[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo iż dla Tildy zarówno dziedzic, jak i jego córka byli jedynietwarzami migającymi w przejeżdżającym samochodzie, to ona również wyczuwała niepo-kój, który stał się integralną częścią letniego upału i kurzu na drodze.Tilda zwierzyła się Daraghowi ze swych planów, by zostać pielęgniarką, a on w re-SR wanżu powiedział jej o swych zamiarach zakupu kawałka ziemi - jego własnej, niewydzier-żawionej, ale nabytej za pieniądze.Tylko Tildzie wyznał prawdę o swych ostatnich miesią-cach w Irlandii - o bałaganie, jakiego narobił sobie w życiu, decyzji o wyjezdzie i rozpoczę-ciu wszystkiego od nowa.Ciotka Sarah stopniowo dochodziła do zdrowia.Raz, gdy Tilda wróciła do domu popół godzinie spędzonej ukradkiem z Daraghem, zastała ją stojącą w progu, w szlafroku iszalu narzuconym na ramiona.- Odszedł? - spytała Sarah.Tilda stała bez ruchu, serce waliło jej jak młotem.Nie wiedziała, jak wyjaśnić ciotce,co Daragh dla niej znaczy; słowa śmigały jej wokół głowy niczym strzały.- Powiesili już czarne zasłony? - spytała Sarah, nim Tilda zdążyła się odezwać.Po kilku chwilach wypełnionych przerażeniem wreszcie dotarł do niej sens słów ciot-ki i wolno pokręciła głową.- Nie, na wystawach nie zauważyłam żadnych śladów żałoby.Widać pan de Paveleyżyje - odparła z ulgą pomieszaną ze zdziwieniem, że ciotka, która dotąd nie wykazywałanajmniejszego zainteresowania życiem wioski, przejmuje się ni stąd, ni zowąd losem stare-go, schorowanego dziedzica.Chciała położyć ciotce rękę na ramieniu, lecz Sarah strząsnęła jej dłoń.Wychodząc doogrodu po fasolę na kolację, dziewczyna drżała na całym ciele - położyła się więc na trawiew promieniach słońca.Przez chwilę odnosiła wrażenie, że pokoje w Długim Domku są małei ciemne, natomiast ciotka Sarah to ktoś nieznajomy i w dodatku irytujący.Kiedy ostatniego dnia lipca umarł Edward de Paveley, Sarah Greenlees wyjęła zeschowka pod podłogą butelkę czarownicy, a następnie złożyła na niej gorący pocałunek.Po-tem poszła do łóżka i spała przez dwanaście godzin bez przerwy, po raz pierwszy tak spo-kojnie, odkąd wróciła do Southam.Następnego dnia rano dzwon na wieży kościelnej uderzył pięćdziesiąt cztery razy,wydzwaniając wiek zmarłego, a Sarah poczuła się tak, jakby z ramion spadł jej nagleogromny ciężar.Nie zdawała sobie jednak sprawy, że powrót w rodzinne strony okaże siędla niej tak bardzo bolesny.A wróciła dla Deborah.I dla sprawiedliwości, w którą wierzyła.Nie była wprawdzie religijna w sposób konwencjonalny, lecz przyjmowała do wiadomościpewien naturalny porządek świata, który - wystawiony na niebezpieczeństwo - mógł skrzy-SR wić obraz zarówno przyszłości, jak i przeszłości.Raz, gdy Sarah była jeszcze małą dziew-czynką, potrąciła butelkę z winem stojącą na suszarce.Butelka upadła na stojącą obok, ta zkolei wywróciła następną flaszkę, aż w końcu sześć rozbiło się o podłogę, wprawiającdziewczynkę w stan absolutnego przerażenia.Sarah zdawała sobie sprawę z tego, że Edwardde Paveley zrobił właśnie coś podobnego, coś, czego konsekwencje miały wpłynąć na losykolejnych pokoleń.Następnego ranka Sarah przypięła do włosów płaski, czarny, lekko już pozieleniały zestarości kapelusz, zawołała do siebie Tildę i oznajmiła, że idą do kościoła.Na zdziwioneprotesty dziewczyny w ogóle nie zareagowała.Wybierały się na pogrzeb pana de Paveleya ityle.Już w kościele Sarah powiodła śmiało siostrzenicę wzdłuż nawy.Mieszkańcy wioskipatrzyli na nie szeroko otwartymi ze zdziwienia oczyma - niektórzy z nich, przed wielomalaty nie kiwnęli nawet palcem, by pomóc Deborah.Sarah siedziała trzy rzędy od ołtarza, zaszynkarzem i jego żoną.Nie lubiła kościołów.Pan Bóg był w chmurach, w morzu, na łą-kach, a nie uwięziony w ciemnym budynku z zimnego kamienia.Siedziała wyprostowana,niepomna ciekawskich spojrzeń mieszkańców wioski.Na widok wikariusza wszyscy po-wstali z miejsc, a w chwili gdy trumna znalazła się przed ołtarzem, Sarah parsknęła śmie-chem.Kiedy Tilda pociągnęła ją karcąco za rękaw, ciotka zaczęła udawać, że kaszle.Zerkając na rząd obok, Sarah pomyślała pogardliwie, że ród Paveleyów jest wyjątko-wo marny i blady.Christopher de Paveley, mniej więcej pięćdziesięcioletni, był wysoki, ży-lasty, przygarbiony.Miał przy tym trupiobladą twarz i przerzedzone włosy.Jego syn wyglą-dał jak młodsza, nieco niższa i bardziej jasnowłosa kopia ojca.Joscelin de Paveley ukryłasię przed zebranymi pod czarnym, brzydkim płaszczem oraz kapeluszem z woalką.Pózniej, na dziedzińcu, woalkę zwiał z jej twarzy wiatr.Odsłonił okrągłą twarz, piwneoczy i lekko kręcone włosy, opadające na aksamitny kołnierz płaszcza.Joscelin nie umywa-ła się nawet do drugiej córki Edwarda ubranej w wyblakłą sukienkę noszoną już trzeci sezoni zrobiony własnoręcznie przez ciotkę sweter.Sarah uświadomiła sobie z radością, że pośmierci de Paveleya Deborah będzie mogła odpoczywać w spokoju.Teraz należało jedyniepomścić dziecko.Wiedziała, że Joscelin de Paveley wiedzie wygodne życie.Miała służbęna każde zawołanie i z pewnością nigdy się nie martwiła o kolejny posiłek.Gdy opuszczanotrumnę do grobu, Sarah poczuła, że ogarnia ją ogromny gniew.SR A potem wszystko się skończyło i żałobnicy wyszli wolno z dziedzińca na ulicę.Sa-rah znajdowała się zaledwie o parę kroków za Joscelin, gdy ta zatrzymała się nagle i zamar-ła.Z początku Sarah nie wiedziała, na co właściwie patrzy panna de Paveley.Dziewczy-na otworzyła szeroko usta, a w jej oczach igrał płomień.I wtedy Sarah dostrzegła Irlandczy-ka; nicpoń opierał się o bramę Długiego Domku.Tego dnia miał porąbać u niej drewno.Joscelin de Paveley nie spuszczała wzroku z Daragha Canavana.Sarah nigdy przed-tem nie widziała takiego pożądania w oczach kobiety i przez ułamek sekundy niemalże jejwspółczuła.Potem chwyciła Tildę za rękę i pociągnęła ją za sobą w górę ulicy.Tilda długo nie wracała z Ely.Sarah wypatrywała jej przez okno, skubiąc niecierpli-wie firankę.Terkot roweru uwolnił ją od niepokoju - kobieta wróciła do wyrabiania ciastana chleb - wyciągała je i miętosiła energicznie w silnych, kwadratowych dłoniach.Gdy Tilda wyrzuciła zawartość koszyka na stół, Sarah obrzuciła zakupy szybkim, by-strym spojrzeniem.- Gdzie atrament? - spytała.- Atrament?- Prosiłam cię przecież o atrament, muszę napisać parę listów.- Zapomniałam, bardzo przepraszam, ciociu.Podniosła wzrok na Tildę i przeżyła szok.Tilda nalewała sobie wody do miski, a ciot-ka bacznie ją obserwowała; znała ją w końcu świetnie, od dzieciństwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •