[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy oprócz mnie.Siedzę tam, gdzie siedziałam, zanim rozległ się strzał, i ściskam blat.Wiem, gdzie jestem, ale przed oczami nie mam już stołówki.Widzę uliczkę, którą uciekałam pośmierci matki.Wpatruję się w pistolet w swoim ręku i w gładką skórę między brwiami Willa.W gardle bulgocze mi cichy odgłos.Gdybym nie miała mocno zaciśniętych zębów, byłby tokrzyk.Wspomnienie znika, ale nadal nie mogę się poruszyć.Tobias chwyta Nieustraszoną za kark i stawia ją na nogi.W ręce ma jej pistolet.Zasiania sięnią jak tarczą i strzela nad jej prawym ramieniem do żołnierza Nieustraszonych po drugiej stroniesali.- Tris! - woła.- Może byś mi pomogła?Podciągam koszulę na tyle, by sięgnąć do rękojeści pistoletu, i natrafiam palcami na metal.Wydaje się tak zimny, że aż bolą mnie palce, ale przecież to niemożliwe, bo w środku jeststrasznie gorąco.Nieustraszony na drugim końcu sali mierzy do mnie z broni.Czarny otwór nakońcu lufy się powiększa.Nie słyszę nic poza biciem własnego serca.Caleb przyskakuje do mnie i wyrywa mi pistolet.Trzyma go oburącz i strzela w kolanaNieustraszonego, który stoi ledwie kilka kroków dalej.Nieustraszony wrzeszczy i upada, łapiąc się za nogę.Tobias wykorzystuje okazję i strzela muw głowę.Strażnik nie cierpi długo.Cała się trzęsę, nie jestem w stanie się uspokoić.Tobiasciągle trzyma Nieustraszoną za gardło, ale tym razem celuje do Erudytki.- Jeszcze słowo i strzelę - ostrzega.Erudytka ma otwarte usta, ale nic nie mówi.- Ktokolwiek jest z nami, niech natychmiast ucieka -krzyczy Tobias, a jego donośny głosniesie się po całej sali.Wszyscy Altruiści wychodzą spod stołów i ławek i kierują się w stronę drzwi.Caleb podnosimnie z ławki.Ruszam do drzwi.Nagle coś widzę.Drgnięcie, ukradkowy ruch.Erudytka unosi mały pistolet i mierzy doidącego przede mną mężczyzny w żółtej koszuli.To instynkt, a nie przytomność umysłu każe midziałać.Popycham mężczyznę i kula trafia w ścianę, a nie w niego czy we mnie.- Odłóż broń - rozkazuje Tobias, mierząc w Erudytkę.- Mam świetne oko, nie tak jak ty.Mrugam kilka razy, bo oczy zachodzą mi mgłą.Peter odwraca się do mnie.Właśnie uratowałammu życie.Ale nie dziękuje mi, a ja udaję, że go nie znam.Erudytka rzuca pistolet na ziemię.Idziemy z Peterem do wyjścia.Tobias idzie za nami tyłem, żeby nie spuścić z muszki Erudytki.W ostatniej chwili, tuż przed tym, zanim mija próg, zatrzaskuje za sobą drzwi.Rzucamy się dobiegu.Pędzimy bez tchu główną alejką w sadzie.Wieczorne powietrze jest ciężkie jak koc i pachniedeszczem.Gonią nas krzyki.Trzaskanie drzwi samochodów.Biegnę szybciej, niż myślałam, żew ogóle mogę, jakbym oddychała adrenaliną, a nie powietrzem.Warkot silników każe miwskoczyć między drzewa.Tobias bierze mnie za rękę.Gnamy długim rzędem przez pole kukurydzy.Samochody zrównują się z nami.Zwiatłaprzeświecają przez wysokie łodygi, oświetlając to jakiś liść, to kawałek kolby. - Rozdzielcie się! - wrzeszczy ktoś, chyba Marcus.Rozdzielamy się i rozprzestrzeniamy pocałym polu jakrozlewająca się woda.Aapię za rękę Caleba.Za jego plecami słyszę sapanie Susan.Tratujemy kukurydzę.Ciężkie liście tną mi policzki i ramiona.Biegnąc, wpatruję się międzyłopatki Tobiasa.Słyszę głuchy łoskot i krzyk.Wszędzie słychać krzyki, polewej, po prawej.Wystrzały.Altruiści znów umierają, jak wtedy umierali, gdy udawałam, żejestem pod wpływem symulacji.A ja tylko biegnę.W końcu docieramy do ogrodzenia.Tobias pędzi wzdłuż ogrodzenia i wali w nie, póki nieznajduje dziury.Przytrzymuje siatkę, żebyśmy mogli przedostać się z Calebem i Susan na drugąstronę.Zanim znów zrywamy się do biegu, zatrzymuję się jeszcze na chwilę i oglądam na polekukurydzy, które zostawiliśmy za sobą.W oddali widzę światła reflektorów.Nic jednak niesłyszę.- Gdzie reszta? - szepcze Susan.- Została zabita - odpowiadam.Susan zaczyna szlochać.Tobias przyciąga mnie mocno do siebie i rusza naprzód.Twarz mipłonie, poraniona liśćmi kukurydzy, ale oczy mam suche.Zmierć Altruistów to kolejny ciężar,którego nie mogę znieść.Trzymamy się z daleka od drogi - tędy przyjechała Erudycja i Nieustraszoność - i idziemy wstronę miasta wzdłuż torów kolejowych.Nie ma gdzie się schować - żadnych drzew anibudynków, które mogłyby nas osłonić - ale to nie ma większego znaczenia.Erudyci i tak niesforsują płotu, a dojechanie do bramy chwilę im zajmie.- Muszę.stanąć.- mówi Susan gdzieś z ciemności za moimi plecami.Zatrzymujemy się.Susan pada z płaczem na ziemię, a Caleb kuca przy niej.Tobias i japatrzymy na miasto, nadal oświetlone, bo jeszcze jest przed północą.Chcę coś poczuć.Strach,gniew, ból.Ale nie czuję nic [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •