[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ktoś wychodzi! Zobaczy mnie! - pomyślał z przerażeniem Nataniel i chyłkiem, wpopłochu zaczął się cofać w głąb ciemności, między drzewa, na mulisty brzeg strumyka.Ale nikt nie nacisnął klamki.Domek został za nim, zamknięty, zapadnięty w sobie, głuchy, czarny, martwy.Zaciskałkurczowo powieki okiennic, milczał zawartymi drzwiami, zwierał szczeliny desek, żeby niesłyszeć, nie reagować.Niczym chińskie małpki z jadeitu, które matka ustawiła na komodzie.Niewidzę, Niesłyszę, Niemówie.Trzej pokorni bracia strachu.W tej chwili Nataniel był taki sam.Uciekająca w mrok, ślepa, głucha, oniemiała małpka zkamienia.* * *Biegł przed siebie, nie zważając na kierunek, przeszkody, odgłosy.Nie chciał widzieć,czuć, myśleć.Teraz z wdzięcznością przyjąłby atak amnezji.Gdyby upadł, potknąwszy się owykrot czy zwalony pień, i rozbił sobie głowę, byłby naprawdę szczęśliwy.Czasem wydaje się, że lepiej nie istnieć, niż znosić istnienie.Ale nie tylko przedmioty martwe bywają złośliwe.Wredne okazują się takżeokoliczności.Nie dość, że przebiegł przez las bez szwanku, to w dodatku wpadł prosto wżółty krąg światła naftówek.my, delikatne jak skrawki mroku, trzepotały wokoło.Gramofonpojękiwał rzewnie, a goście wciąż obijali się w tańcu o nieprzekraczalną barierę balustrady,niczym nieśmiertelne woskowe panoptikum wyeksponowane w dioramie tarasu.Letycjajakimś cudem zdołała zmusić Supła do przesuwania nóg w groteskowej parodii walca, Aurorauwiesiła się ramienia pułkownika, a Regina obracała wokół własnej osi, wymachując nadgłową koronkową chusteczką.W sumie istny bal u Wroga Rodzaju Ludzkiego.Brakowało tylko Alberta i pielęgniarza Cypriana.Nataniel jęknął w duszy.Już miał zawrócić i uciec w ciemność, gdy nagle Rychter powstał z miejsca i wyciągnąłoskarżycielsko palec.- Patrzcie! - zawołał.- Tam! O, między drzewami!- Niemcy?! - zapiała przerażona Regina, przyciskając dłoń do piersi.- Jezusie, ratuj!Ale tym razem nikt nie zwrócił na nią uwagi.Wszyscy odwrócili głowy i z napięciemwpatrywali się w Nataniela.Zniecierpliwionym ruchem rozłożył ramiona.Czort wie co ta Letycja im nagadała.- O co chodzi? Poszedłem się tylko przejść!Aurora zamachała z tarasu dziwnym gestem, jakby próbowała płoszyć kurczaki.- Odsuń się pan! - krzyknęła.- Zasłaniasz!Skonfundowany Nataniel odstąpił parę kroków w bok i spojrzał w ciemność za sobą.A między sosnami dwie małe, wychudzone, bladziutkie dziewczynki gestykulowałyżywo, budując w powietrzu nieistniejące figury i kształty.Poważne twarzyczki zastygły wwyrazie skupienia, na policzkach wykwitły mocne, niezdrowe rumieńce, oczypodmalowywały sine podkówki cieni.Mysie włosy, splecione w warkoczyki, opadały naramiona.Obie miały na sobie połatane, przykrótkie sukienki.Młodsza, na oko ośmioletnia,była bosa.Starsza, licząca pewnie z dziesięć lat, nosiła wytarte, całkiem już pozbawioneblasku lakierki i rozciągnięte podkolanówki.Rodzinne podobieństwo natychmiast zwracało uwagę.Dzieci były zapewnerodzeństwem.Stały blisko, zaledwie kilka kroków od Nataniela, błękitnawe i białe w spranychubraniach, niczym widma z mgły.Jasna skóra na chuderlawych ramionach wydawała sięwręcz przezroczysta.Małe w skupieniu odtwarzały przed publicznością swój pantomimiczny spektakl.Dużo tam było przesadnych gestów, załamywania rąk, szlochów i dramatycznychpóz rodem z niemego kina.Ale przedstawienie wcale nie wydawało się śmieszne.Było w nim coś upiornego, jakaśutajona groza.Nataniel czuł ciarki przebiegające po plecach.Najchętniej poszedłby dopokoju, albo nawet wrócił na taras, do reszty pacjentów, lecz bał się poruszyć, żeby niezaburzyć tego dziwacznego misterium.Gramofon zawodził jakiś smętny cygański romans, a ruchy dziewczynek stały się płynne,prędkie, niemal hipnotyczne.Opowiadały o czymś strasznym, trudnym do zniesienia.Wpewnej chwili obie zasłoniły sobie oczy.Nagle starsza odwróciła się na sekundę do Nataniela, spomiędzy palców błysnęły zrenice.Nieruchome, rozszerzone, świecące fluorescencyjnie niczym próchno na dnie dziupli.Mężczyzna wydał stłumione stęknięcie, zrobił się blady jak duch.Kolana mu zmiękły, alenie upadł.Sine usta dziecka poruszyły się, wypowiadając bezgłośnie dwa słowa.Idą mgły - zrozumiał.Wtedy młodsza wydobyła z kieszeni na piersi sukienki zwój linki.Druga momentalnieprzestała zwracać uwagę na Nataniela, podeszła do siostry i zwinnym ruchem podsadziła jąna najniższy konar drzewa.Mała sprawnie jak wiewiórka wspięła się wyżej, usiadła okrakiemna grubej gałęzi i zaczęła supłać sznur.Goście na tarasie wyciągnęli z ciekawością szyje.Za ich plecami zamajaczyła naglezwalista postać Alberta.- Marysia! Hania! - rozległ się straszny, przepojony rozpaczą krzyk.- O BożeNajświętszy! Dzieci!Dziewczynki nawet nie odwróciły głów.Młodsza wiązała właśnie linę na gałęzi, a wolnykoniec zrzuciła siostrze.Starsza wyciągnęła ręce, obmacała pętlę, sprawdziła supeł i zaciskstryczka.- Nie! Maryniu, Hanuś, błagam! Co wy robicie?!Albert szedł ku nim chwiejnie.Twarz miał purpurową, obrzękłą, oczy wytrzeszczone.Dyszał ciężko, wyciągając ramiona w kierunku dzieci.Obie obróciły się ku niemu sztywno, równocześnie.Czarne, widmowe oczy świeciłyzielonkawym poblaskiem próchna.Wystudiowanym gestem, niczym mechaniczne lalki,wskazały mężczyznie wiszący stryczek i dygnęły głęboko.Nagle zrobiło się zimno, z głębi lasu pociągnęło studziennym chłodem.Nataniel zamarł ze zgrozy.Albert szedł, zataczając się, otwierał usta jak ryba. Wykrzywionymi palcami szarpnął kołnierzyk koszuli, zerwał guzik, lecz jego twarz robiła sięcoraz bardziej sina.- Dzieci! - wycharczał szeptem.- Moje najdroższe dzieci! To nie tak.Ja.nie chciałemwas zostawić.Nie porzuciłem was! Zrozumcie, weszli czerwoni.Straciłem wszystko,wszystko.byłem przerażony, nie wiedziałem, co robić.więc.Tak, wiem, to straszne, togrzech! Ale nie widziałem wyjścia! Byłem jak szczur w pułapce! Bałem się! Tak strasznie siębałem! Nie potrafiłem tego znieść! Musiałem to zrobić! Wtedy tak właśnie sądziłem!Uciekłem.Uciekłem w jedyny sposób, jaki umiałem wymyślić.Boże! Jak bardzo tego żałuję!Jak strasznie żałuję! Tak, macie rację, nie pomyślałem o was.Ani przez chwilę o was niepomyślałem.Tak się bałem, zrozumcie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •