[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dziesięć tysięcy czerwonych złotych daje szepnął [mu rejent]na ucho ale chce w aktach kwerendy/34, a długi tyle wynoszą. Pal go diabli cicho rzekł Piętka niech mi da do ręki gotówkądwa tysiące czerwonych i niech sobie z kredytorami robi, co chce.Niech się za łby wodzą.Na tej podstawie rozpoczęły się umowy i nie doprowadziły doniczego.Nazajutrz postanowiono jechać do akt do Aucka.Szczukanocował.Posłano po owies do Kołków, bo Piętka swój był %7łydom sprzedał ikonie zgoninami żywił.Biedna Kasia płakała w kątku.IVZniehota, mieszkający w Rozwadowie, nie był starym jeszcze, ale gosmutne życia przygody i własna natura, niespokojna, namiętna,zgryzliwa, nad lata przybiły i zgniotły.Wyglądał staro, mizernie,prawie straszno.Obawiali się go wszyscy, a kto mógł, unikał.Chodziły o nimnajdziwniejsze wieści, że się ze starym ojcem zle obchodził, że żonydwie zamęczył, że dzieci pomorzył surowością i szałem, jaki goczasem opanowywał.Przypisywano mu też ucieczkę brata starszego, awiadomo było, że cały potem majątek zagarnął, z którego teraz jedenRozwadów pozostał.%7łycie Zniehoty było osobliwe, tak mało zrozumiałe, jak on sam.Byłyczasy, gdy niby sobie skarbiąc miłość ludzką, zbliżał się do sąsiadów,spraszał, przyjmował, pana chciał udawać, potem się zamykał, nieodmykając drzwi nikomu, kwaśny, zły, chory.Rok jeden cały w łóżkuprzeleżał, kawęcząc.Rozrzutność zastępowało u niego nagłeskąpstwo ludzkość wstręt do wszystkich; słowem, żył wybrykami ifantazjami.Ludzie rozwadowieccy obawiali się go i lekceważyli.Nigdy przewidzieć nie było podobna ani jak się z kim obejdzie, ani cojutro zrobi, ani jakim się okaże.Przychodziły nań miesiące skruchy inabożeństwa, gdy co dzień mszy na klęczkach słuchał, potem pół rokuw kościele nie bywał i spowiedz wielkanocną przepuścił.Aaron, który do niego przybył z ofiarą korzystnej sprzedażyRozwadowa, zastał go wcale też inaczej, niż się spodziewał.Odmłodzony był, ogolony, ubrany jak od święta i choć mizerny,nadrabiał fantazją, uda wał humor dobry.Ale gdy mu %7łyd opowiedział, o co chodziło, nagle, jakby minęprochem wysadził, zaperzył się okrutnie. A co to ja, bankrut!? Facjendarz/35, żebrak, którego chcecie puścićz torbami? zawołał. Ja mam Rozwadów sprzedawać? Dlaczego?Któż to mi na gardle siedzi? Chcielibyście się mnie pozbyć? A to mitakże piękny projekt!Aaron się uląkł i począł tłumaczyć tym, iż mu się tu nie szczęściło, żez przywiązania do niego myśl tę poddawał, ale go ukołysać nie mógł.Konie stały u ganku; wyjechał zaperzony Zniehota, a %7łyd do Pobereżaprzybył oznajmić jak rzeczy poszły; nie mógł sobie darować staryfałszywego kroku, lecz miał nadzieję, iż dziedzic tego za złe niewezmie.Drugiego czy trzeciego dnia Aaron już się był uspokoił, gdy zRozwadowa po niego przysłano, aby do dworu natychmiast jechał.Zaprzężono więc biedkę i stara klacz bułana zawiozła go przed wrota.W ganku czekał nań Zniehota, chodząc niecierpliwie.Ledwie gozobaczywszy z dala począł wołać: A co? Gadajże, czy Pobereżesprzedane.%7łyd, u którego się Ozorowicz zatrzymał na chwilę, odparł, że wedlewszelkiego podobieństwa przedaż przyjdzie do skutku, iż Piętka nadwu tysiącach dukatów do ręki przestaje, a kupiec tysiąc osiemsetofiarował i sto czerwonych złotych porękawicznego/36 samej pani. Cóż to za człek? marszcząc brwi począł Zniehota. Skąd golicho przyniosło? Jakiś przybłęda? Nikt go nie zna, obcy.Wlezie mipod bok i gotów pokoju nie dać.Aaron, który za pierwszą swą winę pragnął rozgrzeszenia i usiłowałsię przypochlebić panu, począł jak najobszerniej i najdokładniejopisywać owego Szczukę, jego przybycie, spotkanie z Piętką i copotem nastąpiło.Weszli do pokoju, a tu arendarz się zdziwił, bodawny nieład i opuszczenie, które panowało w Rozwadowie, znikły idom znowu przybrał bardzo przyzwoitą postać.Znać na nim byłostaranie.Sam pan też wyglądał inaczej, ale choć udawał raznego iwesołego, chwilami się marszczył i posępniał.Nie krył się z tym, żemu nowy sąsiad nie był na rękę. Z tym szaławiłą Piętką było mi tak z nim, jak bez niego.Nie lazł mi przynajmniej w oczy, bowiedział, że pieniędzy nie pożyczę, owsa mu nie dam i jego głupichkonceptów słuchać nie lubię.Kto wie, co będzie z nowym tym.Między Rozwadowem a Pobereżem, że to były majątki w jednymręku, są dyferencje/37 na łąkach i w lesie.Gotowy proces, a nim doniego przyjdzie, bijatyka, bo ja swego nie daruję.Aaron starał się go pocieszać i uspokajać, jak umiał.Trwała rozmowadługo, gdy Zniehota nagle się obróciwszy do niego, zawołał: Słuchaj Aaron! Ja wierzę, że ty mi dobrze życzysz.Co byś typowiedział, gdybym się ja chciał raz jeszcze ożenić?%7łyd milczał długo. No, co myślisz, mów.Przyjmę, co powiesz. To jest taka sprawa odezwał się zagadniony że w niej każdysobie sam najlepiej poradzić może.Według naszego zakonu, każdysię powinien żenić, póki ma siły i zdrowie.Ano jeśli wolno spytać- z kim się jasny pan żeni? To jeszcze na dwoje babka wróżyła odezwał się z cichaZniehota co byś powiedział na pannę Zębowską?%7łyd zamilkł, ale głową kiwał. Uboga dziewczyna, to prawda mówił Zniehota matka manędznych trzech chłopków i bodaj mało co w kuferku, ale pannawychowana przy księżnie, piękna i rezolutna. Tylko winszować odpowiedział Aaron, wiedząc, że w takichsprawach sprzeciwianie się nie pomaga nic, a zniechęca.Zniehota westchnął smutnie. Młode to, a jam już trochę poddeptany. i urwał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexOrlicki Józef Szkice z dziejów stosunków polsko żydowskich 1918 1949
Dowodzenie w operacjach antykryzysowych i połšczonych Józef Władysław Michniak
jozef tischner historia filozofii po goralsku (osloskop)
Bocheński, Józef M. Wspolczesne Metody Myslenia
Sobiesiak Józef i Ryszard Jegorow Burzany
[ICI][PL] Krasicki Ignacy Rozmowy zmarlych
Jozef Flawiusz Wojna Zydowska
Janczak Józef Zakłócanie informacyjne 2
Kossecki Józef Cybernetyka kultury
Kraszewski Józef Ignacy Dzieje Polski 01 Stara BaÂśń (1876)