz jesteś wJugosławii?Renata decyduje się zostać jeszcze parę minut.Chłopak jest sympatyczny, pływa świetnie.Po angielsku mówi słłabo.Dziewczyna góruje na nim znajomością tego języka, co sprawia jejmalutką satysfakcję.- Tak, pierwszy raz.Wspaniale tutaj!Milan, patriota własnego kraju, rozpromienia się natychmiast.- A co ju\ widziałaś?- Nic.Tylko Tuczepi.- Nie byłaś jeszcze w Dubrowniku? Ani w Makarskiej?- Skąd\e! Jesteśmy tu dopiero parę dni.Mój ojciec ma jakieś letnie wykłady w Belgradzie.Jak tu przyjedzie, pozwiedzamy, co się da.- Powinnaś zobaczyć Split.Miasto_cudo!- Split? - powtarza Renata niepewnie.Czytała o tym mieście w folderze, ale nic nie pamięta.- Nie wiesz, co tam jest? - Milan wydaje się prawie zgorszony.- Pałac DioklecjanaWa\niejszy ni\ samo miasto.- Pałac Dioklecjana?! - Renata mru\y oczy pod naporem słonecznego blasku.- No, napewno go zobaczymy.Ojciec uwielbia zwiedzać, mama te\.Mówisz, \e ten pałac taki ładny?- Powtarzam ci, cudo! Zobaczysz zresztą sama.- Ale teraz naprawdę muszę iść.Wstaje, odruchowo wygładzając kostium.Piasku strzepywać nie trzeba - nadwodna częśćpla\y składa się bowiem z kamiennych płyt [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •