[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Został zamordowany.Zciśle mówiąc, zepchnięty z chodnika.Prosto na ulicę.I przejechał go samochód, kiedy szedł do szkoły, ze śniada-niem w jednej, a plecakiem z książkami w drugiej ręce.Popchnięty przez człowieka w czerni. On zamierza to zrobić! Zaraz to zrobi! To będzie dla mnie kara za zamordo-wanie go w moim świecie! Zobaczę, jak uśmiercono go w tej rzeczywistości, i niezdołam temu zapobiec!Jednakże rewolwerowiec przez całe życie stawiał czoło okrutnemu przezna-czeniu  bo, jeśli chcecie wiedzieć, tak nakazywało mu ka  więc bez wahaniaruszył w przód, działając zgodnie z odruchem tak utrwalonym, że prawie instynk-townym.W tym momencie przez głowę przemknęła mu jednocześnie okropna i zabaw-na myśl:  A jeśli wniknąłem do ciała człowieka w czerni? Co zrobi, jeśli pędzącna pomoc chłopcu, nagle zobaczy obie swoje ręce  wyciągnięte i popychają-ce małego? Jeżeli to poczucie panowania nad sobą było tylko iluzją i ostatnimzłośliwym żartem Waltera, który chciał, żeby sam Roland zamordował chłopca?* * *Na jedną krótką chwilę Jack Mort stracił z oczu swój prosty i jasny cel.Jużmiał doskoczyć i wepchnąć chłopca pod koła samochodu, gdy poczuł coś, co jegomózg błędnie zinterpretował jako nieznaczny ból pewnej części ciała.Kiedy rewolwerowiec wysunął się w przód, Jack odniósł wrażenie, że to ja-kiś owad usiadł mu na karku.Nie osa czy pszczoła, nic takiego, co mogłoby goużądlić, ale coś go ucięło, powodując swędzenie.Może moskit.Na karb tego wy-darzenia złożył nagłą utratę koncentracji w decydującym momencie.Klepnął sięw kark i ponownie skupił uwagę na chłopcu.Wydawało mu się, że trwało to zaledwie mgnienie oka, lecz w rzeczywisto-ści minęło siedem sekund.Nie poczuł ani nagłego wtargnięcia rewolwerowca,ani swojego równie szybkiego odwrotu.i nikt z otaczających go ludzi (głównie243 podążających do pracy pasażerów metra, wychodzących z pobliskiej stacji, o twa-rzach jeszcze obrzmiałych i zaspanych, apatycznych spojrzeniach) nie zauważył,że za szkłami okularów w złotych oprawkach, które zwykle nosił, oczy Jacka na-gle zmieniły kolor z ciemnobłękitnego na jasnoniebieski.Nikt też nie dostrzegł,że te oczy z powrotem pociemniały, lecz gdy to nastąpiło, ponownie skupił wzrokna chłopcu, z wściekłością i rozczarowaniem tak dotkliwym, jak wbity w stopęcierń, stwierdził, że stracił okazję.Zapaliło się zielone światło.Patrzył, jak chłopiec przechodzi przez ulicę wraz z resztą stada, a potem Jackzawrócił i poszedł z powrotem tą samą drogą, którą przyszedł, przeciskając siępod prąd wśród napływających przechodniów. Hej, panie! Uwa.!Jakaś pryszczata nastolatka, którą ledwie zauważył.Jack odepchnął ją na bok,nie odwracając się, by zobaczyć gniewną reakcję, gdy wypadły jej z rąk podręcz-niki, które niosła pod pachą.Poszedł Piątą Aleją, oddalając się od CzterdziestejTrzeciej, gdzie dziś zamierzał zabić chłopca.Miał pochyloną głowę, a wargi za-ciśnięte tak mocno, że usta przypominały szramę po dawno zagojonej ranie.Wy-szedłszy z tłumu na rogu ulicy, nie zwolnił kroku, ale jeszcze przyspieszył, mijającCzterdziestą Drugą, Czterdziestą Pierwszą i Czterdziestą.Mniej więcej w połowiedrogi do następnego skrzyżowania przeszedł obok budynku, w którym mieszkałchłopiec.Ledwie rzucił na niego okiem, chociaż przez ostatnie trzy tygodnie co-dziennie śledził wychodzącego stąd dzieciaka, idąc za nim od tego miejsca, aż doodległego o trzy i pół kwartała skrzyżowania, które w myślach nazywał MiejscemPchnięcia.Dziewczyna, którą potrącił, posłała mu wiązankę, ale Jack Mort tego nie sły-szał.Entomolog amator również nie zwróciłby uwagi na motyla występującegopospolicie.Jack, na swój sposób, wydawał się takim entomologiem amatorem.Z zawodu był cenionym dyplomowanym księgowym.Popychanie stanowiło jego hobby.* * *Rewolwerowiec wtargnął w głąb umysłu tego człowieka i skulił się.Jedynąjego pociechą było to, że mężczyzna to nie człowiek w czerni, nie Walter.Reszta była koszmarem.i nagłym zrozumieniem.Oddzielony od ciała, umysł rewolwerowca  jego ka  okazał się równiesprawny i bystry jak zawsze, lecz to nagłe objawienie było niczym uderzeniemłotkiem w skroń.244 Pojął wszystko nie wtedy, kiedy wysunął się w przód, lecz gdy upewnił się, żechłopiec jest bezpieczny, i usunął się w cień.Dostrzegł związek między tym męż-czyzną i Odettą, zbyt niesamowity, a zarazem zbyt odrażający, aby mógł być przy-padkowy.Zrozumiał, czym naprawdę może być dobór Trójki i kto może wchodzićw jej skład.Trzecią postacią nie był ten człowiek.ten Popychacz.Trzecią postacią wy-mienioną przez Waltera była Zmierć. Zmierć.Lecz jeszcze nie twoja. Tak powiedział Walter, do końca sprytny jaksam szatan.Typowa odpowiedz prawnika.tak bliska prawdy, że ta mogła skryćsię w jej cieniu.On nie miał umrzeć.Sam miał stać się Zmiercią.Więzień, Władczyni.I trzecia postać  Zmierć.Nagle poczuł pewność, że tym trzecim będzie on.* * *Roland ruszył w przód jak pocisk, jak rakieta zaprogramowana tak, by uderzyćczłowieka w czerni, gdy tylko go zobaczy.Dopiero pózniej zaczął się zastanawiać nad tym, co może się zdarzyć, jeślizdoła zapobiec zamordowaniu Jake a przez człowieka w czerni  możliwy para-doks, zaburzenia czasu i przestrzeni zmieniające wszystko, co wydarzyło się, odkiedy przybył do zajazdu.Jeśli uratuje Jake a na tym świecie, to w swoim napewno go nie ujrzy, i zmieni się wszystko, co zdarzyło się od tamtego spotkania.Czyli co? Trudno sobie nawet wyobrazić.Myśl, że mogłoby to zakończyćjego misję, nawet nie przyszła rewolwerowcowi do głowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •