[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli zaśchodzi o zakończenie ich przygody& Diabli wiedzą, co z tego wyniknie  powtarzał Maks Huber, który nie nadawał się bynajmniej do roli profesora Garnera czy doktora Johansena.Kiedy trzej mężczyzni i Llanga wrócili do swojej chaty, zauważyli zzadowoleniem, że wprowadzono rozmaite zmiany w jej urządzeniu.Przedewszystkim jakiś Wagdys sprzątał dokładnie  mieszkanie.John Cort jużprzedtem zauważył, że prymitywne istoty cechuje zamiłowanie do czystości iporządku, właściwość nie znana większości zwierząt.Ponadto wniesiono do lepianki różne przedmioty i złożono na ziemi,ponieważ umeblowanie nie zawierało ani stołów, ani krzeseł.Znalazło się tuteraz trochę prymitywnych przyborów gospodarczych, jak garnki i dzbanywyrabiane przez Wagdysów; nie opodal leżały rozmaite owoce i ćwiartkapieczonego passana.Tylko zwierzęta zadowalają się surowym mięsem.Ludzie, nawet stojący na najniższym szczeblu kultury, rzadko kiedyspożywają je w tej formie. Każdy, kto potrafi rozniecić ogień  oświadczył John Cort  posługujesię nim do przyrządzania pokarmów.Nie dziwi mnie zatem, że Wagdysiodżywiają się pieczonym mięsem.Chatę wyposażono również ,w palenisko przykryte płaskim kamieniem.Uchodzący stąd dym ginął wśród gałęzi wielkiego drzewa, osłaniającegostrzechę.Kiedy czterej przybysze stanęli w drzwiach, Wagdys przerwał robotę.Był tomłody, może dwudziestoletni chłopiec, o zręcznych ruchach i rozumnejtwarzy.Wskazał ręką przedmioty przyniesione tutaj przed chwilą.MaksHuber, John Cort i Chamis z ogromną radością ujrzeli wśród nich swojekarabiny, trochę wprawdzie zardzewiałe, ale które z łatwością będzie możnadoprowadzić do właściwego stanu. Do licha!  zawołał Huber. Zjawiły się w samą porę i przy okazji& Posłużylibyśmy się nimi  przerwał Cort  gdyby nam także oddanopudło z nabojami& Oto ono  odpowiedział przewodnik.I pokazał towarzyszom metalowe pudło, ustawione na lewo od wejścia, tużkoło drzwi.Czytelnicy pamiętają zapewne, że w czasie katastrofy Chamis, zniezwykłą przytomnością umysłu, rzucił broń i amunicję na skały tworzącezaporę, w chwili gdy tratwa zderzyła się z nią gwałtownie.Wagdysi odnalezliwszystko i przynieśli do wioski. Oddali nam karabiny  powiedział Huber  ale zastanawiam się, czywiedzą, do czego służy broń palna. Nie mam pojęcia  odrzekł Cort. W każdym razie wiedzą, że nienależy przywłaszczać sobie cudzego mienia, co dobrze świadczy o ichzasadach moralnych.Mimo wszystko sprawa poruszona przez Hubera była zagadnieniemniezmiernie doniosłym.W tej chwili jednak coś innego zwróciło uwagępodróżnych.Młody Wagdys wymówił kilka razy głośno i dobitnie słowo Kollo , jednocześnie wskazywał dłonią na swoje ciało i przytykał ją do piersi,jakby chciał powiedzieć: ,,Kollo to ja!John Gort wywnioskował, że tak brzmi imię ich nowego służącego.Powtórzył je z kolei kilka razy, na co Kollo, rozradowany, odpowiedział długim,serdecznym wybuchem śmiechu.Prymitywne istoty bowiem śmiały się i przybadaniu ich psychiki należało zastanowić ale poważnie nad tym faktem.Wagdysi wydawali się poza tym łagodni z natury, nieskłonni do bójek i co trzeba raz jeszcze podkreślić  pozbawieni owej dziecięcej ciekawości,jaką objawiają w stosunku do obcych zaginione w rozwoju plemiona z najdzikszych zakątków Afryki i Australii.Widok dwóch białych i dwóchMurzynów z dalekich okolic Konga nie wywołał wśród nich takiego zdumienia,w jakie wprawiłby zapewne żyjące w głębi puszczy szczepy afrykańskichtubylców.Zachowywali się obojętnie wobec przybyszów, nie narzucali im sięnatrętnie.Nie wykazywali żadnych cech właściwych wielkomiejskim gapiom isnobom.Za to w dziedzinie akrobacji nie znalezliby nigdzie godnych siebiepartnerów.Jeśli idzie o wdrapywanie się na drzewa, przeskakiwanie z gałęzina gałąz, zbieganie pędem po schodach prowadzących do wioski  moglibyniejednego nauczyć największych mistrzów areny, zdobywających rekordy wzakresie sztuk cyrkowych.Wykazując tak niezwykłą sprawność fizyczną, Wagdysi dawalijednocześnie dowody wyjątkowo pewnego oka.Kiedy polowali na ptaki, ichmaleńkie strzały trafiały zawsze upatrzone sztuki.Z równym powodzeniemścigali zapewne antylopy, bawoły i nosorożce w pobliskich gęstwinach.MaksHuber miał wielką ochotę wziąć kiedyś udział w takiej wyprawie  zarównopo to, by podziwiać myśliwskie wyczyny swoich gospodarzy, jak i po te, byspróbować wymknąć się im spod opieki.Ucieka! Więzniowie rozmyślali o niej bez ustanku.Ale wydostać się nawolność mogli wyłącznie poprzez jedyne prowadzące do wioski schody,tymczasem są górnej platformie stało zawsze na straży kilku wojowników i ztrudem przyszłoby zapewne zmylić ich czujność.Kilka razy Maks Huber doznawał pokusy, by zapolować na ptaki rojące sięw konarach drzew, lelki, pantarki, dudki i inne, spożywane w wielkich ilościachprzez  leśnych ludzi.Ale więzniom dostarczano stale zwierzyny, zwłaszczamięsa różnych gatunków antylop, jak passany,  pala i kozły wodne,zamieszkujące licznie puszczę Ubangi.Służący Kollo dbał o to, by Chamisowii jego towarzyszom na niczym nie zbywało; codziennie uzupełniał też zapaspotrzebnej w gospodarstwie świeżej wody i zapas drzewa do podsycaniaogniska [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •