[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo to pomyślał, że można by spróbować.Nie byłobytakie złe umrzeć walcząc z tymi ludzmi.Byłoby to lepsze niż wylądować w jakimś ponurymwięzieniu.Za każdym razem, kiedy pomyślał o niej, pękało mu serce.Gdy wyobrazniaukazywała mu jej twarz, zmuszał się do myślenia o czym innym.Musiał to robić co kilkaminut.Był to najgorszy rodzaj agonii.Wątpił, by ktokolwiek go szukał.Wiedział, że będą chcieli, ale nie mógł sobiewyobrazić, by Dziesięć Niedzwiedzi wystawił na szwank bezpieczeństwo wszystkich swoichludzi dla ratowania jednego człowieka.Tańczący Z Wilkami sam tego by nie zrobił.Z drugiej strony był pewien, że wysłali zwiadowców i że wiedzą już o jegorozpaczliwym położeniu.Jeśli dotrwali dostatecznie długo, by zobaczyć, że wywożą go nafurgonie pod strażą jedynie sześciu ludzi, może być jakaś szansa.W miarę jak dłużył się ranek, Tańczący Z Wilkami czepił się tej myśli jak ostatniejnadziei.Za każdym razem, gdy wóz zwalniał, żeby pokonać jakieś wzniesienie, albo zjeżdżałw koryto strumienia, wstrzymywał oddech, modląc się o świst strzały albo huk strzelby.Było już koło południa, a niczego takiego nie usłyszał.Długo już byli z dala od rzeki, ale znowu się pojawiła.Szukając brodu, jechali wzdłużjej brzegu przez ćwierć mili, zanim żołnierze na przodzie znalezli uczęszczaną przeprawę nabizonim szlaku.Rzeka nie była szeroka, ale nadrzeczne zarośla były wyjątkowo gęste, dość gęste nazasadzkę.Gdy wóz zaskrzypiał, tocząc się po zboczu, Tańczący Z Wilkami miał uszy i oczy otwarte.Dowodzący sierżant krzyknął do woznicy, żeby się zatrzymał przed wjazdem dorzeki, i poczekali, aż przeprawi się sierżant z jeszcze jednym człowiekiem.Długą minutęalbo i dwie przeszukiwali zarośla.Potem sierżant złożył dłonie w trąbkę i krzyknął, żebywóz przejeżdżał.Tańczący Z Wilkami zacisnął pięści i przeszedł do pozycji kucającej.Nic nie widział inic nie słyszał.Ale wiedział, że tam są.Sposobił się do skoku, gdy świsnęła pierwsza strzała, i skoczył o wiele szybciej niżstrażnik na wozie, który wciąż gmerał przy karabinie, kiedy Tańczący Z Wilkami zarzuciłmu na szyję łańcuch od kajdan.Za nim rozległy się strzały karabinowe, a on ściągnął ciasno łańcuch, czując, jak ciałopod nim wiotczeje, w miarę jak zaciska się gardło żołnierza.Kątem oka dostrzegł, jak sierżant wali się z konia na twarz ze strzałą głęboko wbitą wlędzwie.Woznica zeskoczył przez burtę.Stał po kolana w wodzie, strzelając na oślep zpistoletu.Tańczący Z Wilkami wylądował na nim całym ciężarem i krótką chwilę mocowali sięw wodzie, zanim odzyskał swobodę ruchów.Posługując się łańcuchem jak dwuręcznymbiczem, sieknął woznicę przez głowę i żołnierz sflaczał, powoli osuwając się w płytką wodę.Tańczący Z Wilkami zadawał mu następne, ziejące nienawiścią ciosy, nie ustając, ażzobaczył, że woda robi się czerwona.W dole rzeki rozległo się wycie.Tańczący Z Wilkami spojrzał w porę, by zobaczyćostatniego z oddziału, który próbował ucieczki.Musiał być ranny, ponieważ zwisałbezwładnie w siodle.Wiatr W Jego Włosach był tuż za plecami skazanego na zgubę żołnierza.Gdy konieich zrównały się, Tańczący Z Wilkami usłyszał głuchy łomot tomahawka Wiatru W JegoWłosach roztrzaskującego ludzką czaszkę.Za nim była cisza, a kiedy się odwrócił, zobaczył ludzi z tylnej straży martworozciągniętych w wodzie.Wielu wojowników kłuło ciała włóczniami i bardzo się ucieszył, ujrzawszy, że jednymz nich jest Kamienne Cielę.Jakaś dłoń chwyciła go za ramię i Tańczący Z Wilkami, obróciwszy się, spojrzałprosto w rozpromienioną twarz Wierzgającego Ptaka.- Cóż za wspaniała walka - krzyknął triumfująco czarownik.- Dostaliśmy ich wszystkich z taką łatwością i nikt nie jest nawet ranny.- Ja zabiłem dwóch - odwrzasnął Tańczący Z Wilkami.Uniósł wysoko w górę skutełańcuchami ręce i krzyknął: - Tym.Oswobodzicielski oddział nie tracił czasu.Po gorączkowych poszukiwaniach znalezliprzy zwłokach sierżanta klucze od kajdan Tańczącego Z Wilkami.Potem wskoczyli na konie i pogalopowali, kierując się szlakiem, który o wiele mil napołudniowy zachód omijał Fort Sedgewick. ROZDZIAA XXX1Niespodziewanie na uciekających ludzi Dziesięciu Niedzwiedzi spadł wczesny śnieg,pokrywając na grubość cala cały szlak, aż do zimowego obozu.Wszyscy znakomicie się czuli i w sześć dni pózniej rozproszone grupki połączyły się upodnóża gigantycznego kanionu, który na wiele miesięcy miał stać się ich domem.Miejsce to było przesiąknięte historią Komanczów i słusznie nazwano je TutajKroczy Wielki Duch.Kanion był długi na wiele mil i w niejednym miejscu na milę szeroki,niektóre zaś z jego stromych ścian mierzyły od szczytu do podnóża pół mili.Odniepamiętnych czasów spędzali tutaj zimy i było to doskonałe miejsce, zapewniające paszę iobfitość wody dla ludzi i kuców oraz dające idealną osłonę przed zamieciami, które przezcałą zimę hulały w wyższych partiach.Leżało zarazem daleko poza zasięgiem nieprzyjaciół.Inne hordy także tutaj spędzały zimę i zapanowała wielka radość, gdy starzyprzyjaciele i krewni zobaczyli się ponownie po raz pierwszy od wiosny.Jednakże po połączeniu wioska Dziesięciu Niedzwiedzi zamarła w oczekiwaniu,niezdolna spokojnie wypoczywać, zanim nie nadejdą wieści o losie wyprawy mającej odbićTańczącego Z Wilkami.Póznym rankiem, nazajutrz po powrocie, do obozu wpadł jak strzała zwiadowca zwiadomością, że szlakiem nadjeżdża oddział.Powiedział, że jest wśród nich Tańczący ZWilkami.Ta Która Stoi Z Pięścią wybiegła na drogę przed wszystkimi.Biegnąc krzyczała, agdy w zasięgu jej wzroku pojawili się jezdzcy jadący gęsiego pod górę, zawołała go poimieniu.Nie przestała go wołać, dopóki nie znalazł się w jej ramionach.2Wczesny śnieg był zapowiedzią przerażającej zamieci, która spadła na obóz tegopopołudnia.Przez następne dwa dni ludzie nie wychodzili z wigwamów.Tańczący Z Wilkami i Ta Która Stoi Z Pięścią prawie z nikim się nie widzieli.Wierzgający Ptak troszczył się jak umiał najlepiej o twarz Tańczącego Z Wilkami,łagodząc opuchliznę i próbując przyśpieszyć ozdrowienie za pomocą leczniczych ziół.Jednakże nic nie dało się zrobić z kruchą, zmiażdżoną kością policzkową i trzeba było jązostawić, by zrosła się siłami natury. Tańczący Z Wilkami wcale nie przejmował się raną.Przygniatał go poważniejszyproblem i zmagając się z nim, nie był skłonny z nikim się widzieć.Rozmawiał jedynie z Tą Która Stoi Z Pięścią, ale niewiele zostało powiedziane.Większość czasu leżał w wigwamie jak chory.Leżała obok niego, zastanawiając się, co sięstało, ale czekała, aż sam jej to powie, wiedząc, że koniec końców to zrobi.Zaczął się trzeci dzień zamieci, gdy Tańczący Z Wilkami poszedł na długi samotnyspacer.Kiedy powrócił, kazał jej usiąść i oznajmił jej swoją nieodwołalną decyzję.Wtedy odwróciła się od niego i siedziała przez prawie godzinę ze spuszczoną głową,w milczącym zamyśleniu.W końcu powiedziała: - Czy musi tak być? Jej oczy szkliły się smutkiem.Tak - odrzekł spokojnie.Westchnęła żałośnie, z trudem powstrzymując łzy.- Więc niech tak będzie.3Tańczący Z Wilkami poprosił o zwołanie rady.Chciał pomówić z DziesięciomaNiedzwiedziami.Poprosił także, by byli obecni Wierzgający Ptak, Wiatr W Jego Włosach,Kamienne Cielę i wszyscy, których Dziesięć Niedzwiedzi uzna za godnych wysłuchania.Spotkali się następnego wieczora.Zamieć dogorywała i wszyscy byli w dobrymnastroju [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •  

     

    ?>