[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Nikt nie żeni się w wie​ku osiem​na​stu lat, Mau​ri​ce.Wy​bie​rzesz so​bie ko​chan​-kę, jak każ​dy chło​pak o two​jej po​zy​cji spo​łecz​nej.To cię uspo​koi.Je​śli jest w tym mie​ście cze​goś w nad​mia​rze, to wła​śnie pięk​nych Mu​la​tek…– Nie! Ro​set​te jest dla mnie je​dy​ną ko​bie​tą – prze​rwał mu syn.– Ka​zi​rodz​two to po​waż​na spra​wa, Mau​ri​ce.– Dużo po​waż​niej​szą jest nie​wol​nic​two.– Co ma jed​no do dru​gie​go?– Dużo, mon​sieur.Bez nie​wol​nic​twa, któ​re umoż​li​wi​ło panu wy​ko​rzy​sta​nie nie​wol​ni​cy, Ro​set​te nie by​ła​by moją sio​strą – wy​ja​śnił chło​pak.– Jak śmiesz mó​wić tak do swo​je​go ojca?– Pro​szę mi wy​ba​czyć, mon​sieur – od​parł Mau​ri​ce z iro​nią.– Rze​czy​wi​ście, błę​dy, któ​re pan po​peł​-nił, nie mogą być uspra​wie​dli​wie​niem mo​ich.– Chuć, oto co ci do​le​ga – po​wie​dział Val​mo​ra​in, wzdy​cha​jąc te​atral​nie.– Nic bar​dziej zro​zu​mia​łe​-go.Po​wi​nie​neś zro​bić to, co wszy​scy ro​bi​my w ta​kich przy​pad​kach.– Cóż ta​kie​go, mon​sieur?– Przy​pusz​czam, że nie mu​szę ci tego wy​ja​śniać, Mau​ri​ce.Prze​śpij się wresz​cie z tą dziew​czy​ną, a po​tem o niej za​po​mnij.Tak to się od​by​wa.Cóż in​ne​go moż​na zro​bić z czar​ną?– Tego pan pra​gnie dla swo​jej cór​ki? – za​py​tał Mau​ri​ce przez za​ci​śnię​te zęby.Po bla​dej twa​rzy spły​-wa​ły mu kro​ple potu, jego ko​szu​la była cała mo​kra.– To cór​ka nie​wol​ni​cy! Moje dzie​ci są bia​łe! – krzyk​nął Val​mo​ra​in.W bi​blio​te​ce za​pa​no​wa​ła lo​do​wa​ta ci​sza.San​cho wy​co​fał się, roz​cie​ra​jąc so​bie kark; miał wra​że​nie, że wszyst​ko stra​co​ne.Głu​po​ta szwa​gra wy​da​la mu się nie do na​pra​wie​nia.– Oże​nię się z nią – po​wtó​rzył na ko​niec Mau​ri​ce i wy​szedł, sta​wia​jąc dłu​gie kro​ki, nie​czu​ły na li​ta​-nię po​gró​żek pły​ną​cych z ust ojca.Po prawej stronie księżycaTété nie przy​szło do gło​wy, by pójść na bal, nie zo​sta​ła zresz​tą za​pro​szo​na, było bo​wiem ja​sne, że nie jest to za​ba​wa dla lu​dzi jej sta​nu: inne mat​ki po​czu​ły​by się ura​żo​ne, a jej cór​ka naja​dła​by się wsty​du.Umó​wi​ła się, że to Vio​let​te bę​dzie peł​ni​ła role przy​zwo​it​ki Ro​set​te.Przy​go​to​wa​nia do tej nocy, wy​ma​-ga​ją​ce mie​się​cy cier​pli​wo​ści i pra​cy, przy​nio​sły ocze​ki​wa​ne re​zul​ta​ty: w zwiew​nej suk​ni i z kwia​ta​mi ja​śmi​nu wpię​ty​mi we wło​sy Ro​set​te wy​glą​da​ła jak anioł.Za​nim wsia​dły do wy​na​ję​te​go po​wo​zu, w obec​no​ści są​sia​dów, któ​rzy wy​szli na uli​cę na​gro​dzić je okla​ska​mi, Vio​let​te po​wtó​rzy​ła Tété i Lo​uli, że zdo​bę​dzie dla Ro​set​te naj​lep​sze​go pre​ten​den​ta.Nikt nie przy​pusz​czał, że go​dzi​nę póź​niej, kie​dy nie​któ​-rzy są​sie​dzi sta​li jesz​cze na uli​cy, ko​men​tu​jąc to wiel​kie wy​da​rze​nie, wró​ci, cią​gnąc za sobą dziew​czy​-nę.Ro​set​te wpa​dła do domu jak trą​ba po​wietrz​na, ł za​cię​tą miną, któ​ra w ostat​nim roku za​stą​pi​ła jej ko​-kie​te​rię.Kil​ko​ma szarp​nię​cia​mi zdar​ła z sie​bie suk​nię i bez sło​wa za​mknę​ła się w swo​im po​ko​ju.Vio​-let​te do​sta​ła ata​ku hi​ste​rii.Krzy​cza​ła, że ta la​fi​ryn​da za wszyst​ko za​pła​ci, że nie​mal zruj​no​wa​ła przy​ję​-cie, że oszu​ka​ła wszyst​kich, że zmar​no​wa​ła jej czas, wy​sił​ki i pie​nią​dze, bo od po​cząt​ku nie mia​ła za​-mia​ru być pla​cée, a bal był tyl​ko pre​tek​stem, żeby spo​tkać się z tym prze​klę​tym Mau​ri​ce’em.Mia​ła ra​-cję.Ro​set​te i Mau​ri​ce’owi uda​ło się umó​wić w ja​kiś nie​wy​tłu​ma​czal​ny spo​sób, bo dziew​czyn​ka ni​g​dzie sama nie wy​cho​dzi​ła.Jak wy​sy​ła​ła i otrzy​my​wa​ła wia​do​mo​ści – po​zo​sta​ło ta​jem​ni​cą, któ​rej nie chcia​ła zdra​dzić, mimo po​licz​ka wy​mie​rzo​ne​go jej przez Vio​let​te.Po​twier​dzi​ło się to, co Tété za​wsze wie​dzia​-ła; z’eto​iles tych dzie​ci świe​ci​ły na nie​bie jed​na obok dru​giej.Cza​sa​mi moż​na je było wy​raź​nie zo​ba​-czyć nocą po pra​wej stro​nie księ​ży​ca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •  

     

    include("s/6.php") ?>