[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za wiele bólu, goryczytam przeżyłem.Gdy wszystko jeszcze raz się zmieni, rządnam wypłaci odszkodowanie, a wy zostaniecie przy ziemi.Tylko dbajcie o dwór, drzewa w parku i w alei, by zostałydla potomnych.- Panie dziedzicu - odezwał się Mosiek-Odmieńczyk - wBezwodach dokuczyli panu Kurscy i wyłącznie Kurscy.Ja-ninka życie położyła za państwa, a Józefka aż do Niemiecprzez państwa poszła, czy jeszcze dalej.Niech pan będzietak sprawiedliwy, jak pan był, kiedy pan był silny.- Skoro pan oddaje Bezwody - powiedział uroczyście Li-sek-Biedrzycki wstając - to zebraliśmy we wsi pożegnalnesto tysięcy złotych, wszyscy się opodatkowali, nawet ksiądzna posag dla państwa na nowe życie, oby Bóg dał, nie na po-niewierkę.Jastrzębcowa płakała, odwinęła „Głos Ludu”, w którypieniądze były zapakowane, i oglądała banknot po bankno-cie.Chłopi z Bezwód nie zmienili ich.Była więc ich masa,nawet dziesięciozłotowych, całkiem nowych, bo kościusz-kowskie pieniądze od niedawna były w kursie.- Odwiedzać państwa czy nie? - spytał Mosiek-Odmieńczyk.- Jakiś czas nie - odrzekł Jastrzębiec.Łukasz dolał wszystkim wódki i drugi raz jego ojciec zau-ważył, że chętnie pije.Jastrzębcowi wydało się, że chłopipopatrują, jak to się mówiło w Bezwodach, na Łukasza.„Złerodzi złe” - tak mówiono w Bezwodach.Chłopi przywieźli mu kilka listów, które listonosz rzucałna ganek dworu i tam poniewierały się.Znaczki ktośpoobdzierał, kilka było otwartych.Jeden był z Krakowa.Hipolit Buczyński, kolega Jastrzębca ze studiów wDorpacie, z którym nie widział się od 1938 roku, pisał: „.wsklepie komisowym z wyrobami złotniczymi w Rynkuzauważyłem sygnet z krwawnikiem, przedstawiającyJastrzębca o formie tak rzadkiej i pięknej, że nie mogę sięmylić, iż jest to pański sygnet, który pamiętam od lat.MożePan sam go wstawił, wtedy przepraszam za wtrącanie się iprzypomnienie bolesnego wydarzenia, że rodowego klejnotumusi się Pan pozbywać, jeśli jest inaczej.” ltd., itd.Jastrzębiec z synem wyjechali pociągiem odchodzącym wnocy.O świcie byli w Krakowie na Rynku, odnaleźli sklep.Pierścień zobaczyli z daleka, za kratą, jaką opuszczano nanoc na szybę; coś boleśnie znajomego wołało ich, ciągnęłoich wzrok.Pobiegli do Buczyńskiego, obudzili go, a on,przywitawszy ich radośnie, zgodził się iść jako świadek.Czekali kilka godzin przed sklepem.Dwaj tędzy mężczyźni,obaj w okularach, którzy dźwigali kratę, a potem otworzylisklep, zamknęli go za sobą i kazali Jastrzębcom i Buczyń -skiemu czekać jeszcze piętnaście minut.Buczyński powiedział:- Chyba im się nie spodobaliśmy, podejrzewają napad izadzwonili po milicję.Zaraz nas mogą zamknąć.Ale drzwi sklepu się otwarły, oni weszli.Jastrzębiecprzedstawił sprawę pierścienia i wtedy jubilerzy zatelefono-wali po patrol.Przyjechali willysem, trzech z pepeszami i je-den cywil.Sklep znowu zamknięto.Cywil długo spisywałdane, nazwiska, wygląd pierścienia, wypytywał Jastrzębcówi Buczyńskiego.Nie pozwolił Jastrzębcowi zajrzeć do karty,na której zapisane były dane osoby, która oddała pierścieńdo sprzedania.Potem kazał im opuścić sklep i zgłosić sięnazajutrz o dwunastej w komendzie.Buczyński przypro-wadził tam swoją żonę i jej brata, którzy też pamiętali wy-gląd pierścienia.Po wypisaniu wszystkim pięciu osobomprzepustki pozwolono im wejść.Długo czekali, aż zjawił sięten sam cywil i skinął na Jastrzębca.- Państwo tu zostają - powiedział do pozostałych osób.Jastrzębiec wszedł do pokoju.Stało tam kilka biurek, przyktórych nie było nikogo.Cywil podszedł do jednego z nich,usiadł, poprosił Jastrzębca, by usiadł, otworzył kluczemszufladę biurka, wziął coś w rękę, zamknął dłonie w pięści iuniósł w górę.- Zgaduj, zgadula, w której ręce złota kula? - po czymwrzucił z powrotem do szuflady coś, co stuknęło uderzywszyo dno szuflady, zamknął ją na klucz, który schował dokieszeni marynarki.- Wydałbym panu pierścień - powiedział - na swoje ryzy-ko, bo czy pan wie, jak wygląda w świetle prawa kwestiawłasności pierścienia? Czy przypadkiem nie należy do skar-bu państwa, skonfiskowany automatycznie wraz z mająt-kiem jako zabytek kultury? Powinienem oddać go dodepozytu.Czy pan by go wtedy odzyskał? A jeśli tak, tokiedy? Każde głębokie dochodzenie w sprawie, skądpierścień się wziął w komisie, wymagałoby tego, a pewniedo niczego by nie doprowadziło.Kenkarta, którąlegitymował się oddający pierścień, była sfałszowana jeszczew czasie okupacji na nazwisko osoby nieżyjącej od marca1939 roku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl