[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najbardziejdręczyła go bezgraniczna samotność, żal, że do nikogo nie należy.Tymczasem ta sprawateraz.Nie wiedział, jak wyrazić swoje przeżycia w tym momencie.Szczerze mówiąc przedewszystkim był to szok.Wszystko spadło na niego tak nieoczekiwanie.Niepewnie spoglądał w stronę Tiili.Jakaż z niej niepospolita dziewczyna! Jaka śliczna! I bardzo, bardzo młoda.%7ływił dlaniej ogromną sympatię i trudne wprost do opisania współczucie.- No jak, Marco? - zapytał Nataniel.- Podejmiesz się tego zadania?Nie mógł odpowiedzieć.Był jak sparaliżowany.Nataniel mówił dalej:- Jeśli się zgodzisz, my się wycofamy, wrócimy na skalną półkę.Ja bardzo bym chciałpomóc Fecorowi, który przecież uratował życie Ellen.Boję się, że tamci beze mnie nie zdołają zerwać jego magicznych kajdan, póki nie będzie za pózno.Marco, myślisz, żemógłbyś to zrobić?Jak miał odmówić, żeby nie zranić dziewczyny?- Idzcie - wykrztusił z wysiłkiem.- Ja porozmawiam z Tiili.Wszyscy spoglądali na niego z wielką życzliwością, Tova pogłaskała go czule poramieniu, po czym odwrócili się i odeszli.Marco został sam na sam z tą drobną istotą, tak strasznie cierpiącą za sprawąokrutnego Tan-ghila, który w dodatku był jej rodzonym ojcem!Gniew i gorycz dławiły Marca.Mógłby krzyczeć wniebogłosy z żalu, gotów byłwłasnymi rękami zadusić tego potwora, który był ich wspólnym przodkiem, zmiażdżyć go,zetrzeć na pył, tak by nie pozostał z niego nawet ślad.Zachował jednak milczenie.Tiili szlochała cichutko.- Czy chcesz, żebym i ja sobie poszedł? - zapytał Marco półgłosem.Głupie pytanie,podyktowane niepewnością.- Nie - szepnęła przestraszona.- Nie odchodz! Nie odchodz, jestem taka wdzięczna, żeprzyszliście, nie odchodz ode mnie!Marco podszedł bliżej, tak blisko skalnej rozpadliny, jak to możliwe.- Ty zrozumiałaś, o czym mówiliśmy, prawda? - spytał łagodnie.Głos dziewczyny był zachrypnięty, odwróciła twarz w bok.- Tak - potwierdziła z wysiłkiem.Znowu zaległa cisza.Marco nie miał pojęcia, jak z nią o tym rozmawiać.Dziewczynadygotała ze strachu, on sam był tak wstrząśnięty i zrozpaczony, że ukrył twarz w dłoniach iwybuchnął gwałtownym szlochem.Jedyną pozytywną sprawą w tym, wszystkim było to, żeTiili już nie prosiła, by pozwolić jej umrzeć.Wciągnął głęboko powietrze i rzekł:- Powinniśmy mieć dla siebie więcej czasu, Tiili.Powinniśmy móc się lepiej poznać ipolubić bardziej niż teraz.Ale nie mamy tego czasu.W ogóle nie mamy czasu.Musimypomóc Natanielowi, to on ma podjąć walkę z Tan-ghilem, który w każdej chwili może się tupojawić.Chciałbym tylko, byś wiedziała, że ja także żyję już znacznie dłużej niż zwykliludzie.Ja także czułem brzemię samotności, ponieważ nigdzie i do nikogo nie należę.Więcjak widzisz, Tiili, jesteśmy sobie bliscy pod wieloma względami.Tiili, Mały Kwiatuszek.Dziewczyna przymknęła oczy i szlochała głośno.Odważył się podejść jeszcze bliżej.Przekroczył rozpadlinę, czuł płynące z dołu gorącepowietrze i znalazł się po stronie Tiili. - Oboje pewnie mielibyśmy do siebie nawzajem wiele pytań - powiedział cicho.- Tak.Ja też mam pytania.- Ale nie mamy czasu.Godzina wybiła i Tan-ghil nadchodzi.- Rzeczywiście, nie mamy - jęknęła.- Zostały jedynie chwile.już prawie widziałamzakończenie.Pragnęłam go, chciałam umrzeć, bo.potem.on mnie zabije.Ale teraz niechcę.Teraz nie.Te słowa dały mu odwagę, by wyciągnąć rękę i delikatnie dotknąć jej policzka.Drgnęła i jęknęła przestraszona, zaraz jednak przytuliła policzek do jego dłoni.- Zabierz mnie, panie, stąd - szepnęła onieśmielona i zamknęła oczy.- Zabiorę.Nie bój się mnie!Szeptał do niej uspokajająco, pieścił jej twarzyczkę i włosy.- Nie rozumiem tylko, jak tu przetrwałaś tyle czasu.Bez jedzenia.- Nie potrzebowałam.- I bez odpoczynku?- Nie potrzebowałam też odpoczywać, z czasem jednak nauczyłam się oddalać stąd.jakbym zapadała w sen.Jak to się nazywa?- Letarg? No tak, to musiało ci pomagać.- I pomagało.A wszystkie funkcje fizjologiczne ustały.On to sprawił, rozumiecie,szlachetny panie.Zahamował też mój rozwój.Ten blask ognia płynący z podziemi zachowałmnie w takim stanie.jak byłam.- Rozumiem.Marco ledwie ją widział, bo łzy współczucia przesłaniały mu wzrok.Zdjął sweter ikoszulę.Czas naglił, to prawda, ale ta drobna istota nie zasłużyła sobie na brutalny pośpiech.Nagle przemknęła mu przez głowę okropna myśl.Czytał kiedyś książkę JamesaHiltona i oglądał film o Shangri La, górskiej krainie, w której ludzie się nie starzeli.I oekspedycji, która przypadkiem się tam znalazła.Jeden z członków wyprawy zakochał się wmiejscowej kobiecie, bardzo młodej i pięknej.Udało im się razem uciec, ale gdy znalezli siępoza granicami doliny, czas upomniał się o swoje prawa, w jednej chwili kobieta wramionach młodzieńca stała się zgrzybiałą, umierającą staruszką.Co stanie się z Tiili, kiedy ją uwolnią i wyprowadzą stąd? Siedemset lat.Ale nie powinien teraz o tym myśleć.Nie mógłby też z litości pozbawić jej życia.Apoza wszystkim.obok martwej Tiili by nie przeszli.Pozostawało mu tylko jedno.Tiili miała teraz oczy otwarte.Patrzyła na niego pytająco, kiedy odpinał pas. Marco dygotał na całym ciele.To zadanie przerastało jego siły.Naprawdę niewiedział, jak sobie z nim poradzi.Dlaczego właśnie jego wybrali? To nie w porządku z ichstrony.Ale natychmiast, gdy mu to przyszło do głowy, uświadomił sobie ku swemuwielkiemu zdziwieniu, że nigdy by nie pozwolił uczynić tego nikomu innemu.Czułość dlaMałego Kwiatuszka wzrastała w nim z każdą chwilą.- Jesteście tacy piękni, panie - powiedziała zdumiona.- Prawie tak samo jak mój brat.On też był taki ciemny i przystojny, ale niepodobny do was.- Ja znam Targenora - szepnął Marco drżącym głosem.- Jesteśmy dobrymiprzyjaciółmi.Oczy Tuli zrobiły się jeszcze większe.- Pózniej ci to wytłumaczę - rzekł pospiesznie, żałując, że jeszcze bardziej wytrąca ją zrównowagi.- Tiili [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •