[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiem jednak, \e tak naprawdę nie w tym rzecz.Nie jestem tego typudziewczyną, z którą chłopcy mieliby ochotę się umówić.No, mo\e mają, ale zawsze znajdująjakiś powód, \eby tego nie zrobić.Mo\e podejrzewają, \e doło\ę im pięścią, gdy będą czegośpróbowali, a mo\e onieśmiela ich moja wybujała inteligencja i zachwycająca uroda (cha, cha)W końcu tracą zainteresowanie.Dopóki nie pojawił się Tad.Tad był zainteresowany.Tad byt bardzo zainteresowanymoją osobą.Wyra\ał swoje zainteresowanie, pogłębiając pocałunek od skromnego muśnięcia na dobranoc po dogłębny  francuski - ku mojemu szczeremu zachwytowi, bez względu nałańcuszek i jedwabną koszulę - kiedy zauwa\yłam.No, dobra.Przyznaję.Miałam otwarteoczy.Rany, to był mój pierwszy pocałunek.Nie chciałam niczego przegapić, jasne?Zauwa\yłam, \e ktoś siedzi na tylnym siedzeniu porsche.Cofnęłam głowę i krzyknęłam cicho.Tad zamrugał, zdezorientowany.- Coś nie tak? - zapytał.- Och, proszę - odezwała się uprzejmym głosem osoba na tylnym siedzeniu.- Nieprzerywaj sobie z mojego powodu. Spojrzałam na Tada.- Muszę iść - powiedziałam.- Przepraszam.Wyskoczyłam z samochodu.Gnałam podjazdem w stronę domu, z policzkami płonącymi ze wstydu, kiedy dogoniłmnie Jesse.Nie szedł nawet specjalnie szybko.Po prostu spacerował.I do tego miał czelność stwierdzić:- To twoja wina.- Jak to  moja wina ? - zapytałam, podczas gdy Tad, po chwili wahania, zacząłwycofywać samochód z podjazdu.- Nie powinnaś była - oświadczył Jesse spokojnie - posuwać się tak daleko.- Daleko? O czym ty mówisz? Daleko? O co ci chodzi?- Prawie go nie znasz, pozwoliłaś mu.Odwróciłam się, stając z nim twarzą w twarz.Na szczęście Tad ju\ odjechał.Inaczejzobaczyłby w świetle reflektorów, jak miotam się po podjezdzie, krzycząc na księ\yc, któryzdołał się właśnie przebić przez chmury.' - Och, nie - powiedziałam dobitnie.- Nawet tam nie chodz, Jesse.- Dobrze - odparł Jesse.W świetle księ\yca widziałam wyraz uporu i zdecydowania najego twarzy.Upór mnie nie zaskoczył, bo Jesse nale\y do najbardziej upartych osób, jakieznam, ale czego dotyczyło zdecydowanie poza, być mo\e, chęcią zrujnowania mi \ycia, niemiałam pojęcia.- Pozwoliłaś mu na to.- Tylko powiedzieliśmy sobie  dobranoc - syknęłam.- Mogę być martwy od stu pięćdziesięciu lat, Susannah, ale to nie znaczy, \e niewiem, jak ludzie mówią sobie  dobranoc.Na ogół, kiedy to robią, trzymają języki za zębami.- O mój Bo\e.- Odwróciłam się i ruszyłam w stronę domu.- O mój Bo\e.On tego niepowiedział.- Owszem, właśnie to powiedziałem.- Jesse nie odstępował mnie.- Wiem, cowidziałem, Susannah.- Wiesz, jakie robisz wra\enie? - zapytałam, stając u podnó\a schodów prowadzącychna ganek.- Robisz wra\enie, jakbyś był zazdrosny.- Nombre de Dios! Nie jestem - parsknął śmiechem Jesse - zazdrosny o tego.- Och, naprawdę? No to skąd ta wrogość? Tad nie zrobił ci nic złego.- Tad - odparł Jesse - jest.Powiedział jakieś słowo, którego nie zrozumiałam, poniewa\ było po hiszpańsku.Otworzyłam szeroko oczy.- Co takiego? Powtórzył. - Słuchaj, mów po angielsku.- W angielskim nie ma odpowiednika tego słowa - oświadczył Jesse, zaciskającszczęki.- Có\, wobec tego zatrzymaj je dla siebie.- Nie jest dla ciebie odpowiedni - orzekł Jesse, jakby to wyjaśniało wszystko.- Nawet go nie znasz.- Znam go na tyle, \e to wystarczy.Wiem równie\, \e nie posłuchałaś mnie aniswojego ojca i poszłaś sama do domu tego człowieka.- Zgadza się.Przyznaję, jest okropny.Ale Tad odwiózł mnie do domu.Tad nie ma nicdo tego.To jego ojciec jest stuknięty, nie Tad.- To ty - stwierdził Jesse, kręcąc głową - stanowisz problem, Susannah.Wydaje ci się,\e nikogo nie potrzebujesz, \e ze wszystkim dasz sobie radę sama.- Z przykrością muszę ci uświadomić, Jesse, \e doskonale jestem w stanie dać sobieradę sama.- Przypomniałam sobie Heather, ducha dziewczyny, który omal mnie nie zabił wzeszłym tygodniu.- Prawie zawsze - sprecyzowałam.- Widzisz? Sama przyznajesz.Susannah, w tym wypadku musisz poprosić o pomocksiędza.- Zwietnie, zrobię to.- Zwietnie.Dobrze ci radzę.Byliśmy tak wściekli i staliśmy, wrzeszcząc, tak blisko, \e nasze twarze znalazły się wodległości zaledwie paru centymetrów od siebie.Przez ułamek sekundy, patrząc na niego,mimo \e pieniłam się ze złości, nie myślałam, jakim jest nadętym, pewnym swojej racjibubkiem.Myślałam o filmie, który kiedyś widziałam, w którym główny bohater przyłapałgłówną bohaterkę, jak całuje się z innym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl