[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Niech im pani powie, żeby sobie pojechali.Pani Savalo uśmiecha się nagle do mnie ciepło i gładzi mnie po ramie-niu.- Jasne, że jest tu tylne wyjście - mówi.- Zawsze jest jakieś wyjście.Chciałam jednak poznać pani intencje.TLR - Nie rozumiem, o co tutaj chodzi.Dlaczego pani się tak zachowuje?Wstaje z westchnieniem z łóżka.- Chodzmy, czeka na nas nasz rydwan.- Wyprowadza mnie z celi iwiedzie dalej korytarzem.- Są dwa rodzaje obrońców - mówi.- Tacy, któ-rzy chcą reklamy w mediach, i tacy, którzy wolą pozostać w cieniu.Osobi-ście uważam, że znacznie lepiej pracuje się bez ostrzału kamer.To zawszeosłabia obronę i wskazuje na to, że klient jest winny.Pamięta pani tegopsychola, który rozpłatał brzuch ciężarnej żonie? Jego prawnicy bez prze-rwy podrzucali coś mediom.Nie dlatego, że uważali, że jest niewinny.Balisię, że jest winny, i chcieli zmiękczyć ławę przysięgłych.Zasiać trochęwątpliwości.Ja tak nie pracuję.Wolę ciszę i spokój i ścisłą współpracę z policją iprokuraturą.Przeszłyśmy na tyły budynku.Przy wyjściu czeka na nas tylko RitaKatz w mundurze i z bronią.Nie patrzy mi w oczy, ale kiwa głową w stronępani Savalo.Odnoszę wrażenie, że się znają i darzą szacunkiem.- Wszystko w porządku? - pyta prawniczka.Policjantka ponownie kiwa głową i podaje jej kluczyki.- Dzięki.Jestem ci bardzo wdzięczna.Tylne wyjście prowadzi bezpośrednio na par- king dla pracownikówpolicji.Stoją na nim wozy policyjne, kilka prywatnych, a także ciężarówkado holowania pojazdów.W dodatku nie ma tam wstępu nikt poza pracow-nikami policji.- To ta policjantka pożyczyła pani samochód? - pytam zdziwiona, kie-dy wsiadamy do nie najnowszej hondy civic.TLR - Zaproponowałam jej pięćset dolarów, ale nie chciała ich przyjąć.Zajmuję miejsce z tyłu i natychmiast się pochylam, spodziewając sięobstrzału kamer, gdy tylko wyjedziemy z parkingu.- Czy to pani przyjaciółka?Pani Savalo zapala silnik i kręci głową.- Nie, widziałam ją pierwszy raz w życiu.Wyjaśniłam jej, co się dzieje,i poprosiłam o pomoc.To miłe dziecko.Jestem zdziwiona, zwłaszcza że pamiętam, jak Rita mnie potraktowała.Była przekonana o mojej winie i nie kryła swego wstrętu.Nagle przychodzimi do głowy, że Arnie Dexel znalazł mi odpowied- nią prawniczkę, i za-czynam coś na ten temat mówić, ale pani Savalo zaraz mi przerywa.- Niech się pani jeszcze bardziej pochyli - mó-wi.- Właśnie wyjeżdża-my z parkingu.Te szakale jeszcze nie wiedzą, że podjęłam się pani obrony,ale licho wie.Kulę się, czując zapach kurzu i rozlanej kawy.Nie widzę ekip filmo-wych.Ona zresztą również.Zgodnie ze wskazówkami Rity wybrała drogęprzez kolejny parking, by ominąć główne wejście i wyjechać niepostrzeże-nie gdzieś z boku.Po paru minutach pani Savalo mówi, że mogę usiąśćnormalnie.Stoimy na skrzyżowaniu na czerwonych światłach i nikt nie zwraca nanas uwagi.- Gdyby pani chciała rozmawiać z mediami, poradziłabym pani, jak torobić - rzuca lekkim tonem.- A następnie zaproponowałabym nowegoobrońcę.Kogoś, kogo zna pani z telewizji.Choćby Roya Blacka albo AlanaTLR Dershowitza.Tak swoją drogą, obaj są świetnymi prawnikami, tyle że nieodpowiada mi ich styl.- Mnie też nie - mówię ze ściśniętym gardłem.- To świetnie.Jak się pani przyczai na parę dni, to na pewno wydarzysię coś, co odwróci uwagę mediów.Chodzi im tylko o najnowsze historie.- Naprawdę tak pani uważa?Pani Savalo kiwa głową.- Ja to wiem.Media żywią się nowościami i szukają takich ofiar, którechcą z nimi współ-pracować.Ludzie sami pchają się do telewizji.Niebędą nas ścigać.Skręcamy w drogę biegnącą nieopodal autostrady koło Bridgeport.Napierwszym rondzie pani Savalo patrzy we wsteczne lusterko, a następnieskręca raz jeszcze w stronę pobliskiego motelu.- Nie jest to Ritz, ale powinien wystarczyć - mówi, zatrzymując się naparkingu.- Mówiłam, że wszystko mi jedno.- Doskonale.Musi pani przecież oszczędzać na moje wynagrodzenie.Nie mówiłyśmy o tym jeszcze, ale wiem wystarczająco dużo o prawni-kach, by domyślać się, że będzie bardzo wysokie.Zaczynam rozmowę naten temat, przekonana, że specjalnie go poruszyła, ale i tym razem mi prze-rywa.- Może najpierw wejdziemy do środka, żeby nikt pani nie widział -mówi, wyciągając małą walizkę z bagażnika hondy.TLR Nawet nie myślę o tym, żeby się z nią spierać.Prowadzi mnie szybko,mimo bardzo wysokich obcasów, do środka, a potem na pierwsze piętro, domojego pokoju.Ma klucz ze sobą.- Proszę, pani Bickford.Oto pani tymczasowa kwatera.Jest to zwykły, motelowy pokój.Ani szczególnie ładny, ani szczególniebrzydki.Coś w rodzaju tych, które Edward Hopper uwiecznił na swoichmelancholijnych obrazach.Jest on nieco staroświecki, a może po prostu po-nadczasowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •