[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trudno było pojąć, że tokiedyś mogło być ludzkie stworzenie.Dostrzegali wyraz jakiejś złośliwej radości, złowieszczego triumfu w tymobrzydliwym obliczu, czy jak to nazwać, bo o twarzy raczej trudno by tu mówić.A wokół całej postaci wciąż unosił się obłok pylistej substancji, jakby stwora wydzielała z siebieczyste, materialne zło.Bliżej nie mogli jednak podejść.Nie mogli go też wyminąć.Nie pomogło ani to, żeTula miotała przekleństwa, ani to, że Heike rzucał na ziemię kolejne, coraz silniejsze środki.- Tylko odrobinkę, parę kropelek - szepnęła Tula.Heike zawahał się.Chciał to zrobić, ale tak strasznie się bał! Mimo to pokusa byławielka.- Naprawdę.namawiała Tula, przekrzywiając głowę.Heike nadal się wahał.Pomyślał o zadaniu, które sobie wyznaczyli, o tej długiejpodróży, podjętej, jak się zdaje, na próżno.W końcu z desperacją zacisnął zęby i skinął na znak, że się zgadza.Jak wiele z tego docierało do istoty na skale? Ile się domyślała, czy może słyszała?Nie mieli odwagi nawet spojrzeć w tamtą stronę.- Tylko parę kropel - syknął Heike przez zęby.- Na ziemię, tam gdzie ten niewidzialnymur! Potem będziemy mogli przejść dalej.- Dlaczego nie wprost na niego?- Zbyt duża odległość.Niewiarygodnie szybko Heike wydobył butelkę z wodą Shiry i wyciągnął korek.Poczym wylał kilka kropel, które spadły na ziemię u ich stóp.W następnej sekundzie oboje przerażeni odskoczyli w tył.Niżej, w dolinie, Viljar i Belinda stanęli jak wryci.- Co to było? - szepnęła dziewczyna ze zgrozą.Usłyszeli jakiś nieludzki wrzask wściekłości, który przeciął powietrze nad szczytamigór, spojrzeli w tamtą stronę, wcale nie tak daleko od nich.Konie rżały spłoszone i Viljar znajwiększym trudem zdołał je utrzymać.Z jednego ze wzgórz wznosił się ku niebu upiorny obłok żółtoszarego pyłu, awewnątrz migały ostre błyski jak w burzowej chmurze.- Tam, patrz, tam wysoko! Oni tam są! A w każdym razie coś - wykrztusił Viljarzdławionym głosem.- Musimy się tam dostać? - zapytała Belinda blada jak ściana.Rozległ się kolejny krzyk, tym razem ludzki.- To dziadek - jęknął Viljar z lękiem.- To jego głos.Belindo, konie, szybko! Musimysię wspiąć na górę!Nie mając odwagi zastanawiać się nad tym, co robią, pomagała mu przy koniach. - Ale czy naprawdę musimy je wiązać? Chodzi mi o to, że jeśli.- jąkała się.- Jeśli żadne z nas nie wróci? - dokończył za nią.- Masz rację.Założę bardzo luznepęta, żeby mogły się w razie potrzeby same uwolnić.No, chodz! A może wolałabyś tu zostać?- Nie, nie! Przecież muszę się tobą opiekować!- Och, dziecko drogie - szepnął Viljar.Wziął ją za rękę i pociągnął za sobą w gór.Byli młodzi i silni, wbiegli więc na zbocze znacznie szybciej niż tamci.Ciąglepojawiały się rozjarzone płomienie, a raczej ich refleksy, bo teraz mieli skalną płaszczyznęponad sobą i niczego widzieć nie mogli.- Co zrobimy? - zapytała Belinda.- Bardzo rozsądne pytanie - odparł zasapany po wspinaczce.- Ale jest tylko jednarzecz, którą możemy zrobić i którą zrobić powinniśmy: zabrać tych dwoje szaleńców stąd jaknajszybciej.To zbyt niebezpieczne miejsce!Kiedy byli już prawie na samej górze, nagle buchnął na nich taki smród, że musieli sięzatrzymać.Cały występ skalny był dosłownie spowity jakimś dziwnym dymem czy mgłą, czymoże parą, nie potrafiliby określić.Tyle tylko że ta substancja zawierała coś jakby piasek czykurz.I to on śmierdział tak obrzydliwie.W świetle księżyca zobaczyli Heikego jak, zataczającsię, wchodzi tyłem w ten obłok, a ręce trzyma przed sobą, jakby się przed czymś bronił,widzieli też, że obłok ma jakieś centrum, jądro, z którego raz po raz wybuchają zielonozłotepłomienie.Na moment obłok się rozproszył i wtedy zobaczyli jakąś figurę, maleńką, aleobrzydliwą, ulokowaną na skale i powoli przybliżającą się do Tuli i Heikego, którzynajwyrazniej nie zamierzali się poddać.- Dziadku! Tula! - wrzasnął Viljar.- Wracajcie!Tula odwróciła się ku nim na okamgnienie.Ostrzegawczo wyciągnęła przed siebierękę.- Wynoście się stąd! - krzyknęła nieoczekiwanie silnym i władczym głosem.- Niezbliżać się!Byli teraz na samej górze.Belinda, śmiertelnie przerażona, ukrywała się za Viljarem.Heike wyprostował się, wyglądał jak posąg, jak bastion trudny do zdobycia.Wyciągałobie ręce i krzyczał w stronę potwora coś, czego nie rozumieli.Rozległ się syk i z okropnej paszczy wydobył się kłąb żółtej jak siarka pary.Heikeskulił się i chwycił za piersi.Wtedy Viljar rzucił się na pomoc.Nie powinien był tego robić, ale nie mógł znieśćwidoku rannego dziadka. - Wracaj! - krzyknęła Tula.Belinda pobiegła za nim wołając:- Nie wolno ci, Viljarze! Nie wolno!Potwór skierował wzrok w stronę nowych intruzów, uznał ich widocznie zanieszkodliwych i uczynił tylko jeden ruch szponiastą ręką w stronę Belindy, najsłabszej.Obojętny, ale straszliwie skuteczny.Belinda z jękiem upadła na ziemię.- O mój Boże! - jęknął Viljar i przypadł do niej.- Belindo!- Odciągnij ją stąd! - wrzeszczała Tula.Viljar już schwycił dziewczynę i wlókł ją za sobą w dół po zboczu.- Belindo! - powtarzał wciąż tak żałośnie, że aż się serce krajało.Ona zaś ledwie była w stanie otworzyć oczy, ale uśmiechała się do niego.- Będzie.dobrze - zapewniała płaczliwie.Ale te ostatnie wypadki okazały się brzemienne w skutki.Na moment koncentracjaHeikego i Tuli została naruszona, a kiedy ponownie spojrzeli na potwora, zobaczyli, że stoi ontuż obok Heikego i zamierza się na niego szponiastą łapą.Heike nie zdążył uskoczyć.Ze strasznym krzykiem, przywodzącym na myśl jakąśśmiertelną pieśń, zgiął się wpół, a potem upadł na ziemię.I tak już pozostał bez ruchu.- Ty diable! - wrzasnęła Tula i starała się odciągnąć Heikego w bezpieczne miejsce.Ponura istota znowu podniosła rękę.W tej samej chwili Heike pod wpływemnieznośnego bólu ocknął się i otworzył oczy.Teraz to już koniec, pomyślał.Potwór dopadłtakże Tulę.I dwoje młodych.Co myśmy zrobili? Ale wtedy usłyszał przerażony krzyk Viljara i spojrzał w tamtąstronę.Tengel Zły pochylał się, najwyrazniej zamierzając definitywnie z nimi skończyć, a jużprzede wszystkim z Tulą.Nagle jednak straszna figura cofnęła się gwałtownie.JednocześnieHeike uświadomił sobie, że Tula odciąga go z całych sił od potwora, ale zobaczył coś jeszcze,coś niewiarygodnego!Potwór nie był w stanie ich dosięgnąć! Powstrzymywały go cztery czarne cienie, którekrążyły nad skałą jak ogromne nietoperze, tłukły go skrzydłami, odpychały z sykiem iparskaniem, a ich czerwone oczy miotały skry.Były tak duże jak ludzie, ale wyglądały jak bestie.I miały ogromną władzę nad zjawąprzedstawiającą Tengela Złego.Zjawa wycofywała się, broniła się z całych sił, pluła,wszystko bez skutku.Została zepchnięta aż na krawędz skalnego uskoku, łomotały w niąpotężne błoniaste skrzydła, szarpały ostre szpony.Na oczach Heikego została zrzucona w dół. Ze śmiertelnym wrzaskiem zjawa zniknęła za krawędzią skalnego nawisu i runęła wotchłań jak cień.W następnej sekundzie zniknęły także cztery ptaszyska.- Dzięki! - krzyknęła za nimi Tula w niebieskie przestworza.- Dzięki za pomoc!Wspólnymi siłami zdołali z Viljarem postawić Heikego na nogi, a potem jaknajprędzej zeszli w dół, Heike wspierany przez Tulę, a Viljar z Belindą na rękach.Nie mówili nic, dopóki nie wrócili do koni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •