[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potrzebuję pieśni bogów, rozumiesz?- Taa.! - kracze i znowu odlatuje.Uroczysko znajduje mi po pół godzinie marszu wśród lasu i skał.Okolona z trzech stronbagnem polanka, najeżona wapiennymi skałami, ostrymi niczym zęby, na której sterczy kilkaobłąkańczo powykręcanych drzew, wszystkie są jednak uschnięte.Podobnie jak trawa,krzewy i jakieś zioła.Wszystko jest martwe.Koncentruję się i aktywuję Cyfral.* * *Wystrzeliła gdzieś zza jego głowy, migocąca opalizującymi skrzydełkami, i obleciała polanęszybkimi zygzakami, zatrzymując się na chwilę przy krzewach i skałach jak motyl.Drakkainen ukląkł przy niewielkim, wypełnionym wodą wgłębieniu, zanurzył dłoń.Woda była przezroczysta, ale brązowa jak słaba kawa.- Urrok! - zakrakał Nevermore.Zwiadowca uniósł dłoń i obejrzał ją ze wszystkich stron.- Nic tu nie ma - oznajmił z rozczarowaniem.- Nie widzę tej poświaty.To chyba nie jesturoczysko.Wygląda dobrze, ale nic więcej.- Tu kiedyś była moc - powiedziała Cyfral.- To widać po roślinach, czuje się w ziemi.Jednak znikła.Tak po prostu. - Brraak! - rozdarł się Nevermore.- Nie ma urrok! Upiory zabrały! Poszły! Do Ciernia!Do Węży! Braak! Nie ma mgłaa! Nie ma opaar!- Jasne - rzucił Drakkainen.- Brawo.Jeszcześ się w życiu tyle nie nagadał.Dopierozaczynam rozumieć.To jest surowiec strategiczny.Stąd te upiory, Obudzeni i inne atrakcje.Skurczybyk ściąga je do siebie.Robi zapasy.Pieśni bogów, gdziekolwiek są, dostają nóg ilezą do niego.Przynajmniej te, o których wie.Eksploatuje uroczyska, tak jak to.Kiepsko znami, panie i panowie.- Znalazłam resztki - zaraportowała Cyfral.- Są w jagodach.- W czym?!- W jagodach - powtórzyła.- Niektóre z tych krzaczków to jagody.Krzaczki umarły,kiedy moc odeszła, ale jagody tylko wyschły i uwięziły urok w środku.Przyjrzyj się.Vuko przyklęknął i zerwał pomarszczony, brązowawy owoc wielkości rodzynka.- Nie są toksyczne?- Nie w normalnym sensie.Są skażone klątwą, ale o to ci przecież chodziło.Gdyby nierosły na uroczysku, najwyżej by cię trochę przeczyściło.Nie jadłabym ich jednak.Niewiadomo, jak zadziałają.Lepiej wykorzystać jakoś inaczej.- Nie wierzę, piczku materinu - burknął Drakkainen, klęcząc wśród wyschłych krzaczkówz kubkiem w ręku.- Zbieram jagody do kubeczka.Tam się świat pali, a ja zrywam sobiekopane jagody.Na całej polanie udało mu się wyskubać z pół kubka pomarszczonych owocków.Potrząsnął naczyniem i zauważył blade migotanie, niczym mikroskopijne igły lodu, unoszącesię w mroznym powietrzu.- Jest - oznajmił.- Przynajmniej odrobina.Zawinął jagody w szmatkę, obwiązał jeszczedodatkowo rzemykiem.- Nie wystarczy - powiedziała Cyfral.- Jeśli dojdziemy do ludzi, będziesz musiałzapakować to hermetycznie.Dla nich to gorsze niż ebola.- Na razie nie mam w co - odparł.- Wracamy na szlak.Kawałek dalej rzeczywiście zaczął rozpoznawać okolicę.Przełęcz, na której znalazłczapeczkę jednego z uprowadzonych dzieci.Wielką halę, którą przechodził jeszcze za dnia.Szedł ponuro, z zaciśniętymi zębami i jakiś przyczajony, nie zdejmując dłoni z rękojeścimiecza, cały czas trzymając się skraju lasu.Dom Grunaldiego Ostatnie Słowo był tuż-tuż.Dom albo zwęglony szkielet dawnej sadyby.Spacyfikowane pogorzelisko, z trupamiuwiązanymi na łańcuchach do palisady. Nevermore odleciał na zwiad i nie wracał.Drakkainen wspiął się prawie na szczytzbocza, a wtedy nagle skręcił pod osłonę lasu i usiadł pod drzewem.Zdjął plecak,rozsznurował rzemienie, zaczął grzebać w środku.Potem oklepał kieszenie kurty, znalazłfajkę i wsadził ją w zęby.Następnie wydłubał kapciuch, z troską przegrzebał palcami smętneresztki tytoniu.Cyfral zawisła przed jego twarzą, patrząc, jak wydłubuje uważnie szczyptę zaszczyptą, by w końcu wytrzepać do fajki okruchy z dna woreczka.- Co ty robisz? - zapytała.- Nie ma co oszczędzać - oznajmił, odwracając kapciuch na lewą stronę.- Jeśli tam jestwszystko w porządku, to mam w bagażach jeszcze ze dwie paczki.Mój  Prince Albert" ijeszcze jakiś, który ktoś wcisnął mi do kapsuły desantowej.A jeśli sadyby nie ma, to trzebabędzie się bić, żeby przejść dalej.A w takim razie muszę odpocząć.- Vuko, przecież to nic nie zmieni.- Nie zawracaj mi głowy.yle się czuję.Jest mi niedobrze, boli mnie żołądek, pocą mi siędłonie, jestem osłabiony i bolą mnie mięśnie.Może mam grypę.- Vuko.Ty się boisz.Nie odpowiedział.Znalazł krzesiwo, usypał na kawałku kory kupkę zestruganych nożemtrocin i wyschłych kawałków plechy jakiegoś mchu.t- Vuko.Wystarczy wyjrzeć za krawędz zbocza.Od razu będziesz wiedział.- Nie przeszkadzaj - odparł niewyraznie, rozdmuchując żar.Uniósł zwycięsko płonącądrzazgę i zbliżył ją do główki fajki.Potem siedział nieruchomo i, pykając kłębami aromatycznego dymu, patrzył naporośnięte lasem wzgórza zasnute jesienną mgłą.Cyfral usiadła na gałązce i splotła wdzięcznie nóżki ze zniecierpliwioną miną.Po jakimś czasie Drakkainen z nieprzeniknioną twarzą wydobył z plecaka kawałek sera,wędzonki i odłamał pół płaskiego bochenka.Położył to wszystko na liściu, po czym wyjąłmiecz i spojrzał wzdłuż ostrza, przymykając jedno oko.Z kieszonki przy pochwie nożawyciągnął osełkę i zaczął metodycznie ostrzyć miecz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •