[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na szczęście Jervis w porę go złapał.Tashir ledwie to zauważył, tak bardzoskupiony był na Vanyelu. Służących także, Vanyelu.Wszystkich. To już więcej niż dziwne, to ma posmak tajemnicy. Zamyślił się na mo-ment, zawiesiwszy wzrok na strzelających płomieniach w palenisku.Czuł wielkąpokusę, aby już, natychmiast, wyruszyć na poszukiwanie tego miejsca.Lecz zaraz sobie pomyślał o pustych komnatach pełnych roztrzaskanychsprzętów i o długich, nawiedzanych przez duchy korytarzach, które musiałbyprzejść, aby się tam dostać.Zawahał się i poczuł dreszcz.Jakkolwiek wytrzyma-ły, zaprawiony w doświadczeniach wojennych był jego żołądek, wszystko miałoswoje granice.O, chyba jednak nie.Nie jestem na to gotów.A poza tym wolałbym nie ry-zykować rozpalania światła, które mógłby spostrzec ktoś z zewnątrz.Przecież tensłup nie ucieknie stamtąd do rana. Chcesz.tam pójść jeszcze tego wieczoru?  wycedził Tashir, na pewnonie czerpiąc przyjemności z myśli o tym. Nie, Tashirze, nie dziś  uspokoił go Vanyel i uśmiechnął się, widząc,jak uczucie ulgi przywraca policzkom chłopca ich naturalny kolor. Wszystkimnam już wystarczy wrażeń jak na jeden dzień.Ten filar jest tam cały czas, i ranoteż będzie.Dopiero Jervis przerwał ciszę, która teraz zapadła. Van, coś przyciągnęło moją uwagę.W pokojach, w których nie było akuratżadnych ludzi, prawie nic nie jest zniszczone.Czasem tylko naderwana zasłona,połamane krzesło albo coś w tym rodzaju.Ale pokoje, w których byli ludzie, tojedno wielkie pobojowisko.Im więcej ludzi, tym większe zniszczenia. To samo w podziemiach  powiedział Vanyel, gdy Jervis z zapałem po-chłaniał swą kolację. Savil, czy mówi ci to coś? Savil zmarszczyła czoło, po-grążając się w skupieniu. Tak, ale nie potrafię powiedzieć co.Do licha! Vanyel poszedł tropem jejmyśli. Tashirze, gdzie byłeś, gdy w końcu dostali się do środka i odkryli te wszyst-kie okropności? W Wielkim Refektarzu  wyjąkał. Dopiero co się ocknąłem i okazałosię, że jestem w Wielkim Refektarzu.247  A największe pobojowisko było właśnie tam?  Vanyel zwrócił się doJervisa, aby uzyskać potwierdzenie. Tak mi się wydaje, sądząc po tym, co do tej pory widziałem.Gdy Vanyel starał się wywołać z zakamarków pamięci swe własne wspomnie-nia, przed oczami mignął mu obrazek z tamtego snu, który nawiedził go którejśnocy.Zniło mu się wtedy, że tkwi wewnątrz jakiejś trąby powietrznej rozpęta-nej przez diabelskie istoty.Wtem uprzytomnił sobie, że ów sen znajduje przecieżswe odbicie w jego ostatnich doświadczeniach.Myśl ta tak go uderzyła, że ażsię uniósł na swym miejscu i wyprężył w napięciu.Ogień buchał w palenisku,a razem z nim rozpalały się jego wspomnienia.Było to na początku kampanii karsyckiej.Odgrywał właśnie rolę przynęty,siedząc sobie samotnie w starej twierdzy po drugiej stronie granicy.Twierdza ta miała rzekomo być zamieszkana przez niegroznego staruszkai garstkę jego czeladzi.Oczywiście najbliższy oddział straży stacjonował w od-ległości kilku dni szybkiego marszu, choć to akurat nie powinno w ogóle graćżadnej roli.Wszak nikt nie miał wiedzieć, że twierdza strzeżona jest tak nikły-mi siłami.Nikt też nie miał się dowiedzieć, iż leży ona na nader znaczącej zestrategicznego punktu widzenia trasie.Ktoś to jednakże odkrył i przekazywał informacje Karsytom.Słabo strzeżonetwierdze o dużej wadze strategicznej leżące w granicach Valdemaru były wręczzrujnowane, ich mieszkańcy wymordowani, a po nich pozostawały luki w liniiobronnej, o których stratedzy dowiadywali się, gdy było już za pózno.Zdarzały sięteż jeszcze gorsze wypadki: gdy stratedzy odwiedzali twierdze w ich mniemaniuzajmowane przez ich własne wojska, a zastawali tam żołnierzy wroga [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •  

     

    Å‚otra
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kryskadryska.xlx.pl
  •