[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spinifeks wił się jak wodorosty.Zamknęłam oczy.Ale nadal wszystko wirowało.Oparłam się o gorącą karoserię i zjechałam po drzwiach, aż klapnęłam na piasek.Głowa mipękała, język miałam spuchnięty i wyschnięty.Zwinęłam się obok opony, ramiona aż mniełaskotały od gorąca czarnej gumy.Słońce paliło.Krople potu spływały mi po twarzy i naoponę.Sięgnęłam w ciemniejszy obszar pod samochodem.Zastanawiałam się, czy tam niewlezć.Chciałam być w tym momencie małym owadem, czymś, ćo może się zakopać wgorący piasek i znalezć pod nim chłód.Potrzebowałam wody.Wtedy zwymiotowałam, tylko malutka strużka niczego spływająca po oponie.Chciałam zwrócić więcej, ale nic nie wyleciało.Wszystko wirowało i wirowało.Kiedy otworzyłam oczy, słońce trochę się przesunęło.Mój wzrok nie był już takizamglony.Skupiłam się na drzewach wokół mnie - było ich trzy.Słyszałam, jak suche liścieocierają się o siebie, jak muchy bzyczą wokół ich pni.Dowlokłam się do bagażnika.Zanim go otworzyłam, złożyłam ręce i pomodliłam się.Nigdy tak naprawdę nie wierzyłam w Boga, ale wtedy obiecałam mu wszystko.Będę kochaćBoga najbardziej na świecie, jeżeli tylko w bagażniku będą woda i jedzenie, a także coś, comi pomoże wydostać auto z piasku.- Proszę - szepnęłam.- Proszę.Wymacałam zamek i otworzyłam go.Była tam woda.Dwulitrowa pełna plastikowabutelka leżała na boku na samym środku.Złapałam ją, niepewnie ściągnęłam zakrętkę iwlałam sobie płyn do gardła.Był gorący, ale i tak łykałam go łapczywie.Trochę trysnęło mina twarz i szyję.Byłam jak gąbka, wszystko wchłaniałam.Zmusiłam się do tego, żebyprzestać, mimo że chciałam jeszcze.Już wypiłam prawie połowę.W bagażniku nie było wielewięcej.Ręcznik.Blaszana puszka benzyny, sądząc po zapachu.I jeden z twoich wielkichkapeluszy ze zwierzęcej skóry.Jakieś narzędzia do naprawiania samochodu.Ale jedzenia niebyło.I niczego, co by mi pomogło ruszyć pojazd.Uznałam, że Boga jednak nie ma.Wróciłam do auta i znowu je uruchomiłam.Ale koła tylko głębiej zagrzebywały się wpiasku.Walnęłam pięściami w kierownicę.Potem przyszło mi do głowy, żeby rozejrzeć sięwokół drzew - może były tam jakieś gałęzie, które mogłabym podłożyć pod opony.Gdybysamochód zyskał jakiś punkt oparcia, może to by wystarczyło.Ale drzewa były wysokie, agałęzie poza moim zasięgiem.Szarpałam korę, lecz odpadały tylko małe kawałeczki.Wtedy zobaczyłam krew.Przynajmniej na początku myślałam, że to krew.stwardniała, czerwona jak rubiny posoka spływająca po korze najbliższego drzewa.Rozejrzałam się szybko, ale dookoła nie było niczego ani nikogo.To wyglądało tak, jakby krwawiło samo drzewo.Podrapałam krew paznokciami.Kruszyła się na kawałeczki, plamiącmi palce.Powąchałam.Eukaliptus.To żywica eukaliptusa.Wdrapałam się na wydmę.Moje stopy tonęły w miękkim piasku, mięśnie napinały sięz całych sił.Jakieś stworzenia szeleściły w spinifeksach, kiedy przechodziłam obok.Zatrzymałam się na szczycie, osłaniając oczy, żeby się rozejrzeć.Po drugiej stronie nie byłoniczego innego.%7ładnej kopalni, żadnych ludzi.Były tylko piasek, kamienie, drzewa i cieniewydm w oddali.Jak daleko widziałam, byłam tutaj jedynym człowiekiem.Objęłam sięramionami i dmuchałam chłodnym powietrzem na swoją rozpaloną skórę.Gdybym umarła tu,na tej wydmie, nikt by się o tym nie dowiedział.Nawet ty.Wróciłam do samochodu.Postanowiłam, że trochę się prześpię.Było za gorąco na myślenie.Kiedy się obudziłam, księżyc był już na niebie.Leżałam na tylnym siedzeniu ipatrzyłam na niego przez okno.Był pulchny i żółty jak te wielkie, okrągłe sery, które tatadostawał w pracy na święta.Wyrysowałam na nim palcem twarz - głębokie puste oczy, niżejleniwy uśmiech, kratery, które wyglądały jak krótki zarost.To był przyjazny księżyc, chociażtaki odległy.Niebo dookoła niego było głębokim i czystym jeziorem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •