[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedyś jednak Mikołaj wykradł się z domu, kiedy matka patrzyła w drugą stronę; zauważył,że idę drogą i chciał się przywitać - zawsze to robił w szkółce niedzielnej.Widziałem go w swojej pamięci, małego,chudego chłopca o rudych włosach; słyszałem też wołanie jego matki, która zauważyła nieobecność syna:- Mikołaju! Mikołaju! ^Widzenie rozprysło się na kawałki.Wiedziałem, że potwornie zbłądziłem; stałem sparaliżowany przed milczącym zgromadzeniem i czułem, jak Szatandelikatnie gładzi mnie po włosach na karku.Temperatura w kaplicy zaczęła opadać.Rozejrzałem się dokoła, zdziwiony, że nikt nie drży.Czułem śmiertelny chłód i tylko z najwyższym wysiłkiemzdołałem powiedzieć:- Wróg jest wśród nas.- Powiedziałem to bezmyślnie, ale całkiem wyraznie.Musiałem dać do zrozumieniaSzatanowi, że w pełni uświadamiam sobie jego obecność.Wierni wpatrywali się we mnie w zdumieniu i z zakłopotaniem zdałem sobie sprawę, że nie zrozumieli.- Siły ciemności toczą wieczną walkę z siłami światła - powiedziałem głośno.370 Wciąż wpatrywali się we mnie szeroko otwartymi oczami; dygocząc ruszyłem ku pierwszemu rzędowi ławek.- Siły ciemności próbują mnie zniszczyć - mówiłem bardzo wyraznie.Wierni wydali wreszcie okrzyk, a ja odniosłem wrażenie, że rzędy twarzy zmieniły się nagle w kawałki drewna,suche i nieożywione, czekające na iskrę, która je rozpali.Lustrowałem wzrokiem rząd za rzędem, szukając zródła zagrażającego mi zła.Zrozumiałem, że Szatan nie był jużatmosferą mrożącą kaplicę.Oblekł się w ciało, ukrył się za ludzką maską, ale wiedziałem, że nie mogę pozwolić, bymnie zwodził.Musiałem go wytropić i zmusić do ujawnienia, bym mógł mu stawić czoło, przezwyciężyć i pokonać.- Wstań, Szatanie! - krzyknąłem nagle.- Wstań i ukaż się!W chwilę pózniej ujrzałem bladą z przerażenia twarz Anny, ale zanim zdążyłem do niej krzyknąć, żeby uciekała,siedzący obok niej człowiek wstał, a racjonalny świat natychmiast się rozpłynął.To był ojciec Darcy.VKrzyknąłem.Próbowałem się cofnąć, ale coś się chyba stało z moimi nogami; były tak ciężkie, że nie mogłem nimi poruszyć.Chciałem przetrzeć oczy, ale ręce też stały się ciężkie; nie potrafiłem już podnieść dłoni, mogłem tylko patrzyć naojca Darcy w habicie fordytów.Wiedziałem, że to nie mógł być on, ale jednocześnie wiedziałem, że patrzę na ojcaDarcy.Panika szarpnęła mnie za gardło.Uniosłem ręce, szukając pektorału, ale okazało się, że po przebraniu się wsutannę zapomniałem go założyć.Moja panika narastała.Próbowałem powiedzieć:  W imię JEZUSA CHRYSTYSA.", ale język jakby odłączył sięod mego mózgu, więc nie mogłem odegnać Szatana najpotężniejszą bronią egzorcysty.W końcu lęk odegnał szokparaliżujący moje ruchy.Cofnąłem się, wpadłem na ołtarz i sięgnąłem po drewniany krzyż, jednak zapomniałem, ileważył, więc po chwili wyśliznął mi się z rąk.Schyliłem się, by go podnieść; stał się ciężki jak ołów, ani drgnął.Zirytowany tym złośliwym zakłóceniem praw fizycznych spróbowałem powiedzieć: Jezus jest Panem", ale kiedyjęzyk odmówił mi posłuszeństwa, ogarnęło mnie ostateczne363 przerażenie, ponieważ pojąłem, że to ja stałem się Diabłem wcielonym.Zło nie znajdowało się wśród wiernych, alewe mnie.Zadrwiłem z woli Boga uganiając się za własnymi pragnieniami, padłem ofiarą demonicznej infiltracji, ateraz sam Szatan wystąpił, by zająć moją duszę.Ta ohydna prawda rozbłysła w moim umyśle w ciągu jednejsekundy, ale nie mogłem się nad nią zastanawiać.Nie miałem czasu.Obejrzawszy się przez ramię zobaczyłem ojcaDarcy -nie jako Diabła wcielonego, ale jako sługę bożego - egzorcystę.Był w równie dobrej formie, jak podczasnaszego pierwszego spotkania; drogie kamienie migotały na jego pamiętnym pektorale, kiedy cicho, groznie,zdecydowanie szedł między ławkami, żeby mnie unicestwić.- Nie podchodz! - szepnąłem i wycofałem się za ołtarz, ale wiedziałem, że byłem wobec niego bezbronny.- Nikomunie wolno mnie dotykać! - krzyknąłem zdesperowany.- Jestem Szatanem, zabiję każdego, kto mnie tknie! - Otwąrtypłomień błysnął w hubce z krzesiwem; ktoś wydał okrzyk przerażenia.Wybuchła histeria.Krzyki, wrzaski, wycie, nawoływania, jęki -wszyscy runęliśmy prosto do piekła.Wiernipopędzili ku wyjściu W panice, ale chociaż uświadamiałem sobie narastający hałas, nie mogłem obserwować ludzitłoczących się na tyłach kaplicy.Jak zahipnotyzowany wpatrywałem się w ojca Darcy.Nie zwracając uwagi narozgrywające się za jego plecami pandemonium, dotarł do ołtarza i teraz stał naprzeciwko mnie po drugiej stroniestołu.Wyczułem siłę jego psychiki; koncentrował się, a kiedy otulił mnie swą psychiką, poczułem dezorientację, boinaczej ją pamiętałem.Psychika ojca Darcy była silna, potężna, ale subtelna i giętka.Ta nowa psychika była silnaiiiotężna, ale tępa i szorstka.Pojmując, że próbował się ukryć pod przebraniem, pomyślałem: jakie to sprytne!Wiedziałem jednak, że muszę dać mu znać, że nie dałem się oszukać.Przekrzykując chaotyczny hałas zawołałem:- Wiem, kim jesteś! Myślisz, że możesz mnie zniszczyć tak jak Whitby'ego, ale włożę cię z powrotem do trumny,spalę cię na popiół.Ojciec Darcy zbliżył się nagle z szybkością, która odebrała mi mowę.Schylił się.Chwycił dębowy krzyż.Trzasnąłnim o dzielący nas stół.Potem krzyknął z siłą, która zaparła mi dech w piersiach:- W imię JEZUSA CHRYSTUSA, nakazuję ci, Szatanie, opuść tego człowieka, wejdz w dzikusa, który znajduje siędaleko stąd, i nigdy nie wracaj!Opuściły mnie siły.Straciłem przytomność.372 VIPo odzyskaniu przytomności myślałem, że znajduję się w londyńskiej celi kar.Pózniej poznałem nagie ścianyzakrystii kaplicy.Leżałem na podłodze, a pod głową miałem coś na kształt poduszki; okazało się, że podłożono midla wygody moją zwiniętą komżę.Wciąż miałem na sobie sutannę.Kiedy się poruszyłem, gdzieś za mną krzesłozaszurało po podłodze i klęknął przy mnie człowiek w stroju naczelnego opata zakonu fordytów.- Francis! 0, mój Boże.- Powrót pamięci był równie przerażający jak powrót zdrowia.- Masz - powiedział Francis, wkładając mi w dłonie swój ozdobiony klejnotami krzyż.- Trzymaj.Już wszystko wporządku.Chwyciłem krzyż.- Jezus jest Panem! - wykrztusiłem, opadłem z powrotem na komżę, ale wkrótce strach wyparł uczucie ulgi.-Francis, nie pozwól im mnie zabrać, nie pozwól im mnie zamknąć w zakładzie.- Nikt cię nie zabiera.Uspokój się.Jednak nie przestawałem się gorączkować.- Gdzie jest Anna?- Nie ma jej tu w tej chwili.- Czy mnie opuściła?- Oczywiście, że nie! - odparł Francis z oburzeniem.- Francis, daj słowo.przysięgnij.że mnie nie opuściła.- Daję słowo.Nie ma potrzeby przysięgać.- Ale Francis, Anna już mnie nie kocha.- Nonsens! Właśnie dlatego, że cię kocha, nie ma jej tu teraz.Napisała do mnie.Bardzo trudno było strawić tę nowinę.- Napisała do ciebie? Anna? Ale o czym, na Boga?- A jak myślisz? Napisała, że potrzebujesz pomocy i że strasznie się o ciebie martwi.- To ty musiałeś być gościem na lunchu - powiedziałem oniemiały.- Widziałem dodatkowe nakrycie w stołowym,ale nie przyszło mi do głowy.- Cyryl oczywiście też do mnie napisał, przysłał mi nawet mrożące krew w żyłach wycinki z  The Starbridge WeeklyNews" [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •