[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszystko mówiło za tem, że dla panny Konstancyi nie był obojętnymJan, ani ona jemu.Ile razy ją wspomniano, czerwieniał, lub udawał że nie słyszyco mówiono; czasem wynosił ją wysoko, to znowu odwracając podejrzenia, zbytmało cenił i wad wyszukiwał, tak jednak ostrożnie, żeby z nich prawie porobićcnoty; spytany, nigdy nic nie wiedział o niej; do Romaszówki jechałniespokojnie, powracał rozmarzony i szczęśliwy.Ale młode chłopię, wiedzącdobrze jakie były starych chorążstwa projekta, tłumiło w sobie doskonale zaróduczucia.Panna Konstancya znowu nie taiła wcale przed panią Osmólską.że jejsię daleko więcej podobał Bronicz od pana Aleksandra; na co oburzała siępodeszła niewiasta mało uważająca ubogiego młokosa.Po odjeździe pana Aleksandra, przy wieczerzy, na którą wyszła Kostusia, gdyżnie była wcale chorą i tylko z rozkazu ojca, zdziwiona, musiała się w pokojuswoim zamknąć od gości, wszczęła się rozmowa o Borowej.Kostusia nie mogławytrzymać żeby nie spytać sędziego, dlaczego jej wyjść nie pozwolił.— A co to waćpannie do tego? — odparł sędzia chmurny — czy to u was i wklasztorze panna starsza tłómaczyła się kiedy co przykazywała, po co i na co?Sic volo, sic jubeo; dat pro ratione voluntas.— Ale ja, ojcze kochany, i tego nie rozumiem.— A to waćpanna rozumiesz, że starszych słuchać potrzeba?— Kostusia zamilkła, ale Bundrysowi już się jedynaczki żal zrobiło.— Bo to widzisz, moje dziecko — rzekł po chwili — ci panowie, to im sięzdaje, że jak z nich który do ślachcica przyjedzie, to mu szczęście sobąprzynosi.Nie trzeba im tak zbytnio nadskakiwać, psują się do reszty.— Ale pan Aleksander taki grzeczny? tak miły!— Doprawdy? — marszcząc się spytał Bundrys.— A cóż można mieć przeciw niemu?— Zapewne nic! tylko że pan.— No, a Bronicz ten, także bardzo miły — odezwała się naiwnie Kostusia.Ojciec podniósł na nią oczy i zobaczył jak raka upiekła.Myśl jakaś dziwacznaprzeleciała mu przez głowę, ale ją w sobie stłumił i począł obojętnie.— To, to hołota, choć jakiś krewny tych Jamuntów — rzekł zwolna.— alechłopak jak malina.nie ma co mówić.— I bardzo skromny, a do rzeczy — przecedziła pani Osmólska.— Chłopiec przyzwoity, źle tylko że się na łasce u Jamuntów uwiesił — dodałBundrys; — niechby pracował inaczej, tu to się tylko próżniactwa nauczy.— Słyszałam że go prawie gwałtem od ojca wzięto — dodała Kostusia.— I ja to wiem, ojca znam, ubogi jak święty turecki, zagon sam orze, ale takafantazya ślachecka jak rzadko, aż miło; niczyjej łaski nie chce i swój chlebrazowy je.O! umie ubóstwo nosić! krew poczciwa! Ci Broniczowie staraślachta u nas.mieli się dobrze dawniej.— Ale jacy to poczciwi i ci Jamuntowie — dorzuciła Osmólska — że tak okrewnych nie zapominają.— A kto im poczciwości zaprzecza?! — przerwał Bundrys — tylko panowie.jak się zowie.magnaterya! Wolę Broniczów! wolę Broniczów!!I spojrzał na córkę, która już czegoś pod stołem szukała.— Trzebaby ich tu kiedy obu na polowanie prosić — dodał sędzia uśmiechającsię do siebie — sieci mają i psy dobre.i ten stary ich, jakże się zowie? znajucha lasy, jak nie można lepiej, Kiryłło sam przyznaje.Ot, pojadę do Borowej.Nie wiedzieć co znowu w głowie zaświtało sędziemu, ale trzeciego dnia kazałzaprządz do wózka i wesół, śmiejąc się do siebie w duszy, do Borowejwyruszył.Zajechał przed pałac, i gdy chorążyna niespokojna wyszła naprzeciwniego, upatrując w jego oczach co jej przywozi, powitał ją tak wesoło i ochoczocałując w rękę, że się aż serce staruszce rozradowało.Nadszedł natychmiast i pan Aleksander i ksiądz Ginwiłł ze dworku, abyniepotrzebnemu jakiemuś zamachowi, którego się obawiał, zapobiedz; alezamiast spodziewanego z wielkiej chmury deszczu, znaleźli Bundrysarozdobruchanego, rozprawiającego raźnie, serdecznego jakoś i nad wszelkieoczekiwanie w lepszym humorze.— A ja tu umyślnie przybyłem — rzekł do wchodzącego Olesia, — żeby pana zcałem myślistwem zaprosić do siebie.zapolujemy jeszcze raz.Ale tak, i pan iBronicz i Doroszeńko i Pulikowski — co żyje, nawet ksiądz Ginwiłł może?— Co waćpanu w głowie, panie sędzio, że ja na tę waszą rzeź patrzeć pojadę.— oburzył się kanonik.— a to by pięknie było!!— Mości dobrodzieju, wszak ci mamy patrona myślistwa w Ś.Hubercie, którybył wielkim łowcem podobno.— Chyba też by Ś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •