[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeszcze trochę i zaczniemy się kochać& ale nie, wyślizgnęła się z moich objęć, podeszła doMartina i teraz to ja przyglądałem się, jak go uwodzi i rozbiera.Chce nas obu rozpalić.Usiadła na nim okrakiem, a ja wziąłem truskawkę z miseczki przy łóżku, ułożyłem się na boku, oparłemna łokciu, wbiłem zęby w owoc i obserwowałem zabawiającą się parę.Dziewczyna siedziała na kolanachMartina.Całowali się namiętnie, dotykali i co chwila jedno z nich zerkało w moją stronę, by upewnić się,że patrzę.W pewnym momencie Fiona wstała i wróciła do mnie, ani na chwilę nie spuszczając oczu z Martina.Czułem, że choć biorę czynny udział w tym, co tu się dzieje, to najważniejsi są oni.To podstawowa zasadaprzy pracy z parą.Może i rzeczywiście w danym momencie kochasz się z przepiękną kobietą - alewyłącznie dlatego, że jej partner na to pozwala.Chodzi wyłącznie o nich, o ich związek, a nie o mnie.Nawet jeśli seks jest fantastyczny i wydaje ci się, że istniejecie tylko we dwoje, nie wolno ci zapomnieć,że w pewnym sensie nie ma cię tam w ogóle.Fiona zdążyła mnie już rozpalić i najchętniej doprowadziłbym rzecz do końca; chciałem kochać się znią dziko w rytm silników odrzutowców warczących nam nad głowami.Ale było popołudnie wbezosobowym hotelu z cienkimi ścianami i musieliśmy zachowywać się dyskretnie, więc zwolniłem.Skoncentrowałem się na Fionie.Jej rozkosz to moja przyjemność.Rozległo się pukanie do drzwi.Znieruchomiałem.Personel hotelowy.Znów zająłem się partnerką - a ona mną.Pukanie rozległo się ponownie, ostre, natarczywe.I jeszcze raz.Oderwała się ode mnie.- Martin! - syknęła.Szeroko otworzył oczy, zacisnął dłonie na oparciu fotela, jakby się wahał: otwierać czy nie.- Nie przeszkadzać! - zawołał.I ja, i Fiona wstrzymaliśmy oddech.- Proszę przyjść pózniej - dodał Martin.Wydawał się bardzo spięty.Zapadła cisza.Odprężyłem się i znów zacząłem pieścić Fionę.Delikatnie całowałem jej twarz.Odchyliła głowę do tyłu.Ulegała namiętności.- Martin? Wiem, że tam jesteś! - zawołał za drzwiami stanowczy kobiecy głos.Fiona odskoczyła ode mnie jak nastolatka, która nie chce, żeby rodzice przyłapali ją z chłopakiem, ipodbiegła do Martina.Był blady jak ściana.- Przyszedł ze mną Richard - poinformowała kobieta zza drzwi i teraz to Fiona wyglądała tak, jakbyzobaczyła ducha.- Wiemy, że jesteście tam razem.A ja leżałem na łóżku, z brodą opartą na dłoniach, i czekałem, co dalej wyniknie z tego całegozamieszania.Martin i Fiona z przejęciem dyskutowali szeptem, nie rozróżniałem słów, ale widziałem, żeco chwila ze strachem zerkają na drzwi.- Chyba będzie lepiej, jeśli zaraz mi powiecie, o co chodzi.- Moje słowa rozluzniły napięcie.Oboje spojrzeli na mnie z takimi minami, jakby na śmierć zapomnieli o mojej obecności.- Luke, ubierz się i pomóż nam posprzątać - poprosił Martin.- Co tu się dzieje? - Tak jak oni, błyskawicznie wskakiwałem w ciuchy.- Poznaliśmy się w pracy - wyjaśnił Martin scenicznym szeptem, zbierając butelki szampana.- A zadrzwiami są nasi partnerzy.- Rozejrzał się po pokoju, uniósł skraj materaca i wsunął pod niego obiebutelki.Boże drogi, to przecież farsa.Jakim cudem się w to wpakowałem?Fiona z przejęciem porządkowała pokój i przy okazji zjadła truskawkę.- Naraz wszystkich nie zjemy - stwierdziła.Podała mi miseczkę.Z apetytem wbiłem zęby w słodki owoc.- Do kibla - zadecydował Martin.Przesunął fotel na miejsce.- Fiona! - Tym razem rozległ się męski głos.Zapewne Richard.Fiona jak strzała pobiegła spanikowana do łazienki.Rozglądałem się po pomieszczeniu w poszukiwaniu swoich rzeczy.Byłem już ubrany, ale to tu, to tamwalały się prezerwatywy w opakowaniach.Z naręczem kondomów wparowałem do łazienki i małobrakowało, a zderzyłbym się z Fioną.Wsypała truskawki do muszli klozetowej, a ja dorzuciłem tamprezerwatywy.Spuściła wodę.Patrzyliśmy, jak wszystko znika w odpływie.W pokoju tymczasem Martin przyglądał się sobie tak, jakby szykował się do inspekcji wojskowej.- Co robić, Luke? - zapytał nerwowo.Najwyrazniej oczekiwał, że to ja znajdę wyjście z idiotycznejsytuacji, w którą sami się wpakowali.- Jak mamy się z tego wyplątać?My? Nie wiem, jak się z tego wykaraskam, a co dopiero wy!Rozejrzałem się dokoła.Wszystko na swoim miejscu, po romantycznym wystroju aniśladu.Fiona stała u boku kochanka ze łzami w oczach i z całej siły ściskała jego dłoń.Jakkolwiek na to spojrzeć, sytuacja była godna pożałowania.I to dla osób po obu stronach drzwi.A jaznajdowałem się w oku cyklonu.Podszedłem do drzwi.- Kto tam? - zapytałem.- Martin i Fiona! Wychodzcie! - zawołał kobiecy głos.Spojrzałem na faceta.Obejmował kochankę ramieniem.Wyczytał pytanie w moim wzroku.- Carol - powiedział szeptem.Skinąłem głową.Carol i Richard, Martin i Fiona.Jak z głupkowatej komedii z lat sześćdziesiątych.- Nie ma tu nikogo takiego.Chyba pomylili państwo pokoje.- Uznałem, że mój australijski akcent napewno zbije ich z tropu.- Proszę odejść, chcę spać.Cisza.Już? Poszli sobie?- Luke, wiemy, że ty też tam jesteś.Znieruchomiałem.Jakim cudem, do cholery?Spojrzałem na wtuloną w siebie parę.- Luke - powtórzyła Carol.- Powiedz im, żeby wyszli, żebyśmy mogli to wszystko jakoś załatwić.Kusiło mnie, żeby sprzedać swoją lojalność temu, kto zaproponuje wyższą cenę.Ze złością łypnąłemna Martina.- Nie, Luke, ja nic nie mówiłem.Nie mam pojęcia, skąd o tobie wiedzą - syknął.Stali z Fioną wodległym krańcu pokoju, jak najdalej od drzwi.Znów skupiłem uwagę na parze w korytarzu.Wyjrzałem przez wizjer - i spojrzałem prosto w wielkieoko.Odsunąłem się i przywarłem do framugi, żeby osoba po drugiej stronie mnie nie widziała.Dałem znakFionie i Martinowi, żeby też zeszli z pola widzenia.- Proszę odejść, nie wiem, o czym pani mówi - zawołałem.Czas mijał, a zza drzwi nie docierały żadne słowa.Zerknąłem na zegarek.Carol i Richard milczeli odkwadransa.Czy oni też grali na zwłokę? Spojrzałem na kochanków i pokazałem, żeby zachowali całkowitąciszę.Ostrożnie znów wyjrzałem przez wizjer.Nic.Korytarz pusty, nikogo w zasięgu wzroku.Oparłem sięo ścianę i odetchnąłem.- W porządku.Chyba sobie poszli.Właśnie w tym momencie zadzwonił telefon.Fiona zadrżała, Martin objął ją mocniej.Chyba nie zamierzał odbierać.A zatem moje usługi obejmowały też serwis sekretarski.Ktoś przecieżmusiał działać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexMark A. Noll, Luke E. Harlow Religion and American Politics, From the Colonial Period to the Present (2007)
§ Goddard Robert Ucieczka Spod Obłoków
Bradbury Luke Spod kołdry(1)
Marc Levy Wszystko, Czego Nie ZdążyliÂśmy Powiedzieć
Hawthorne Rachel Strażnik Nocy 03 Nów Księżyca
Elliot J. Gorn Dillinger's Wild Ride, The Year
Tom 2 Niezapomniane lato Balogh Mary
15. Robert Jordan Koło Czasu t8 ÂŚcieżka Sztyletów
Karpiński Marek Najstarszy Zawód Swiata
Watson Lyall Biologia ÂŚmierci.