[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic niewart jest tu obozowy płaszcz, a niezaprzeczalnie uczciwie przydzielili jenam wszystkim  to nowa kłoda, to nowa mokra warstwa, i uważam, że nie jest też dobrymrozwiązaniem gruby papier worka po cemencie, który, podobnie jak wielu innych, BandiCitrom też sobie schował i nosił go pod Pasiakiem, lekceważąc wszelkie ryzyko, przecież takigrzech może szybko wyjść na jaw: wystarczy jedno uderzenie kijem w plecy, drugie w pierś, ichrzęst sprawia, że wina staje się oczywista.A skoro już nie chrzęści, pytam, to po co toprzemoknięte nowe utrapienie, od którego możemy się uwolnić tylko potajemnie?Ale najgorsze są, mówię, drewniaki.Wszystko właściwie zaczęło się wraz z błotem.Zresztą mogę powiedzieć, że i w tym względzie moje dotychczasowe wyobrażenia nie byłycałkiem wystarczające.W domu też widywałem błoto, nawet po nim chodziłem, oczywiście ale nie miałem pojęcia, że błoto może się stać naszą główną troską, sceną naszego życia.Coznaczy zanurzyć się w nim po łydki, aby potem, mobilizując wszystkie siły, jednym głośnochlupiącym szarpnięciem wyrywać z niego nogi, i to tylko po to, by znów je zanurzyćdwadzieścia, trzydzieści centymetrów dalej; na to nie byłem, zresztą daremnie byłbym,przygotowany.A więc jeśli chodzi o drewniaki, okazało się, że z czasem łamią się w nichobcasy.Chodzimy więc na grubych spodach, które w pewnym punkcie pod piętą naglecienieją i zaokrąglają się niczym gondola, więc kołyszemy się na tych okrągłych spodach jakwańka-wstańka.Ponadto w miejscu niegdysiejszego obcasa, między piętą drewniaka a bardzocienkim tu spodem, powstaje coraz większa szpara, w którą przy każdym kroku bezprzeszkód włazi zimne błoto, a z nim drobny żwir i rozmaite ostre kamyki.Tymczasem butyjuż dawno otarły kostki i wyżarły niezliczone ranki w miękkich miejscach poniżej.Otóż teranki  zgodnie z ich właściwościami  wilgotne  a ich wilgoć jest lepka.Z czasem niemożemy się już więc uwolnić od drewniaków, stają się nie do zdjęcia, bo przylgnęły i jaknowa część ciała niemal przyrastają do nóg.Chodziłem w nich w dzień i kładłem się do snu,już choćby po to, żeby nie tracić czasu, kiedy będę musiał w nocy schodzić, a dokładniej,zeskakiwać trzy, a czasami nawet cztery razy.W nocy jeszcze pół biedy: z trudem, potykającsię, ślizgając w błocie, docieramy jakoś do celu w świetle reflektorów.Ale co robić za dnia,jeśli biegunka dopadnie nas  co nieuniknione  w komandzie? Człowiek zbiera wtedy całąodwagę, zdejmuje czapkę i prosi strażnika o pozwolenie:  Gehorsamst, zum Abort  zakładając oczywiście, że w pobliżu jest klozet, na dodatek taki, z którego mogą korzystaćtakże więzniowie.Ale załóżmy, że jest, załóżmy, że strażnik jest dobrotliwy i udzielapozwolenia raz, potem drugi; niechże więc spytam: kto może być tak bezczelny, takzdeterminowany, żeby po raz trzeci wystawiać jego cierpliwość na próbę? Wtedy pozostajejuż tylko niema walka, z zaciśniętymi zębami, z drżeniem w dołku, zanim rozstrzygnie siępróba i w końcu zatriumfuje albo nasze ciało, albo nasza wola.A jako ostateczne narzędzie  czy to spodziewane, czy też nieoczekiwane, prowokujemyje czy właśnie staramy się go uniknąć  zawsze i wszędzie jest bicie, w tym względzie ja teżodebrałem należną mi część, oczywiście, ale nie większą  jeśli nie mniejszą  niż zwykła,przeciętna, powszednia, jak ktokolwiek, jak którykolwiek z nas, a więc taką, która nie jestnastępstwem jakiegoś szczególnego, osobistego pecha, lecz tylko normalnych warunków wnaszym obozie.I szczególna niekonsekwencja, ale muszę powiedzieć: spotkało mnie to nie zwoli esesmana, który właściwie był bardziej do tego powołany, bardziej uprawniony,zobligowany czy jak to określić, lecz żołnierza w żółtym mundurze jakiejś mętnej organizacjio nazwie Todt, zajmującej się, jak słyszałem, inspekcją pracy.Był tam i zauważył  ale co zagłos, co za skok  że upuściłem worek cementu.Noszenie cementu każde komando, i wedługmnie całkiem słusznie, naprawdę przyjmuje z należną jedynie całkiem wyjątkowym okazjomradością, do której niechętnie się przyznaje nawet wśród swoich.Człowiek pochyla głowę,ktoś zarzuca mu na plecy worek, z którym wlecze się noga za nogą do ciężarówki, tu ktośinny mu go zdejmuje, potem człowiek, kiedy tylko może, wlecze się z powrotem okrężnądrogą, jeśli ma szczęście, stoi przed nim jeszcze kolejka, a więc może znów uszczknąć trochęczasu, znów do następnego worka.Worek waży wszystkiego dziesięć, piętnaście kilo  wdomowych warunkach byłaby to dziecinna zabawka, może nawet pograłbym nim w nogę; tujednak potknąłem się i upuściłem go.Najgorsze, że przy tym pękł, a przez pęknięciewysypała się na ziemię jego zawartość, surowiec, skarb, drogocenny cement.Już był przymnie, już czułem jego pięść na twarzy, potem, kiedy powalił mnie na ziemię, jego but nażebrach, a na karku jego rękę, gdy wciskał mi twarz w ziemię, w cement: mam go pozbierać,wydrapać, wylizać  życzył sobie całkiem niedorzecznie.Pózniej szarpnięciem postawił mniena nogi: już on mi pokaże  ich werde dir zeigen, Arschloch, Scheisskerl, verfluchterJudehund!  że więcej nie upuszczę żadnego worka, obiecał.Od tej chwili za każdymnawrotem on sam zarzucał mi na plecy nowy worek i tylko mną się interesował, tylko o mniesię troszczył, wyłącznie mnie śledził spojrzeniem do ciężarówki i z powrotem, i brał mnie napoczątek nawet wtedy, gdy według kolejki i sprawiedliwości powinni byli podchodzić poworki inni ludzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •