[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Być może.Maggie uniosła się na łokciu, dotknęła jego policzka, pogłaskała czoło,włosy.Spojrzała na jego krzaczaste czarne brwi, na orli nos, na pełne,nabrzmiałe teraz usta.Jak dobrze znała ich smak.Sumienie mówiło jej wprawdzie, że jedną noc z tym człowiekiem możnajeszcze wytłumaczyć, wybaczyć, ale nie rozgrzeszyło jej jeszcze z tego, cojuż się stało.Porządne dziewczyny nie rzucają się w ramiona mężczyzn.Nigdy.W tej sprawie nie ma wyjątków.Poprzedniej nocy nie pytał jej, czygo pragnie.Teraz też tego nie czynił.Nie deklarował jej swojej miłości, ale pożądał jej gorąco i szczerze, i tobyło wspaniałe.Wspanialsze niż jakikolwiek ukryty skarb.Maggie była jużinną kobietą niż dwadzieścia cztery godziny temu.Wczorajsza Maggie byłafantastką.Wczorajsza Maggie uważała, że wszystko to, co przeznaczył jejlos, dawno się ziściło.I że niczego już nie może oczekiwać.Dzisiejsza Maggie była znacznie silniejsza.Wiedziała teraz, że marzeniamogą się spełniać.Miało to związek z rzeką i nocą, i niebieską sypialnią.I ztym, jak Mike uczył ją sztuki kochania.Miało związek z tajemnicą Mike'a, zwyrazem smutku w jego oczach, ze sposobem, w jaki odmawiał wszelkiejrozmowy o swoim życiu, o sobie.Nagle wszystko stało się proste.Mike byłmężczyzną, który potrzebował kobiety, a ona była kobietą, która miałapotrzebę dawania.Przyklękła przed nim, pomogła mu zdjąć sweter.Potem koszulę.Powiodła rękami po jego gładkiej skórze, przylgnęła wargami domuskularnego ramienia. Chcesz, żebym oszalał?  szepnął. A myślisz, że uda mi się doprowadzić do tego? Naprawdę tego chcesz? Tak  odparła bez wahania. Pragnę cię, Mike.Pragnę cię tak mocno, że gotowa byłabym dla ciebie umrzeć.Chciałabym zapomnieć o wszystkiminnym.O tym, kim jesteśmy, gdzie jesteśmy, kim ja jestem, kim ty jesteś.Naucz mnie, jak ci sprawić przyjemność, jak uczynić cię szczęśliwym. Dobrze, Maggie, ale poczekaj chwilę. Nie.Wodzik ustami po jego szyi, wtuliła głowę w jego zarośniętą pierś.Wsłuchiwała się w gwałtowne bicie jego serca, serca zdrowego mężczyzny,który jest w stanie skrajnego podniecenia.Poszukała ustami jego ust.Przywarła do nich.Pieściła go śmiało inamiętnie.Nagle obróciła się i położyła na wznak.Przez chwilę leżeli bez ruchu. Nie muszę cię niczego uczyć  szepnął wreszcie Mike. Jeszcze nie skończyłam. odparła resztką tchu. Już dosyć.Teraz zostaw inicjatywę mnie.Nie wszystko musi być potwojemu. Mike. Nic nie mów przez chwilę, Maggie.Ja będę stawiał pytania, a tyodpowiadaj na nie bez słów.Przestraszyła się trochę. Chcę wiedzieć, co budzi w kobiecie skrajne pożądanie, co czyni jąszaloną, niepohamowaną.Wypróbuję to na tobie, kochanie.Doprowadzę ciędo szaleństwa.Maggie poczuła gwałtowne bicie serca.Przerażenie mieszało się zrozkoszą.Mike zrzucał z siebie resztę odzieży, słyszała świst jegoprzyspieszonego oddechu.Puls jej zaczął szaleć, kiedy poczuła jego pocałunki w załomie kolan, naplecach, na ramionach.W jego wprawnych rekach stała się całkowicie bezwolna.Pożądaniewzbierało w niej bolesną niemal falą.Wszystko w niej krzyczało, żeby już jąwziął, żeby opadło to dojmujące napięcie.Zaczęła go prosić.Raz, drugi, trzeci.Wołała jego imię, wołała corazgłośniej.Odbijało się echem od pustych ścian.Potem już tylko je szeptała.Mike słyszał ją, ale nie reagował.Chciał jak najdłużej przeciągnąć tęchwilę.Od wielu miesięcy czuł się zagubiony.Zapomniał, że jestmężczyzną.Przestał wierzyć w siebie.Teraz odnajdywał się powoli.Ileż słodyczy było w tej dziewczynie.Pragnął jej dać wszystko, na co było go stać.Swoją miłość, swoją potrzebę tulenia do siebie jej aksamitnegociała.Jeżeli pragnęła go tylko jako kochanka, a nic jak mężczyzny swegożycia, to proszę bardzo, chętnie da jej rozkosz i sam nareszcie poczuje, żeżyje.Kiedy ją wreszcie posiadł, zrobił to pełen świadomości, że daje jejwszystko, co ma, wszystko, czego mogła pragnąć.Było im tak, jak gdybyzanurzyli siew głębiny oceanu, a gdy wynurzyli się na powierzchnię, porwałich huragan i paliło słońce.Minęły godziny, lata, cale życie.Maggie ocknęła się wreszcie skrajniewyczerpana.Jej dało wstrząsały dreszcze, a z oczu płynęły łzy. Nic nigdy nie będzie już takie, jakie było.Nigdy w życiu nie będzienam lepiej niż dzisiaj  szepnęła.Objął ją mocno i przytulił.Wargami muskał jej wilgotne czoło. Jak ja, u licha, zdołam oderwać się od dębie, dziewczyno? Mike? Cicho.Nie mów nic.Odpoczywaj.Maggie skurczyła się pod wpływem silnego strumienia światła. Obudz się!  usłyszała głos Mike a.W śpiworze było tak ciepło, tak przytulnie. Chodz tu, Ianelli  zażądała. Gdzie jesteś? Potrząsnął nią raczejbrutalnie. Obudz się jak najszybciej.To nie żarty.Przerażona ostrym tonem jegogłosu otworzyła szeroko oczy.Skuliła się na widok tego obcego człowieka,który stał nad nią z niemal grozną miną.Mike miał na sobie dżinsy, wysokie gumowe buty, kurtkę.Był gotowydo wyjścia.Nie jest to chyba mężczyzna, z którym spędziłam wspaniałą noc,myślała, to raczej ten ponurak, którego poznałam na lotnisku. Co się dzieje?  zapytała. Trzeba się wynieść w przeciągu pięciu minut! krzyknął.Rzucił na nią czerwony sweter, który wylądował jej na głowie.Po chwilidorzucił dżinsy i skarpety. Która godzina? Czwarta.Twój worek wsadziłem do samochodu, zabrałem też całeżarcie.Ubieraj się i jazda.  Czwarta rano? Rzeka wylała.Nie powinienem był zasypiać.Nie miałem takiegozamiaru.Chciałem czuwać, bo wiedziałem, że to nam grozi.Myślałem, żeburza się uspokoi, ale się pomyliłem.Podbiegł do okna i powrócił do Maggie. Daję ci cztery minuty.I ani chwili dłużej.Potem wynosimy się, nawetgdybym cię musiał wynieść całkiem nagą.Zrozumiałaś?Maggie zrozumiała, że Mike jest naprawdę przerażony sytuacją i zły nasiebie za to, że zasnął.Z trudem znalazła skarpetki pod śpiworem, naciągnęła je i pobiegła dołazienki.Rzeka wylała, uświadomiła sobie nagle i poczuła, że włosy jeżą jej się nagłowie. Maggie!  wrzasnął Mike. Pospiesz się, do licha! Otworzyła kran ispłukała sobie twarz zimną wodą.Starała się oprzytomnieć po krótkim śnie.Miała też ochotę naodwiedzenie ubikacji, ale upłynęło już pięć minut i Mike niecierpliwieprzestępował z nogi na nogę.Pomógł jej włożyć kurtkę. Moje rękawiczki!  wrzasnęła. Znalazłem tylko jedną  oświadczył chłodno. Masz przykry zwyczajrozrzucania swoich rzeczy po całym domu, no, ale trudno.Nikt nie jestidealny, A teraz, jazda, uciekamy stąd! Ianelli, przestań na mnie wrzeszczeć  zażądała kategorycznie. Nierozumiem, co cię ugryzło.Chyba oszalałeś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •