[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciałam spać wiele, wiele godzin izapomnieć o koszmarze, który właśnie przeżyłam.Spojrzałam na mamę.Uśmiechała się, ale w tym uśmiechunie było wesołości, tylko gorycz i rozpacz.- Gdyby to było takie proste, Shelley - powiedziała cicho.Milczała chwilę, jakby próbowała zebrać myśli, po czympodjęła: - On wychodził z domu, kiedy za nim pobiegłaś.Byłnieuzbrojony.- I co z tego, że był nieuzbrojony! - wykrzyknęłam.- Byłdorosłym, silnym mężczyzną, a ja jestem słabą dziewczyną.- To bez znaczenia, bo wyszedł z naszego domu, niewyrządziwszy nam poważnej krzywdy, a ty pobiegłaś za nimuzbrojona w nóż.- Tak, ale to była samoobrona.On nas związał i uderzył ciępięścią w twarz.Nie mogłam wiedzieć, czy naprawdę sobieposzedł, czy też zamierza wrócić.Wcześniej raz już tak zrobił,więc nie chciałam ryzykować, że znowu wróci i zabije nas obie.Policja na pewno to zrozumie.- Jestem prawniczką, Shelley, i wiem, o czym mówię.Jeśliwezwiemy policję, eksperci od medycyny sądowej przeszukająkażdy centymetr tego domu i szybko ustalą, że kiedy gozaatakowałaś, był poza domem.Będziemy musiały przyznać, że ty miałaś nóż, a on był nieuzbrojony.Wniosą oskarżenieprzeciwko nam, nie będą mieli wyboru.- Oskarżenie? O co?- O morderstwo.- O morderstwo? - Nie wierzyłam własnym uszom.Mamamusiała wciąż być w szoku, skoro plotła takie bzdury.- Tak - potwierdziła.- Oskarżą nas o morderstwo iprzesłuchają kilka razy, zanim skierują sprawę do sądu.Samproces zacznie się po mniej więcej roku, ale wcześniej rzucąsię na nas media.Dziennikarze po prostu uwielbiają takieafery.Ja stracę pracę, bo Blakely nie będzie chciał, żeby jegofirma miała cokolwiek wspólnego z taką sprawą.Jeśli nam sięposzczęści, przysięgli okażą współczucie i wezmą nasząstronę, uznają, że bałyśmy się o swoje życie i w ataku panikinie byłyśmy w stanie racjonalnie myśleć.- A jeśli nam się nie poszczęści?- Jeśli przysięgli będą nieżyczliwi albo sprawę dostaniewyjątkowo dobry prokurator, to.- To co wtedy?- Wtedy zostaniemy skazane za morderstwo.- Za morderstwo?! Niemożliwe! Przecież to jakiś obłęd!- Według prawa można użyć siły, broniąc się przednapastnikiem, ale nie wolno przekroczyć granic obronykoniecznej.Jeśli przysięgli uznają, że jeden z ciosów, tylkojeden, które mu zadałaś, wykroczył poza granice obronykoniecznej i był potencjalnie śmiertelny.- Co to znaczy  potencjalnie śmiertelny ?- To znaczy, że po tym ciosie włamywacz i tak by umarł, bezwzględu na to, czy ja uderzyłam go, czy nie.Gdyby więcokazało się, że zadałaś śmiertelne pchnięcie, uznano by cię zawinną morderstwa.Milczałam dłuższą chwilę, kompletnie oszołomiona.Jeślispojrzało się na to z tej strony, wszystko zaczynało wyglądaćinaczej.Ja naprawdę tylko się broniłam.I broniłam mamy.Bonaprawdę myślałam, że on może wrócić.Ale prawdą było też,że nie chciałam, aby uciekł, i cieszyłam się, kiedy wbiegł z powrotem do kuchni.Zadawałam mu kolejne ciosy, goniąc gowokół stołu, a potem dzgnęłam go z całej siły, kiedy skulił się wkącie, żeby wreszcie przestał się ruszać.Musiałam przyznaćsama przed sobą, że chciałam go zabić.A skoro chciałam gozabić, czy nie było to morderstwo?Nie powinnam była za nim biec.To był idiotyczny pomysł.Jeśli muszę ponieść za to karę - trudno, niech tak się stanie.Dlaczego jednak mama miałaby cierpieć z powodu czegoś, cozrobiłam ja?- Ty uderzyłaś go, kiedy mnie dusił - powiedziałam.-Uratowałaś mi życie.Tego chyba nie można uznać zamorderstwo?- To prawda, Shelley, dusił cię - odparła mama.- Ale jauderzyłam go dwa razy, a drugi cios zadałam, chociaż byłaśjuż bezpieczna.On już nie stanowił żadnego zagrożenia.Mogłam wezwać pogotowie i kto wie, może udałoby mu sięprzeżyć.Ale ja, zamiast to zrobić, uderzyłam go drugi raz.Niewiem.sama nie wiem, co mnie napadło, ale prawda jest taka,że chciałam go zabić.Zrobiłam to pod wpływem emocji, jeślijednak przysięgli stwierdzą, że ten drugi cios przekraczałgranice obrony koniecznej, będę winna morderstwa.- Nie wierzę w to - jęczałam załamana.Zdołałyśmy odeprzećatak włamywacza o lisiej twarzy, ale on nadal był dla naszagrożeniem.Chociaż go zabiłyśmy, wciąż mógł zniszczyć namżycie.- Co my teraz zrobimy, mamo?- Wątpię, czy zdołam to przeżyć - odparła ponuro.- Proces,dziennikarze, cały ten medialny szum, a potem więzienie.Więzienie by mnie zabiło.- Więc co zrobimy? - spytałam.- Co teraz zrobimy?Kiedy mama znowu się odezwała, zegar wskazywałpiątą pięćdziesiąt sześć.Przez kuchenne okno zaczynałosączyć się blade światło poranka, ptaki w ogrodzie ćwierkaływesoło, witając wstający dzień, jakby był taki sam jak każdyinny.- Myślę, że powinnyśmy zakopać go w ogrodzie. 17I tak zrobiłyśmy.Zakopałyśmy go w ogrodzie.Surrealistyczna - to jedyne słowo, jakie przychodzi mi dogłowy na określenie godziny, która potem nastąpiła.Miałamwrażenie, że znalazłyśmy się w gabinecie krzywych luster, gdzierzeczywistość została absurdalnie, groteskowo zniekształcona.Wiedziałam, że to wszystko dzieje się naprawdę, a jednocześnienie mogłam uwierzyć, że tak jest.Mama i ja wkładające kalosze, by nie brodzić boso w lepkiejkrwi, kiedy będziemy wyciągać ciało włamywacza spod stołu.Mama i ja, rozważające, czy zakopać go na grządce wa-rzywnej, czy może na owalnym różanym klombie.Rozważającetak spokojnie, jakbyśmy omawiały wzór tapety do mojegopokoju (w końcu zdecydowałyśmy się na klomb, bo grządkabyła za daleko od domu i za blisko drogi).Zwłoki włamywacza, które nawet nie drgnęły przypierwszym szarpnięciu, zupełnie jakby utkwiły w krzepnącejkrwi.Mama i ja wlokące trupa (trupa! martwe ludzkie ciało!) powilgotnej od rosy trawie przy akompaniamencie ptakówwitających pogodny wiosenny ranek.Głowa włamywacza podskakująca na betonowych schodkachprowadzących do frontowego ogródka (cały czas powtarzałamsobie, że on jest martwy i nic nie czuje, nie potrafiłam jednakpozbyć się wrażenia, że jednak musi coś czuć) [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •