[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko to było niepotrzebne, bo Jerzy do mnienigdy nie miał nadto odwagi.Zbliżyła się wreszcie chwila dla mnie wielka istanowcza.Byłam chora trochę, Jerzy przyjechał.Lacka jak zawsze ustąpiła,żeby nie być świadkiem naszej rozmowy, która ją drażniła do niecierpliwości.Kazałam mu czytać, na stole jakby umyślnie, szczególnym trafem leżał JakubOrtiz.Ty znasz listy Ortiza? wszakże Foscolo wydał je podobno pierwszy raz wLondynie? Kazałam, czytał i gdy przyszło do obrazu sceny namiętnej międzyTeressą i Jakubem, zawahał się i przestał.Próżnom nalegała, nie chciał czytać dalej; był wzruszony, widziałam to;podbudzone czytaniem uczucie z ust mu się wyrywało.Może też i janiecierpliwa wyprowadziłam go na wyznanie, które się stało koniecznością, aktórego się lękał.Przemówił nareszcie, nie miałam siły i słów by muodpowiedzieć, podałam rękę w milczeniu i nie otwierając ust; siedzieliśmydługo, mówiąc oczyma tylko.On mnie kocha! Uczułabym, gdyby kłamał, jakiś wyraz, półsłówko, skinieniezdradziłoby udawanie i zraniło mnie boleśnie — on mnie kocha! A ja! na cóż tomam pisać, kocham go pewnie nie mniej, gorąco — na zawsze.— Pisząc tenwyraz, zamgliło mi w oczach, tyle razy w życiu człowiek pisze: na zawsze! — azawsze jego bywa tak krótkie! Smutno, tęskno, straszno, nawet w proguszczęścia!Nie widzieliśmy się następnego dnia, aż do późna nie przyjechał, jam na niegoczekała.Ledwie wieczorem wytłumaczyło mi się to przybyciem Koniuszego znim razem.Stary cały dzień gościł w Zapadliskach, ale o wczorajszym dniu nicnie wiedział.Zahaczywszy mnie idącą na powitanie z twarzą wesołą i swobodną, Koniuszy,który mi zawsze wyrzucał od roku jakiś smutek i tęsknotę, popatrzał na mnie, naJerzego i domyśleć się musiał wszystkiego.W istocie byłam promieniejącą,szczęśliwą, odmłodzoną, a bez przyczyny nie mogłam zmienić się tak nagle.Szepnął mi zaraz stary na stronie:— A co, pewnie już po oświadczeniu?— Zgadnij pan? spytałam żartobliwie.— Tyś mu się gotowa była jeszcze sama narzucić! rzekł chmurząc brwi.— Ja? nie.— Więc on! śmiałek! tegom się nie spodziewał! Trochę smutku, trochęzazdrości odmalowało się na jego twarzy.— To on mi ciebie zabierze, rzekł, to ty mnie kochać nie będziesz! on sięjeszcze gniewa na mnie, jam mu tak dokuczył.— Panie Jerzy, zawołałam, wszak prawda, że kochasz Pana Koniuszego i żaludo niego nie masz.Jerzy zmienił się na to nagłe pytanie.— Ja? Któż by wątpił że dziada szanuję, a żalu nie mam i mieć nie mogę.— Bodaj ty tak zdrów był, wstrząsając głową odpowiedział Koniuszy, a tożemci sadła za skórę zalał, co się zowie.— No, ale teraz wszystko zapomniane,przepadło? nieprawdaż!— Jak to teraz? spytał Jerzy.— Alboż to ty myślisz, że ja nic nie wiem!I stary mój poczciwy Nemrod miał łzy w oczach.— Słuchaj chłopcze, rzekł z powagą — Bóg tak chciał, stało się, już bym napróżno głowę łamał, żeby to rozerwać, co on związał; widać takie byłoprzeznaczenie wasze.— Ale pamiętaj, pamiętaj, to nie są płoche żarty! Bóg cidaje anioła nie kobietę, rozumną, odważną, piękną, dobrą, (excusez du peu).—Jeśli ty się nie postarasz być jej godnym, no, to wiesz — jeśli ty jej nie uczyniszszczęśliwą, jak Bóg Bogiem i jak mnie widzisz żywego, pamiętaj że ja siępomszczę, o! pomszczę bez litości!Pocałował go w ramię, uściskali się i Koniuszy zapłakał; siadł potem u stolika izamyślił się smutnie.Żal mi było patrzeć na niego, tak mojemu szczęściuniedowierzał, tak mi je psuł swoją bojaźnią, tak mu ono jakoś ciężyło.Widzącnas szczęśliwych sobą, zazdrościł Jerzemu — biedny stary! jam mu tyle winna!Wieczorem mieliśmy gości, dwóch Grabów, Kapitana i kilka jeszcze osób.Kapitan, który wiecznie z Koniuszym wojuje i świeżo odciął mu kawałekdrogiego lasu, przy którym się utrzymał; jako mój krewny dowiedział siępierwszy, żeśmy już sobie z Jerzym dali słowo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •