[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dość już mąk wśród świata ludzi.On tak wiele już wycierpiał, on tak wiele się utrudził,a nikt się nań nie obejrzał i nie podał dłoni,nikt nie udobruchał,za pózno, na wszystko za pózno, mój druhu! Rozdział 16Ostatnia stronicaTo było jak wspomnienie z odległego dzieciństwa, które przez wiele lat uważał za ucieleśnienieszczęścia: ciepła, podbita futrem kołdra okrywająca nagie ciało.Leżał na szerokiej ławie w domuWarocha, wdychał miłe mu zapachy wyprawionych skór i gotowanej strawy, słyszał przyciszonegłosy domowników i wcale nie chciało mu się otwierać oczu.Nie miał czego żałować.Marzyć teżnie miał o czym.Dlatego też nie bardzo chciało mu się myśleć.Ale najwidoczniej miał jeszcze cośdo zrobienia na tym świecie, skoro bogowie z takim uporem ratowali go z największych opresji.Aleo tym pomyśli kiedy indziej.Teraz po prostu upajał się spokojem jak ranne zwierzę, którewyzdrowieje, jeżeli będzie mogło trochę poleżeć.A jak przyjdzie umrzeć, to nawet nie zauważy, żeumarło.Po prostu nagle zaszumi przed nim gościnna korona Wiecznego Drzewa, a na niebiedostrzeże Słoneczny Rydwan.Wreszcie z gęstych traw wyjdzie mu na spotkanie Stary Zwierz izacznie z nim rozmawiać, i każe się rozliczyć ze wszystkiego, co zrobił w życiu.Wrócił do rzeczywistości, bo ktoś położył mu dłoń na czole.Przyniesiono go do domu w takimstanie, że nie mógł się sprzeciwić, kiedy Neelith zaczęła go leczyć czarami.Nauka Tilorna napewno nie poszła w las.Lśnienie, które dobywało się z jej rąk, tym razem zauważyli już wszyscy.Dziewczyna bardzo się bała, że Wilczarz zacznie gorączkować, przeto ciągle podchodziła do niegoi dotykała jego czoła.To nie dawało mu spać, ale nie oponował.Przed zabiciem Ludojada zakazywał sobie nawetmyśleć o kobietach.A teraz zaczynał marzyć i nawet miał nadzieję, że marzenie to kiedyś sięspełni.Otworzył oczy i uśmiechnął się do Neelith.- Zjadłbyś coś? - spytała z radością w głosie.U niej w domu za piękne uważano pełne kształty.Wilczarz, który i tak był kościsty, z Welimorupowrócił tak wychudzony, że żal było patrzeć.- Jeżeli tylko nie będziesz karmić mnie łyżeczką - zamruczał i sięgnął po spodnie, aby je włożyćpod kołdrą.Rzadko odmawiał jedzenia, a już rezygnować z potraw, które przygotowywała Neelith,byłoby śmiertelnym grzechem.- Poleżałbyś - powiedziała.Wilczarz chrząknął, odpędzając resztki snu.- Też sobie znalazłaś chorego.Powiedz lepiej, czy moglibyście z Tilornem wyleczyć człowieka,który oślepł od ran.Jedno oko stracił, w drugim zrobiło się zapalenie.Czuł w prawym ramieniu, jak kłują go niewidzialne igiełki.To pewnie zrastały się kości.Wdawnych czasach Wilczarz już po miesiącu zapominał o złamanych kościach.- Nad rzeką był pewien Solwen - rzekła Neelith.- Prowadzono go pod ręce.Taki barczysty,urodziwy.jasnowłosy.O nim mówisz?Niebieskie koraliki ze szkła lśniły na jej piersi. - Tak, o nim.Pomożecie mu? To wspaniały chłopak.Od pewnego czasu lubił wszczynać z nią rozmowy na medyczne tematy i obserwować, jak najej pięknej twarzy pojawiały się godność i skupienie, a pomiędzy brwiami - zmarszczka świadczącao wysiłku umysłu.W takich chwilach przypominała mu kapłankę, która rozmawia z bóstwem.Widział podobny wyraz twarzy u Matki Kendarat.Na pewno obie znalazłyby wspólny język, pomyślał.I jeszcze Tilorn.Opuścił nogi na podłogę i zaczął się namyślać, czy powinien włożyć buty.Na bosaka byłoby zazimno, wieczorem spadł śnieg, z dworu ciągnęło chłodem.Ale jak tylko sięgnie po ciżmy, zarazNeelith rzuci się, żeby mu pomagać.A jemu trudno było się schylać.Wybrał najlepsze z trzech złych rozwiązań i wstał z ławy, postanowiwszy udać się do kuchniboso.W cichości ducha miał nadzieję, że tam, przy piecu, będzie cieplej.Tymczasem od zewnątrz rąbnęła w bramę ciężka i niecierpliwa męska pięść.Szczeniak, który zdążył wyrosnąć na zmyślnego młodego psa, rzucił się przez podwórko zgłośnym ujadaniem.Neelith ocknęła się, przerywając myślowe poszukiwania Dekszy, zprzestrachem obejrzała się na Wilczarza i spostrzegła w jego ręku miecz, spoczywający dotąd wpochwie.Stuknęły drzwi wejściowe - to do bramy pobiegł Eurych.Dopytywał, kogo tu licho przyniosło ponocy.Wilczarz wyszedł za Arrantem i stanął w ciemnościach przy ganku.O tak póznej godzinieraczej się w gości nie zagląda.Chyba że wezwano by akuszerkę do rodzącej.Z drugiej stronyzłodzieje rzadko walą pięściami w bramę.Palce Wena wyuczonym gestem złapały za rękojeść.Wrazie czego pierwszego, który wtargnie na podwórko, jakoś da radę położyć trupem.- Otwieraj, Eurychu, swoi! - rozległ się głos Audyki.Wilczarzowi przyszły do głowynajczarniejsze podejrzenia.Eurych otworzył bramę i na podwórko, prowadząc konie za uzdy,weszło pięciu ludzi.Wilczarz zwrócił uwagę, że koni było więcej.Na maleńkim podwóreczku niebyło jak się obrócić.Potem Wen obok Audyki dostrzegł znajomych: Aptachara i Attalika.Pozostali byli całkiem obcy,ale nic nie wskazywało na to, że należy się ich obawiać.- Czym możemy służyć, szlachetny synu kunsa? - Eurych skłonił się dwornie przed młodymzakładnikiem, który, miast odpowiedzieć, zadał pytanie:- Gdzie Wilczarz?- Tu jestem - cicho odezwał się Wen z ciemności.- Witaj, Attaliku.I wy, dawni towarzysze broni.- Chramn łaskaw - wymamrotał Audyka, starannie omijając wzrokiem Wilczarza.Jego ojciecmruknął tylko coś pod nosem.Też patrzył gdzieś w bok.Konie parskały, wdychały zapachy nocy.Z domu wyfrunął Gacek i poleciał zawierać noweznajomości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •