[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niewymownie ucieszony zdobyczą Van Guitt wysłałKalaganiego do kraalu, aby sprowadzono klatkę.Dostawca niespuszczał oczu ze lwa, obchodził go do koła trzymając sięjednak w takiej odległości, aby go nie mógł dosięgnąć łapami,któremi rozwścieczony lew ciągle machał.W pół godziny bawoły przywiozły klatkę, do której nie beztrudności wprowadzono lwa i powróciliśmy do kraalu.Od owego dnia szczęście sprzyjało Mateuszowi Van Guitt. Od owego dnia szczęście sprzyjało Mateuszowi Van Guitt.Dnia 11.sierpnia, aż dwa lamparty złapały się w tę zasadzkę natygrysy, z której to wyzwoliliśmy dostawcę.Tak więc docałkowitego uzupełnienia menażerji brakło mu już tylko dwóchtygrysów.Nadszedł 15.sierpnia; pułkownik Munro nie wracał i żadnejnie dał o sobie wiadomości.Banks był bardzo o niegoniespokojny.Zapytał Kalaganiego, który doskonale znałmiejscowości leżące nad granicę nepalską, czy pułkownikowi niegrozi w tamtych okolicach jakie niebezpieczeństwo, ale tenupewnił go, że na pograniczach Tybetu nie ma już ani jednego zestronników i towarzyszy Nany Sahiba i oświadczył, że bardzożałuje, że pułkownik nie wziął go za przewodnika, gdyż mógłbybyć mu bardzo pożytecznym w kraju, którego wszystkie zakątkizna doskonale.Kapitan i Fox nie przestawali robić wycieczek w okoliceTarryani, i udało im się, choć nie bez narażenia się naniebezpieczeństwo, zabić znowu jeszcze trzy niewielkie tygrysy.Dwa zabił kapitan a trzeciego Fox. Czterdzieści ośm!  rzekł kapitan, pragnący konieczniedociągnąć do pięćdziesięciu.Trzydzieści dziewięć!  rzekł Fox smutnie  mniej o dziewięć.Za nic liczył panterę, która padła od jego kuli.Dnia 20.sierpnia złapał się nareszcie tygrys tak pożądany, wdół urządzony przez dostawcę, Zranił się wpadając w dół, alenie tak niebezpiecznie jak to zwykle bywa.Za kilka dni mógł nie tak niebezpiecznie jak to zwykle bywa.Za kilka dni mógłzostać wyleczony i zdrów dostawiony do Hamburga.Sposób łapania w doły powinien by być używany wtedytylko, gdy chodzi o tępienie zwierząt, gdyż najczęściej pociągaza sobą ich śmierć, szczególniej jeśli wpadają w doły urządzanedla słoni, które mają zwykle 15 do 20 stóp głębokości.Nadziesięć tak złapanych zwierząt, jedno zaledwie nie odnosiśmiertelnych uszkodzeń.Obecnie brakował już tylko jeden tygrys Mateuszowi VanGuitt do skompletowania swojej menażerji, a pragnął schwytaćgo jak najprędzej, aby mógł wrócić do Bombaju.Tego ostatniego tygrysa mieliśmy wprawdzie złapaćniezadługo, ale za jaką cenę! Muszę o tem obszerniejopowiedzieć, bo za to zwierzę zapłaciliśmy drogo  bardzodrogo.Za staraniem zatem kapitana Hod urządzona została wyprawamyśliwska.Wszystko zdawało się zapowiadać pomyślne łowy;niebo było pogodne, powietrze spokojne, księżyc przyświecałsłabym blaskiem.Jeśli noc jest zbyt ciemna, dzikie zwierzętabardzo niechętnie opuszczają nory, najbardziej lubią wychodzić,gdy księżyc po północy przyświeca słabym tylko blaskiem.Do wyprawy tej oprócz kapitana i mnie należą Fox i Storr,który coraz więcej nabierał zamiłowania do podobnych łowów,dostawca, Kalagani i kilku Hindusów.Pożegnawszy się zBanksem, który tym razem nam nie towarzyszył, opuściliśmySteam-House około siódmej wieczorem, a o ósmej byliśmy wkraalu.Mateusz Van Guitt powitał nas bardzo serdecznie i zaraz kraalu.Mateusz Van Guitt powitał nas bardzo serdecznie i zarazzebraliśmy się na naradę, na której ułożono plan polowania.Stanęło na tem, że mieliśmy zaczaić się w parowie nawybrzeżach strumienia, o dwie mile od kraalu, w miejscu, wktórem co noc ukazywała się para tygrysów.Nie urządzono tamżadnej przynęty, gdyż Hindusi tym razem uznali to zaniepotrzebne, ponieważ wiedzieli, że i bez tego potrzebaugaszenia pragnienia zmusza zwierzęta przybywać nad brzegstrumienia.Dopiero o północy mieliśmy opuścić kraal, pozostawało więcjeszcze parę godzin czasu. Oddaję panom do rozporządzenia całe moje mieszkanie rzekł Van Guitt,  ale radzę idzcie za moim przykładem iprześpijcie się trochę; sen doda nam sił do wyprawy. Czy chce ci się spać?  zapytał mnie kapitan. Nie; wolę przez tych parę godzin chodzić po lesie, niżzrywać się nagle ze snu. Róbcie panowie co się wam podoba; mnie już się powiekigwałtem do snu kleją, muszę się przespać.Ziewnął potężnie, pożegnał nas skinieniem głowy i poszedł siępołożyć.  Cóż teraz będziemy robić?  zapytałem kapitana. Spacerujmy po kraalu,  odrzekł,  noc prześliczna,będziemy rzezwiejsi niż gdybyśmy przespali parę godzin, tembardziej, że sen nie przyszedłby na zawołanie.Chodziliśmy więc po kraalu myśląc i rozmawiając.Storrpołożył się pod drzewem i spał smacznie; chikarisowie i woznicetakże udali się na spoczynek; my dwaj tylko czuwaliśmy.Kraal był otoczony mocną palisadą i zamykał się doskonale,straż nie była zatem potrzebna.Kalagani poszedł sam upewnićsię, czy brama dobrze zamknięta, poczem powiedziawszy namdobranoc udał się do wspólnego z innymi Hindusamipomieszczenia.Cisza zaległa dokoła, i ludzie i zwierzęta w klatkach zatonęli wgłębokim śnie.Rozmawiając zbliżyliśmy się do klatek.Tygrysy,lwy, pantery, lamparty spały w oddzielnych przegrodach.Mateusz Van Guitt dopiero po kilku tygodniach więzienia, gdyzłagodniały nieco, łączył je z sobą, w pierwszych dniach niewolirozwścieczone, niezawodnie rozszarpałyby się wzajemnie.Trzy lwy leżały nieruchomo skulone w półkole jakby wielkiekoty; głowy ukryte całkiem prawie w futrze, tak, że zaledwie koty; głowy ukryte całkiem prawie w futrze, tak, że zaledwiemożna je było odróżnić.Tygrysy nie spały tak spokojnie; oczyich błyszczały w ciemności jak żarzące węgle; wielkie łapywysuwały się od czasu do czasu, drapiąc kratę; był to senkrwiożerczych zwierząt, szarpiących swoje okowy. Widać dręczą je przykre sny  rzekł z współczuciemkapitan.I pantery rzucały się i nie spały spokojnie.Gdyby nie klatka,biegałyby teraz spokojnie po lesie, lub około pastwisk, upatrujączdobyczy.Cztery lamparty spały spokojnie; dwoje z nich, samiec isamica, zajmowały jedną przegrodę, mogły więc mniemać, żeznajdują się w swojej norze.Jedna przegroda była jeszcze pusta, w niej miał byćpomieszczony ów szósty, nie dający się dotąd pojmać tygrys,którego Mateusz Van Guitt oczekiwał tak niecierpliwie, abymógł nareszcie opuścić Tarryani.Po godzinnej przechadzce wewnątrz kraalu, usiedliśmy podogromną mimozą.Głuche milczenie zaległo las; nawet najlżejszywietrzyk nie szemrał wśród liści [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •