[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy nie podzielałem ichwizji.Czy to znaczyło, że przywódca tej małej brygady nie był laboratoryjnym tworem? Wtakim razie kim - lub czym - był?- A ta wizja to?.- Jak już wcześniej wspomniałem, pierwotnie chodziło o dążenie do perfekcji.Ostworzenie idealnej istoty posiadającej najbardziej pożądane ludzkie cechy.- Rozumiem, że ta idea uległa zmianie, gdy twój stwórca zginął w pożarze.Kiwnął potakująco głową.- Teraz chodzi bardziej o kwestię dominacji i siły.Pytanie o nazwisko miałam nakońcu języka, ale wiedziałam, że nie udzieli mi na nie odpowiedzi, jeśli będzie bezpośrednie.- Czy któryś osobnik z poprzedniej partii klonów próbował przejąć władzę?- Nie.To my byliśmy pierwszą partią, której udało się dożyć dorosłości.- W takim razie kto?Na wąskich wargach Mishy zaigrał uśmiech.- Jego syn.Zmarszczyłam brwi, zdziwiona.- Jeden z twoich pózniejszych współbraci?- Nie.Jego syn urodzony w naturalny sposób.Tej wiadomości nie było w żadnych aktach, które czytałam.I najwidoczniej w aktach,które czytał Jack.Chyba że on wiedział o istnieniu syna, tylko mi o tym nie powiedział.Biorąc pod uwagę to, że Jack zachowywał ostrożność w dzieleniu się informacjami, a jabyłam jedynie oficerem łącznikowym, a nie prawdziwym strażnikiem, wszystko mogło byćmożliwe.215 - W dokumentach nie ma słowa o synu - zauważyłam.- Nic dziwnego.Został poczęty z jedną z kobiet, od której pobierano komórki jajowe.Najwidoczniej nasz ojciec uznał, że lepiej będzie, jeśli w aktach nie pojawi się żadnawzmianka o narodzinach.Z klonami postąpił jednak inaczej, mimo że skłamał, czym właściwie są.- To musiało znacznie utrudnić temu komuś uzyskanie kredytu albo ubezpieczeniazdrowotnego - rzuciłam oschłym tonem.Rozbawienie na chwilę ociepliło zimne oblicze Mishy.- Ponieważ posiada on umiejętność przybierania tożsamości innych ludzi.Zamrugałam ze zdumienia, a potem spytałam, powoli dobierając słowa:- Chcesz powiedzieć, że należy do sfory Helki? Jeśli Misha mówił prawdę, to wreszciezaczynał mi dostarczać użytecznych informacji.- Owszem.Jest w połowie Helki, w połowie człowiekiem.- Czy to znaczy, że jego matka należała do tej sfory? Kolejne kiwnięcie.- Czym on się teraz zajmuje?Na ustach Mishy pojawił się ledwo widoczny uśmiech.Zmieniłam więc taktykę.- Wstąpił do wojska?- Nie.- Jest naukowcem? A może dowodzi firmą badawczą taką jak ty i Talon?- Nie.- To biznesmen?- Określa się tym mianem, ale zajmuje się także innymi rzeczami.- Zwraca na siebie uwagę?- W pewnym sensie tak.- Pojawia się często w mediach? - Nie.Zmarszczyłam brwi.Jakim cudem mógł być jednocześnie znanym biznesmenem i niepojawiać się w mediach? To nie miało żadnego sensu.- A co z jego matką? %7łyje?Jego ulotny uśmiech był niemal dumny.- Bardzo dobrze.I tak, żyje.- Jest z nią w przyjaznych stosunkach? Zawahał się, zanim udzielił odpowiedzi.- Można powiedzieć, że są ze sobą blisko na gruncie zawodowym, ale niewielu ludzizdaje sobie z tego sprawę.216 Tajemnicza sprawa.Musieliśmy zacząć od matki, a potem dotrzeć do sfory Helki.- Możesz zdradzić mi jej imię?Zastanawiał się przez chwilę nad moim pytaniem.- Jak brzmiało imię partnera, z którym byłaś tuż przed tym, zanim zjawiłem się ja iTalon?- Nie mam zielonego pojęcia.Wyszczerzył zęby w uśmiechu.- W takim razie spróbuj sobie przypomnieć i użyj żeńskiej formy tego imienia.- Cholera.- Cóż, nie wydaje mi się, żeby to było właśnie to imię.Rzuciłam mu mordercze spojrzenie.- A co z nazwiskiem?- Nie mogę podać ci wszystkiego na talerzu.Oboje wiemy, że jeśli to zrobię,natychmiast się stąd ulotnisz.- Zaczął przebiegać palcami w górę i w dół po mojej nodze.-Mam zamiar przeciągać to tyle, ile tylko się da.Mogłam się tego domyślić.- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.- Jak ono brzmi? Wyciągnął rękę, by mnie dotknąć, ale uprzedziłam go, łapiąc zanadgarstek i ściskając odrobinę mocniej, niż to było konieczne, by przypomnieć mu, że byłamczymś więcej niż tylko wilkołakiem.%7łe nie poradziłby sobie ze mną, gdyby sprawy przybrałypaskudny obrót.- Dlaczego tu jesteś?- Bo wszystko jest grą, a ja mam jej już dość.Chcę normalnie przeżyć ten czas, którymi został.Cień smutku w jego głosie przekonał mnie, że mówi prawdę.Jednak z drugiej stronyMisha potrafił być niezłym aktorem.Przez ostatni rok doskonale udawał, że jest miłym iuprzejmym gościem.A prawda była taka, że okazał się kimś zupełnie innym.Robił to zkonkretnych powodów, z których musiał się przede mną wytłumaczyć.Chwycił mnie za nadgarstek i ściągnął z siedziska między swoje nogi.- Wystarczy na dzisiaj.Chcę reszty swojej zapłaty.- Nie dostaniesz niczego, dopóki nie dasz mi jakiegoś punktu zaczepienia.Przyglądał mi się bacznie przez chwilę.- Są dwa laboratoria.Siostra prowadzi to drugie.- Wydawało mi się, że mówiłeś, że on był jedynakiem.217 - Powiedziałem tylko, że ojciec miał tylko jedno dziecko poczęte w naturalny sposób.Nie mówiłem, że matka urodziła tylko jedno.- Jego przyrodnia siostra jest Helki? Kiwnął twierdząco.- I zajmuje się prowadzeniem drugiego laboratorium.- To w Librasce?- Tak.Dałem ci punkt zaczepienia, więc domagam się reszty zapłaty.Dostał ją, a ja chwilę pózniej wyszłam z klubu.Odetchnęłam głęboko, rozglądając siępo ulicy.Mimo że świt dopiero zaczął barwić niebo różowymi smugami, Lygon Streetpulsowała życiem i muzyką.Powietrze było gęste od zapachu wilków i ludzi oraz licznycharomatów smakowitych mięsnych potraw i świeżo wypiekanego chleba.Dzięki bliskiemusąsiedztwu dwóch klubów ten koniec ulicy stał się strefą spotkań wilkołaków.Mnóstworestauracji otwierało swoje podwoje, by zaspokoić głód wędrującego nocą tłumu.Mój żołądek zaburczał z głodu, przypominając, że nie jadłam od dłuższego czasu.Spojrzałam tęsknym wzrokiem w stronę włoskiej restauracji po drugiej stronie drogi.Doskonałe zdawałam sobie sprawę z tego, że ludzie obserwujący The Rocker zdążyli jużzgłosić moje pojawienie się na ulicy przed klubem.Wkurzanie Jacka nigdy nie było dobrym pomysłem.Jeśli chciałam tego uniknąć,musiałam bezzwłocznie się do niego zgłosić.Jedzenie musiało zaczekać do momentu, wktórym zdam raport.Ignorując burczenie, przegrzebałam torebkę w poszukiwaniu telefonu, który dał miwcześniej Jack.Połączenie zostało odebrane po trzech sygnałach.- Bądz tam za pięć minut - odezwał się głęboki, seksowny głos.Zamrugałam ze zdziwienia.- Kade? Do cholery, dlaczego to ty odebrałeś telefon?- Jack i Rhoan rozmawiają jeszcze z Rossem Jamesem.Kazano mi czekać na ciebie wpogotowiu.- A Quinn?- Jeszcze się nie pojawił.Do zobaczenia wkrótce.Mruknęłam pod nosem i rozłączyłam się.Skrzyżowałam ramiona i oparłam się opleksiglasową ściankę pobliskiej budki telefonicznej, przyglądając się rosnącemustrumieniowi aut ciągnących Lygon Street.Część z nich zmierzała w stronę centrum miasta,część na przedmieścia i w stronę wielu osiedli mieszkaniowych rozsianych na skrajuMelbourne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •