[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obserwujemy licznepary zakochanych, które podchodzą i wrzucają monety do środka, zpewnością życząc sobie, by ich miłość trwała wiecznie.- Jak myślisz, skąd on wiedział? - pytam Roberta.- Nie wiedział.Zgadywał - odpowiada, wzruszając ramionami.Nie dokońca takiej odpowiedzi oczekiwałam, ale przynajmniej nie udaje, że niewie, o co mi chodzi.Od kiedy tamten facet wręczył mi zapakowane serce,żadne z nas nie myśli o niczym innym.- Nieprawda, wiedział  twierdzę uparcie.- Elizabeth, przecież jesteśmy małżeństwem i mamy już swoje lata,wcale nie trzeba być geniuszem ani jasnowidzem, żeby zgadnąć, że następnym krokiem powinny być dzieci.Jego słowanic nie znaczą.A to serce to tylko głupia zabawka.- Ale powinniśmy je powiesić nad łóżkiem, tak na wszelki wypadek -nalegam.Roberto mlaska i cmoka z niezadowoleniem i po raz pierwszy tegodnia widzę na jego twarzy irytację.W sumie, skoro już o tym mowa,ostatnio wciąż go irytuję.Dzisiejszy dzień był w tej kwestii wyjątkiem, wjego oczach widziałam coś, co uznałam za zadowolenie, wierzyłam, że tozadowolenie, chciałam wierzyć.Ale ta bliskość, która była między namiod rana, powoli się ulatnia.Boję się, że zupełnie zniknie.Chcę jąuchwycić i mocno trzymać, by nie uciekła.Jesteśmy małżeństwem,powinniśmy być sobie bliscy, powinniśmy być szczęśliwi.Nie możemytak często się unosić i zachowywać jak obcy ludzie.Słyszę swój szybki,płytki oddech.- Dlaczego nie chcesz wierzyć, że to prawda? - pytam, próbujączachować spokój.- Bo ty za bardzo w to wierzysz.W tym momencie kelner przynosi danie Roberta, więc mój mążzabiera się za jedzenie.Zanim dostaję zamówioną rybę, Roberto kończyjuż praktycznie swoje spaghetti.Nie mam mu tego za złe  no bo ktochciałby jeść zimny obiad? Ale znów zjadam lunch w samotności i wpośpiechu - wygląda na to, że powoli staje się to regułą.Nie takwyobrażałam sobie włoskie posiłki; myślałam, że jedzenie jest tuwspólną celebracją i tylko Brytyjczycy znieważają ten rodzinny rytuał,jedząc zupki z proszku przed telewizorem.Kiedy usuwam ości z mojej ryby, Roberto opowiada mi o świetniekwitnącej gospodarce Werony.Ogólnie byłoby to nawet interesujące,gdyby nie zalatywało umyślną zmianą tematu i nie wydawało się wzwiązku z tym nieszczere.- Musimy wejść do paru barów i obejrzeć wystrój, zorientować się,jakie mają piwo i którzy didżeje grają u nich w weekendy - oświadcza.  Chcesz porównywać knajpy? Tu, w Weronie?-Tak- Dzisiaj? -Tak. Ale myślałam, że mam dziś wolne.- No ale przecież to nie praca, picie w barach, no nie? A poza tymwiesz, ja już teraz nie potrafię się tak zupełnie wyłączyć.To mój biznes.No tak, rzeczywiście, bo z pewnością ten biznes nie jest nasz.Sączęsok pomarańczowy i staram się powstrzymać od komentarza.Robertobierze mnie za rękę.-To nauczanie dobrze ci zrobi, Elizabeth - mówi.- Wreszcie będzieszmiała jakąś pasję i może przestaniesz myśleć tylko o dzieciach. Ale przecież ty też chcesz mieć dziecko  staram się, by było toraczej stwierdzenie aniżeli pytanie, ale nie jestem pewna, czy mi się toudało.Próbowałam nie dostrzegać niechęci Roberta do rozmów o brakupotomstwa, ale nie da się już tego dłużej ignorować. Chciałem.- Jak to chciałeś? - Zdaję sobie sprawę, że krzyczę, kiedy zauważam,że oczy ludzi siedzących przy sąsiednich stolikach zwracają się w nasząstronę.Wygląda na to, że w mieście kochanków kłótnie są równiepożądane jak zakonnica na wieczorze kawalerskim.- To znaczy wciąż chcę - szepcze Roberto.Chyba myśli, że jeślibędzie mówił cicho, uda mu się mnie uspokoić; niestety jego próby majązupełnie odwrotny skutek.Jestem wściekła, że przejmuje się siedzącymiwokół ludzmi, gdyż pokazuje tym samym, jak mało interesują go mojeuczucia.Wpatruję się w niego.Mam nadzieję, że jeśli moje oczypozostaną szeroko otwarte i pełne gniewu, zatamuję łzy, które próbują sięwydostać spod moich powiek.- Po prostu już w to nie wierzę - oświadcza cicho.- Nie wierzę, że tojest nam pisane. Siedzimy w milczeniu, podczas gdy ja analizuję jego słowa.Straciłnadzieję.Nie wierzy, że kiedykolwiek będziemy prawdziwą rodziną.Myśl, żejestem w tym wszystkim sama, przyprawia mnie o zimny dreszcz.Azy,które miałam zamiar powstrzymać przynajmniej do końca lunchu,wdzierają się teraz na moją twarz niczym czołg najezdzcy wjeżdżającywłaśnie na podbite tereny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl