[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Piro podszedł do półek z płytami ipo chwili znalazł to, czego szukał.Wraz z pierwszymi taktami powróciły wspomnienia o wieczorze, który spędził w mieszkaniu przyulicy Chocimskiej.Jeśli chodziło o brzmienie, nie było porównania.Igła z japońskiej gruszysprawiała, że muzycy Spear of Destiny unosili się w powietrzu, a Heinz błądził za nimi wzrokiem.Odsłuchali płytę, Piro podziękował bibliotekarce, komisarz zastosował się do jego rady i tym razemtakże nie wyrywał się do głosu.Przeszli przez światła i dotarli przed hotel Gromada.Nie pamiętałrozmowy z recepcjonistką, ale jakimś cudem dostał klucz.Wypił za dużo i musiał coś ze sobą zrobić.Odkręcił lodowatą wodę i podłożył pod strumień głowę,jakby kładł ją pod topór kata.Za dużo zwaliło się naraz.Zledztwo, które znajduje się w martwympunkcie.Umierająca policjantka.Jego syn poszukujący dziadka przez internet.Chyba dziadka zWehrmachtu.Poczuł ból w skroniach, wysunął głowę spod kranu i otrząsnął się jak pies.Czuł, że trzezwieje.Wgłowie rozbrzmiewały mu ostatnie takty słuchanej płyty.Audiofilski sprzęt.Pomyślał o Dudzińskim.Do czego tak wypasiony zestaw mógł być mu potrzebny? Przecież nie dosłuchania składanek z wakacyjnymi przebojami i płyt dołączanych do kolorowych gazet.Jeszcze razprzypomniał sobie zwalisty dom w Falenicy.Co go tak zaniepokoiło? Co mu w tych zimnychpomieszczeniach nie grało? Skojarzenia.Dom seryjnego mordercy.Jak z Milczenia owiec, wszyscyto czytaliśmy, słowa Pira odbijały się echem.Udało mu się wstać o siódmej.O dziwo, nie miał kaca.Jakiś dobry duch tej nocy zlitował się nadnim.Meandry fizjologii są jednak niezgłębione.Poćwiczył, wziął prysznic i wypił kawę.Poszedłpod bibliotekę po samochód.Minął chińską restaurację ozdobioną bożonarodzeniowymi lampkami.Zdziwił się, że lampki już świeciły.Do świąt jeszcze trochę zostało.Ktoś tu się pospieszył.Zawycieraczką zobaczył wezwanie do straży miejskiej.Złamał przepis dotyczący zatrzymywania się w miejscu niedozwolonym.Z wściekłością zgniótł kartkę w dłoni i wyrzucił ją do kosza.Nienawiść od pierwszego wejrzenia? Tak.Z pewnością istnieje takie uczucie, skoro go doświadczył.Z Zarembą umówiony był o jedenastej.Jechał w stronę Kadyn.Po prawej minął szpaler gęstychbuków.Za linią kolejową rozciągały się płaskie jak stół pingpongowy %7łuławy.Poranna gęsta mgła powoli się rozrzedzała.Ciężkie brunatne chmury kierowały się w stronę Elbląga.Heinz uważnie obserwował pobocze, wreszcie zobaczył tablicę informującą o wjezdzie na terenprywatny.Podziurawioną asfaltową drogę zastąpiła wyboista ścieżka. Dobrze, że rano nic nie jadł.Miałby teraz karuzelę w żołądku.Przejechał wzdłuż gigantycznegowąwozu i dotarł do rozwidlenia dróg.Zdezorientowany, wysiadł z samochodu.Na jednej ze ścieżek zobaczył ślady grubych opon.Pojechał w tym kierunku i po kilku minutach ujrzałpotężny mur wykonany z dużych kamieni.Brama ozdobiona byłafantazyjnym znakiem wykonanym zapewne z mosiądzu.W pierwszej chwili pomyślał, że trzyodcinające się od tła linie są wyobrażeniem błyskawicy.Nie, to jednak nie była błyskawica, tylkolitera Z, jakby pozostawił ją Zorro.Z jak Zaremba.Spodziewał się jakiejś przeprawy z ochroną.Przerabiał to wielokrotnie.Ochroniarz dzwoni doswojego szefa, tamten do dowódcy zmiany, tamten do głównego szefa ochrony.Pokaz siły na wejściu.Byś wiedział, pętaku, kto tu rządzi.Nawet jeśli jesteś z policji.A może wtedynawet tym bardziej.Tym razem jednak wjechał na teren posesji niezwykle szybko i zostałpoinstruowany, gdzie ma postawić samochód.Patrzył na dom Zaremby i zastanawiał się, gdzie widział blizniaczy budynek.Jacyś ludzie wnosili dośrodka ogromne pakunki z napisem  Gaggenau.Ochroniarz w granatowym garniturze ze słuchawkąw uchu i skręconym kabelkiem ukrytym pod marynarką wprowadziłgo do holu.Poprosił Heinza, by ten zaczekał.Komisarz spojrzał na ściany ozdobione fotosami z jakiegoś filmu.Meryl Streep, Robert Redford iKlaus Maria Brandauer.Pstryknął palcami.Ależ tak! Rezydencja Zaremby była repliką domu, wktórym mieszkała bohaterka Pożegnania z Afryką.Dom w stylu kolonialnym postawiony podElblągiem.Dla chcącego nic trudnego.Mówisz, masz.Przeszedł do niewielkiego saloniku i wyjrzałprzez okno.To, co zobaczył, nie miało już nic wspólnego z kolonialnym stylem.W oddali majaczyłpotężny prostopadłościan.Na dachu surowego w swej prostocie budynku stał helikopter.- Pan Zaremba zaprasza do gabinetu - usłyszał za plecami. 38Mężczyzna siedział przy potężnym mahoniowym biurku.W pierwszej chwili zdawało się, że niezauważył swojego gościa.Dopiero gdy Heinz podszedł bliżej, powolnym, wystudiowanym ruchemafrykańskiego satrapy wskazał komisarzowi masywne krzesło.- Nie musi się pan przedstawiać.- Jego głos brzmiał łagodnie.- Pański zawód jest wypisany natwarzy.I vice versa, buraku.- Widzę - Heinz skrzywił się - że mam przed sobą kolejnego mistrza puenty.Wdzieciństwie pierwszy podnosił pan paluszki do odpowiedzi, a na podwórku grał zawsze w ataku?Kitka szpakowatych włosów poruszyła się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •