[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W chwilę potem niezmiernie atrakcyjna kobieta, już w cywilnym ubraniu, wyszła zbudynku.Wzięła go za rękę i razem poszli w stronę parkingu.- Poprowadzisz? - zapytała.- Dobrze, ale najpierw muszę ci coś pokazać - powiedział Max.Usiadł za kierownicą iwziął do ręki dużą kopertę.- Przejrzałem masę książek w bibliotece i natrafiłem na wzmiankio twojej rodzinie w różnych historiach i biografiach.Szczególnie jedna powinna cięzainteresować.- Hm - mruknęła Lilah, wyciągając się już w fotelu do drzemki.- Zrobiłem kopię - ciągnął Max.- To fotografia Bianki.Lilah wyprostowała się gwałtownie.- Naprawdę? Fergus po jej śmierci zniszczył wszystkie portrety, więc nigdy jej niewidziałam!- Owszem, widziałaś - zaśmiał się Max.- Widzisz ją za każdym razem, gdyspoglądasz w lustro.Podał jej kopię zdjęcia.Lilah nie odezwała się ani słowem, tylko podniosła dłoń dowłasnej twarzy.Czy to dlatego czuła tak silną więz z prababką? Coś ścisnęło ją w gardle.- Była piękna - powiedział cicho Max.- Taka młoda - westchnęła Lilah.- Gdy zmarła, była młodsza ode mnie.Na tymzdjęciu jest już zakochana.To widać w jej oczach.- Ma na sobie szmaragdy.- Tak, widzę.- Podobnie jak Max, Lilah przesunęła palcem po zarysie klejnotów.-Jakie to musiało być dla niej trudne, kochać jednego mężczyznę i jednocześnie być związanąz drugim.Ten naszyjnik.symbol obowiązku wobec męża i pamięci o dzieciach.- Tak to właśnie widzisz?- Tak.Myślę, że czuła się bardzo związana z tym naszyjnikiem, inaczej nieschowałaby go.- Wsunęła zdjęcie z powrotem do koperty.- Dobra robota, profesorze.- To zaledwie początek.Podniosła wzrok na jego twarz i splotła palce z jego palcami. - Lubię początki.Stwarzają tyle różnych możliwości.Pojedziemy teraz do domu ipokażemy to wszystkim, ale najpierw mamy coś do załatwienia.- Co?- Jeszcze jeden początek.Potrzebujesz jakichś ubrań.Nie znosił zakupów.Powtarzał jej to wielokrotnie, ale ona zwyczajnie go zignorowałai ciągnęła od jednego sklepu do drugiego.Udało mu się postawić na swoim przyfluorescencyjnej koszulce, Lilah jednak nie oddała pola przy następnej, ozdobionej obrazkiemhomara w stroju szefa kuchni.Ekspedientki zupełnie jej nie onieśmielały.Spokojna i rozluzniona, niespiesznieżeglowała przez proces selekcji i zakupów.Większość sprzedawczyń zwracała się do niej poimieniu.Lilah chętnie wdawała się w pogawędki, niespostrzeżenie wypytując o mężczyznępasującego do opisu Cauftelda.- Czy już skończyliśmy? - zapytał Max żałośnie, wychodząc z kolejnego sklepu.LilahWybuchnęła śmiechem.- Niezupełnie - odrzekła, patrząc na niego z wyrazną przyjemnością.Był wymęczony,poirytowany i absolutnie czarujący.Obydwiema rękami podtrzymywał stertę pakunków.Włosy opadały mu na oczy.Odgarnęła je.- A co z bielizną?- Nie, to.- Chodz, Tu zaraz jest sklep, w którym mają piękne rzeczy.Tygrysie wzory,nieprzyzwoite nadruki, czerwone serduszka.Max stanął jak wryty.- Nie - powiedział stanowczo.- Za nic w świecie! Lilah z trudem udało się zachowaćpowagę.- Masz rację, to do ciebie nie pasuje.W takim razie poprzestaniemy na tych białychmajteczkach, pakowanych po trzy pary.- Jak na kobietę, która nie ma braci, bardzo dobrze znasz się na męskiej bieliznie -prychnął Max z desperacją i po krótkim namyśle wepchnął połowę pakunków w ramionadziewczyny.- Sam to załatwię.- Dobrze.A ja pooglądam sobie wystawy.Przystanęła przed szybą, za którą wyłożono kryształy w różnych kształtach i kolorach.Za nimi znajdowała się ręcznie robiona biżuteria.Lilah już miała wejść do środka i kupić parękolczyków, gdy ktoś wpadł na nią od tylu i rzucił ostro:- Przepraszam. Odwróciła głowę i zobaczyła krępego mężczyznę o ogorzałej twarzy i posiwiałychwłosach.Mężczyzna był zirytowany bardziej, niż sytuacja mogłaby to usprawiedliwiać.Wjego jasnych oczach było coś, co sprawiło, że Lilah cofnęła się o krok.Mimo wszystko zuśmiechem wzruszyła ramionami.- Nic nie szkodzi.O kilka kroków dalej zobaczyła Maksa, który patrzył na nią ze zdumieniem iniedowierzaniem.Gwałtownie rzucił się w jej stronę i wepchnął ją do sklepu.- Co ten drań do ciebie powiedział? - zapytał ostro.- Czy próbował cię dotknąć? Jeślicokolwiek ci zrobił.Klienci sklepu spojrzeli na nich z zainteresowaniem.Lilah nic nie rozumiała.Jeszczenigdy nie widziała go tak wzburzonego.- Zaraz - powiedziała, kładąc rękę na jego ramieniu.- Uspokój się, Max.Nie mampojęcia, o co ci chodzi.- Widziałem go.Stał obok ciebie - powtarzał Max jak w transie.- Ach, ten mężczyzna? - zdumiała się Lilah.Wyjrzała przez okno, ale nieznajomy jużdawno roztopił się w tłumie.- Po prostu zderzył się ze mną.Na ulicy jest tłok.- Nic ci nie powiedział? - wypytywał Max gorączkowo, nie zdając sobie sprawy, żedłonie ma zwinięte w pięści.- Nie zrobił ci nic złego?- Nie, oczywiście, że nie! Chodz, usiądziemy.Wyszli na ulicę.Chciała usiąść na ławceprzy chodniku, ale Max stanowczo pociągnął ją za siebie, osłaniając własnym ciałem, iczujnie przyglądał się wszystkim twarzom.- Gdybym wiedziała, że kupowanie bielizny wprowadza cię w taki stan, to nienalegałabym!Obrócił się na pięcie i spojrzał na nią z furią w oczach.- To był Hawkins - powiedział ponuro.- Nadal tu są. ROZDZIAA PITYLilah siedziała na swoim ulubionym miejscu w wieży Bianki i rozmyślała o Maksie.Nie potrafiła go rozgryzć.Nie był wcale tak prosty, jak się wydawał na pierwszy rzut oka i zajakiego sam siebie zapewne uważał.W jednej chwili nieśmiały i uroczy, w następnej potrafiłsię zmienić w groznego wikinga o zaciętej twarzy.Te metamorfozy wytrącały Lilę zrównowagi.Po spotkaniu z Hawkinsem na ulicy Max zaciągnął ją do samochodu i przywiózł dodomu, choć ona upierała się, że powinni spróbować go wyśledzić.Zaraz po przekroczeniuprogu Towers zadzwonił na policję i spokojnie, jakby był w sali wykładowej, zreferował całezajście.A potem, typowo po męsku, oddalił się w nieznanym kierunku razem z Trentem iSloanem.Policji nie udało się dotychczas odnalezć jachtu Caufielda ani zidentyfikować żadnegoz przestępców.Lilah uznała, że to wszystko jest zbyt skomplikowane.Złodzieje, szajki, Interpol.Onaosobiście wolała proste sytuacje.%7łycie stało się nieznośne, od kiedy prasa zajęła sięszmaragdami Calhounów, a spotkanie Maksa przyniosło jeszcze więcej komplikacji.Usłyszała kroki na schodach.C.C.wetknęła głowę przez drzwi.- Hej - zawołała z radością.- Byłam pewna, że cię tu znajdę.- Chyba staję się zbyt przewidywalna - uśmiechnęła się Lilah, zadowolona ztowarzystwa, i zrobiła siostrze miejsce obok siebie na parapecie okna.- Co u pani słychać,pani St.James?- Prawie skończyłam odnawiać tego mustanga - sapnęła C.C.- Boże, co to za cudo.Aoprócz tego miałam dzisiaj jeden problem z przewodami i dwa przeglądy.- Poczuła siędziwnie zmęczona i przymknęła oczy.- No i te wszystkie historie w domu.Nie mogęuwierzyć, że wpadłaś na ulicy na jednego z tych typów.- To są błogosławieństwa i przekleństwa małych miasteczek.- Pojezdziłam trochę po mieście, zanim wróciłam do domu - przyznała C.C.- Nie powinnaś tego robić sama.C.C.wzruszyła ramionami.- Chciałam się tylko rozejrzeć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl