[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziwa przeszła pomiędzy gromadami, które ją ciekawymi mierzyły oczyma.Chramu stąd jeszcze widać nie było, bo go gęstwina zasłaniała zielona.Wpośród zarośli trafiła na kamienny obwód pierwszy chramu.Stały te kamienieogromne, jak je ziemia zrodziła, jak je morze przyniosło, nie tknięte ręką ludzką,z tymi twarzami, jakie im dały wieki, jedne nie opodal od drugich, w odstępachrównych, jak zaklęci w głazy stróże.Jak ząjrzeć w lewo i w prawo, ciągnął tenpoświęcany szereg dokoła.Na jednej z tych brył siedziała kobieta w bieli, podparta na ręku.Stara już była iwłos miała srebrny, rozpuszczony na ramiona, a na nim dziewiczy wianekruciany.W ręku trzymała laskę białą, z korą pozostawioną tylko, by ją jak wąż,jak wstążeczka opasywała.Ubiór miała wieśniaczy, biały, świeży i czysty, a109 przy nim spinki błyszczące.Na twarzy spokojnej, pomarszczonej i zwiędłejwidać było życie jakby senne, coś na pół umarłego nie troszczącego się ani ośmierć, ani o dolę.Dziwa się pokłoniła przed nią.Stara oczy powoli podniosła, nic nie mówiąc, ręką jej pokazała na prawo, nadrożynę, głowę podparła znowu i dumała.Dziewczyna szła drożyną wskazaną.O kilka kroków stał na kiju sparty starzecniewielkiego wzrostu, odziany bielizną świeżą, w obuwiu z czerwonymi sznuryi zarzuconej na ramiona opończy ciemnej.Czapka wysoka czarna okrywała muczoło.Na zbliżającą się z wolna Dziwę patrzył spod brwi siwych.Skłoniła mu się dokolan:Tyś tu panem i ojcem? - spytała.- Wizun jestem.tak.- Przytułku u was prosić przychodzę - poczęła Dziwa powstając - będę Nii ogniapilnować święcie.Od młodu ślubowałam bogom!Stary Wizun łagodnie i spokojnie patrzył i słuchał.Dziewczę wymówiło tewyrazy szybko, rumieniec okrywał jej twarz.- Sierota jesteś? - zapytał.- Nie, miałam niedawno ojca i matkę, mam jeszcze braci i siostrę.Kmieć Wiszbył mi ojcem - poczęła mówić.- Wisza kneziowscy ludzie zabili.Wizun zbliżył się, ciekawie słuchając.- Mnie chciał porwać za żonę sąsiad nasz.broniąc się zabiłam go.Nie chcę,aby się jego krwi mścili.przyszłam tu.- Zabiłaś? - zawołał zdziwiony stary Wizun - ty? zabiłaś? Jak się zwał tenczłowiek?- Doman! - odpowiedziała rumieniąc się dziewczyna.- Doman! Domanl - ręce załamując rzekł stary - ja go nosiłem małym narękach.Zmarszczył się Wizun.Dziwa pobladła, ulękła się, aby jej nie odepchnięto.Stary nie mówił nic, spartyna kiju milczał patrząc w ziemię.- Doman zabity! - mówił do siebie - zabity przez dziewkę.- Mów, jakeś ty gozabiła! - odezwał się stary.Dziwa drżącym głosem poczęła opowiadanie, tłumacząc się z tego czynuślubem swym i popełnionym na niej gwałtem.Wizun pytał, czy wie, że zostałzabitym, nie ranionym, nie chciał wierzyć śmierci.Potem zamilkł.- Pozwólcie mi tu zostać u ogniska! - zawołała Dziwa.Nie odpowiadał starydługo, myślał.- Zostań - rzekł w końcu - aleś ty dla nas i za młoda, i za krasna.Ty nie znaszsiebie, zatęsknisz.Bądz sobie gościną tylko.inaczej ja cię nie chcę.Jak ciserce odboli, pójdziesz! o! Pójdziesz!- Nie! Nie! - rzekła Dziwa - zostanę.110 Wizun się uśmiechnął smutnie, nic już nie mówiąc wskazał jej do chramu drogę.Biegła raczej niż szła we wskazaną stronę Dziwa.Tu stał częstokół i wrota.Częstokół był z polan gładko ciosanych, rzezanych u góry misternie w zęby ikoła.Wrota też miały słupy drewniane, strojne jak dziewczęta w rąbki, zęby, wpasy, jedne malowane biało, drugie żółto i czerwono.Na daszku nad wrotamiwisiały wianki, w części poschłe, w części zielone jeszcze i świeże.Stąd liśćmizielonymi kosaćca usłana już była droga.W pniu rzezanym pięknie, u którego stał czerpaczek biały, woda była czysta jakłza, zródlana.Dziwa zaczerpnęła jej i napiła się spragniona.- Bądz mi zdrowa, wodo święta, wodo nowa! - szepnęła.Zza wrót wyglądał drugi staruszek, do Wizuna podobny, który się odprzychodzącej skrył żywo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •