[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Proszę wejść.Po-zwolę sobie powiedzieć, że to przyjemność znówpana widzieć.Gdyby zechciał pan zaczekać w salo-nie.Pan na pewno z ochotą pana przyjmie.Christian zgodził się ochłonąć nieco po podróżyw eleganckim, cokolwiek formalnie urządzonymHalonie.Oczywiście, skoro pomieszczenie znajdo-119wało się w domu Vauxów, musiało stanowić istnyróg obfitości, pełen bogatych i kolorowych rozkoszydla oczu.Ledwie zdążył przyzwyczaić do tego bogactwawzrok, wrócił Hightsbury.- Pozwoli pan za mną, milordzie.Jego lordowska mość jest w bibliotece.Christian ruszył za kamerdynerem długimi, wy-kładanymi drewnem korytarzami, wspominającsłowa Letitii o tym, jak Justin pokłócił się z ojcem, izastanawiając, w jaki sposób zdobyć pożądane in-formacje.Hightsbury otworzył wysokie drzwi, wszedł dośrodka i zaanonsował:- Lord Dearne, milordzie.- Hę? - Siwowłosa postać pochylona nad wielkimbiurkiem odwróciła się i spojrzała ku drzwiom.Christian odniósł wrażenie, że lord ma na sobieszlafrok - po chwili uświadomił sobie jednak, że torodzaj długiego, miękkiego surduta, jaki poważniuczeni nosili, by uchronić odzież przed poplamie-niem atramentem.Uśmiechnął się i ruszył ku gospodarzowi.Lord spojrzał na niego spod białych, krzaczastychbrwi.Włosy sterczały mu na głowie, jakby za nieprzed chwilą ciągnął; Christian dostrzegł pośródsplątanych pasm dziwną plamę od atramentu.Jednym słowem, opinia lorda jako człowiekadrażliwego, nieprzewidywalnego i ekscentrycz-negowydawała się w pełni uzasadniona.W bystro patrzących oczach nie było jednakcie-nia słabości.Pochylił głowę.Jego rysy wydawały się odprężo-ne, jednak spojrzenie pozostało czujne.ODChristian, mój chłopcze - dobrze znowu cięwidzieć.Christian ukłonił się leciutko.Sir.Lord Vaux przyglądał mu się przez chwilę zuwagą.Zamienili kilka słów na temat ciotek iChristiana, a potem lord wskazał gościowi krzesłoobok biurka.- A czemuż to zawdzięczam przyjemność tejwi-zyty, hę?Christian usiadł i zerknął na rozrzucone na bla-ciepapiery.Większość stanowiły odręczne notatki,niektóre wyglądały bardziej jak rozprawy naukowe,opatrzone obficie notatkami i pokreślone.Spojrzałznowu na lorda Vauxa.Nie jestem pewien, jakie wieści dotarły do pa-naz Londynu, myślę jednak, że Letitia poinformo-wałapana o zabójstwie jej męża.Lord Vaux skinął głową, a jego spojrzenie sięwyostrzyło.Rzeczywiście.Słyszałem również, iż niektórzyoskarżają o to mojego syna.Christian skinął głową.Niestety, ci „niektórzy" toznaczna część towa-rzystwa, a także, jak sądzę,władze.Nonsens! - Lord zmarszczył brwi.- Mój synmoże być taki lub owaki, lecz z pewnością nie jestmordercą.- W rzeczy samej.Wygląda jednak na to, żeumyślnie ściąga na siebie podejrzenia.Jak zrozu-miałem, jesteście panowie skłóceni - dodał, jakgdyby nigdy nic.Zamilkł, ewidentnie czekając na odpowiedź.Oczylorda zabłysły.Zacisnął wargi, by po chwiliburknąć:121- Nie rozmawiamy.Wszyscy o tym wiedzą.Nikomu nic do tego.Co ma to wspólnego ze śmiercią Randalla?Christian skinął uspokajająco głową, skrywajączaskoczenie.W głosie lorda dało się bowiem wy-czuć gorycz.- Nie mam pojęcia.Uważam, że powinien panjednak wiedzieć.Trzymając się ściśle faktów, opowiedział lordo-wi o wszystkim, co odkrył, i zakończył wyjaśnie-niem, iż sądzi, że Justin stara się odwrócić podej-rzenia od Letitii.W miarę jak opowiadał, wyraz zgorzknienia zni-kał z twarzy lorda, zastąpiony groźnym marsem.Nie uznał za stosowne skomentować faktu, że Le-titia może być winna, ani też podważyć logiki rozu-mowania syna.Przeciwnie, widać było, iż uważa je-go postępowanie za słuszne.Christian zakończył opowieść podsumowa-niem, z którego wynikało, że nie są w stanie od-naleźć Justina [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •